.

GRY

środa, 30 grudnia 2015

Rozdział 24

Ważna notka pod rozdziałem :)
_____________________________________________
Emily

Ktoś zapukał do drzwi, od razu miałam przed oczami słowa Jaya uważaj cały czas na siebie i zwracaj na wszystko uwagę. Podejrzliwie popatrzyłyśmy się na siebie z Rose i ostrożnym krokiem, cicho jak mysz, ruszyłyśmy w stronę drzwi. Miałam przeczucie, że nie będzie to coś co nas zadowoli, wręcz przeciwnie...

-Otwieraj - ktoś uderzał pięściami w drzwi
-Dzwonię po Nathana - pobiegłam po telefon
-Nie ma takiej potrzeby - zaśmiała się cicho patrząc przez oczko od drzwi
-Co?
-To Max - powiedziała radośnie wskazując drzwi
Popatrzyłam przez oczko i faktycznie to był George, poznałam go po koszulce
-Otwierać do cholery - krzyczał
-Ale to nie jego głos - powiedziałam szeptem
-Cholera
-Mamy patelnię? - zapytałam
-Ty w takim momencie jesteś głodna?
-Nieee - pokręciłam oczami - leć po nią a ja piszę do Sykesa

Durniu, rusz tu dupę, szybko

-Wpuszczaj mnie bo rozjebię te drzwi - krzyczał
-Proszę bardzo
-Co ty robisz? - zapytała zaskoczona
-Zobaczysz - otworzyłam szeroko drzwi, po czym ukryłam siebie i Rose za nimi
-Gdzie kurwa jesteś?!  - przekroczył próg mieszkania
-Tutaj kochanie - powiedziałam po czym szybo uderzyłam go drzwiami i wypchnęłam na korytarz
-Ty pizdo - przycisnął mnie do ściany

Rozsądek mówił mi poczekaj na Nathana, ale każdy wie, że ja go nie słucham. Chwyciłam napastnika za rękę i kopnęłam go w krocze, co od razu położyło go na ziemię.

-Nieźle - stwierdziła Rose

Mężczyzna na początku zdezorientowany sytuacją, nie stawiał oporów, ale nagle go olśniło i się rzucił na mnie, po drodze rzucając Rose o ścianę. Ten debil usiadł na mnie okrakiem i zablokował mi jakikolwiek sposób obrony.

-Co gówniaro? Myślisz, że uciekniesz ode mnie? Dawaj moją kasę!
-Co? - szarpałam się próbując oswobodzić się
-Zostaw ją! - nagle usłyszałam znajomy głos

Nagle, poczułam, że ciężar jakim był tamten koleś, zniknął. Otworzyłam oczy i zobaczyłam jak Nathan zadaje ciosy przeciwnikowi.

-Ale od Ciebie jebie alkoholem - stwierdził jednoznacznie Sykes
-Jemu zawsze do śmiechu - pomyślałam
-Tak? A wiesz jak wygląda krew? - zapytał zdenerwowany mężczyzna
-Tak, znam nawet swoją - wypalił

Pijany koleś wykorzystując nieuwagę Nathana położył go na ziemię i próbował uderzyć go w twarz, jednak ten skutecznie się bronił. Walka brnęła w zaparte. Widać było, że dla Nathana to żadne wyzwanie, za każdym razem blokował przeciwnikowi atak. W pewnym momencie rozbrzmiał dźwięk uderzenia. Zdesperowana Rose uderzyła tamtego zaaferowanego idiote patelnią w głowę, na co ten wpółprzytomny opadł  na podłogę.

-Rose, eee dobrze się czujesz? - zapytałam niepewnie
-Hmm.. W porządku - odparła z uśmiechem
-No Nathan, twoja męskość traci na wartości - powstrzymałam śmiech
-Ale to ja Cię uratowałem - powiedział dumnie
-A ja Ciebie - zgasiła go Jenner
-Miałaś farta - wstał - zadzwońcie po policję bo facet się zaraz obudzi, ewentualnie walnijcie go jeszcze raz patelnią, policja przyjedzie do tego czasu, ja spadam
-Tchórz - uznałam
-Nie, tylko rozsądny mężczyzna - puścił oczko - myślisz, że policja nie zna kolesi z gangów? - zapytał retorycznie - jak coś to dzwoń, a i nie mów o moim udziale - powiedział i zniknął za ścianą


***

-Czyli mężczyzna pijany napadł na panią? - zadawał pytania policjant, biegle zapisując wszystko w notesiku
-Tak jakby
-Dobrze, więcej od pań nie chcemy, tylko tutaj podpis - wskazał wykropkowane miejsce - dziękuję i niech pani zajrzy do lustra - powiedział śmiejąc się - do widzenia
-Co? - odwróciłam  się w kierunku przyjaciółki która kładła się już ze śmiechu - nie wierzę - skamieniałam - kiedy ja zeznawałam ty ściągnęłaś z siebie to gówno a mi nie przypomniałaś, że też je mam
-Też Cię kocham - wyszczerzyła się
-Idę Ci połamać prostownicę - odparłam dumnie kierując się w stronę łazienki
-Powodzenia - rozłożyła się na kanapie
-Szykuj kasę na nową - wykrzyczałam i chcąc nastraszyć ją wzięłam dwa długopisy z torebki i złamałam je na pół
-Em! - wyparowała z salonu o mało się nie wywalając po drodze
-Słucham
-Zwariowałaś?!

Wyszłam z prostownicą w ręku z łazienki i zapytałam
-Stało się coś?
-Już myślałam - odetchnęła
-Co? Przecież ja dopiero zaczynam - na moje słowa wyrwała swoje "dziecko" i odłożyła je na miejsce
-NIE DOTYKAJ TEGO - zagroziła - i zmyj maseczkę, 10 min już dawno minęło
-Z chęcią

***

-O co chodziło z tym kolesiem? - pytał zaciekawiony Max
-Pijany był, jakaś akcja z żoną
-To był twój mąż?!
-Trochę niekumaty jesteś - stwierdziłam
-Żartuje
-Każda wymówka na usprawiedliwienie swojej głupoty zawsze dobra, nie?
-Mów co z tym pijakiem
-Przed nami mieszkała tu jakaś kobieta z dzieckiem która ciągle ucieka przed tym psycholem, z tego co mi policja powiedziała, to bił je regularnie i ona uciekła od niego wybierając z banku większość oszczędności dlatego darł się po mnie o jakąś kasę
-I co? Nathanek zjawił się w porę i uratował swoją księżniczkę? - kpił Tom
-Raczej ktoś GO uratował... - po moich słowach wszyscy wybuchnęli śmiechem
-Nie wierzę, laska uratowała NATHANA JAMESA SYKESA
-Patelnią...
-Bez tego też bym sobie dał radę - dodał Sykes
-Wmawiaj to sobie
-Nie muszę
-Czyżby?
-To co jemy? - wydarł się Jay

Wszyscy popatrzyliśmy się na niego pytająco, na co ten tylko powtórzył pytanie, mówiąc, że jest głodny

-Może pizza? - zaproponował Siva na moment odrywając się od telefonu
-Znowu? - powiedział zawiedziony loczek
-Może tak dla odmiany ją zrobimy? - zapytałam
-Jeżeli mamy z czego..
-Kuchnie macie full wypas, lodówka ma z 2 metry i nie macie w niej nic?
-Tyle co mleko i piwo
-Świetne połączenie - zaklaskała przyjaciółka - w takim razie idziemy na zakupy
-Pójdę z wami - wstał loczek - tak dla bezpieczeństwa - tłumaczył się
-Jasne - mruknęłam

***

-Tak w ogóle co mamy kupić? - marudził McGuiness błądząc oczami między regałami
-Nie robiłeś nigdy pizzy? - zapytałam
-Kiedyś, zazwyczaj zamawialiśmy
-Dobra, lecisz po kukurydzę w puszce, 2 duże cebule bo reszty pewnie nie ogarniesz - rozkazałam

Jay trochę zmieszany i zamyślony tym co mu powiedziałam poparzył na mnie podejrzliwie i pociągnął Rosie za rękę po czym znikł za półką

-Dzięki, wysyłam go po dwie rzeczy a ten bierze mi pomocnika - westchnęłam - okej, skup się, mąka, szynka, sery, olej, drożdze i zioła prowansalskie - czytałam w myślach produkty

W koszyku znajdowały się właściwie już wszystkie produkty więc mogłam spokojnie poszukać moich zakochańców. Błądziłam między działami i nie mogłam ich znaleźć, za każdym razem wchodząc do innego działu, przeżywałam rozczarowanie, został jeszcze ogród i kuchnia, ale co oni by tam do cholery robili... Energicznie skręciłam na inny sektor i na moje nieszczęście zderzyłam się z kimś
-Uważaj jak chodzisz! - krzyknęłam, jednak gdy zobaczyłam twarz tej osoby, trochę się zmieszałam - Ryan? Ja.. Ja przepraszam, nie mogę znaleźć ...
-Spokojnie, nic się nie stało, zdarza się - uśmiechnął się mile - Co tam u Ciebie?
-A całkiem dobrze, a u Ciebie?
-W porządku, jak długo będziesz w Nowym Jorku?
-Coś około tygodnia, a ty?
-Kilka dni, może dłużej,  zmieniałaś może numer?
-Nie, a co?
-Tak tylko pytam, może umówilibyśmy się na jakąś kawę czy coś?
-Chętnie, aleee.. Zajęta jestem, mam trochę roboty
-Przygotowania do wybiegu idą równo, nie?
-Tak, tak.. Chwila, skąd o nim wiesz? - uniosłam brew
-Eeee noo... Bo siostrzenica cioci też startowała, ale jej się nie udało, a to taka plotkara, że musiała się dowiedzieć komu się udało

Ryan tak uroczo wyglądał jak tłumaczył się drapiąc się po szyi... Nawet polubiłam go i jego uśmiech. Znam go może kilka miesięcy, czasami piszemy, nie jesteśmy zbyt blisko ale jednak miło mi się z nim rozmawia

-To może po wybiegu spotkamy się, co ty na to? - zapytał
-Wiesz, no z wielką chęcią, ale nie sądzę, że się uda, mam sporo na głowie, kiedy indziej - wybrnęłam

Nie chciałam się z nim spotykać w tak dużym mieście, coś mnie tchnęło aby nie zgadzać się na to. Może po powrocie...

-Jasne, rozumiem - uśmiechnął się
-Może.. - nagle dojrzałam za chłopakiem moją kochaną dwójkę zawzięcie o czymś dyskutującą  - wiesz co, przepraszam Cię, ale ja już idę, innym razem się dogadamy
-Dobra, to pa
-Pa - machnęłam tylko ręką i szybkim krokiem ruszyłam do mojej zguby

***

-Fajnie wam się zwiedzało supermarket? - założyłam ręce na piersiach
-O tu jesteś - powiedział głupkowato Jay
-Słaby z Ciebie aktor - uśmiechnęłam się z zaciśniętymi zębami - masz to o co Cię prosiłam?
-Co? - oderwał się wzrokiem od Rose
-Nie gadaj...
-A co ty chciałaś? - zapytał zdziwiony
-Fajerwerki! - krzyknęłam i zasłoniłam twarz ręką
-Jay, przecież miałeś to w rękach - Rose pokazała na jego dłonie
-Jak widać już nie mam - wzruszył ramionami
-Z serii Jay na zakupach - powiedziałam
-Kupi się po drodze - powiedział obojętnie
-Nie kochany, zapierniczasz w podskokach po tą cholerną kukurydze i cebulę - wskazałam za niego - i zrobisz to bez Rose - zasłoniłam ją ciałem i zmroziłam go wzrokiem
-Ale ja nie pamiętam gdzie to było - marudził
-To masz problem - zaśmiała się przyjaciółka
-Biegiem! - zdenerwowałam się
-Dobraaa, już idę

***

Podczas robienia pizzy nie obeszło się bez udziałów chłopaków z zdwojoną głupawką niż zwykle, jednak finalnie, razem z Rosie zrobiłyśmy jedną, wielką pizzę. Prawdopodobnie nie była trująca gdyż wszyscy jedli ją ze smakiem
-Dziewczyny jesteście aniołami - stwierdził Max
-A nasze aureole podtrzymują rogi
-Na serio, lepszej pizzy nie jadłem - zachwalał nas Tom
-A gdzie jest Kels? - zapytałam
-Głowa ją strasznie rozbolała i poszła spać - wytłumaczył Parker
-A okej
-Kupiłyście piwo? - Max dostał olśnienia
-Nie, bo masz go pełno w lodówce
-Wódka?
-Kupiłam trzy
-Kocham Cię normalnie - stwierdził
-Hmm, to jak mnie tak kochasz to przynieś mi jedno
-Ty pijesz? - zapytał zdziwiony
-Tak, to coś dziwnego?
-Nie, a z resztą, Parkera nie przebijesz
-Uważasz,  że mam słabą głowę?
-Na pewno nie mocniejszą niż Tom
-Thomasie przyjmujesz wyzwanie? - wyciągłam rękę
-Jak najbardziej.

____________________________________________
Cześć wszystkim! Jak wrażenia? Czego się spodziewacie? :) Czekamy na wasze pomysły!

Za kilka dni o tej porze będzie now rok. Rok 2016. Z tej okazji chciałybyśmy wam życzyć dużo zdrowia, szczęścia, radości, uśmiechu na twarzy, pełno sukcesów, powodzenia  w szkole/pracy, żebyście dumnie stawiali czoło nowym wyzwaniom, jeżeli ktoś nie poznał tej właściwiej osoby - żeby ją znalazł, żebyście podejmowali właściwe wybory, aby wasze marzenia się spełniły, żeby ten Nowy Rok był lepszy i bardziej udany niż 2015 :) Ale chcemy zwrócić uwagę na jedną rzecz : <w szczególności dziewczyny> szanujcie się, wszystkie żyletki, noże, nożyczki i inne narzędzia do samookaleczania odkładacie na bok. Wiemy, pewnie teraz myślicie, że nie mamy pojęcia o czym teraz w tej notce piszemy, ale jest przeciwnie, znamy osoby które to zrobiły i w dalszym ciągu robią, ale są też takie które skończyły z tym "gównem". Weźcie to na poważnie, NIE WARTO. Mówicie, że to wyładowanie smutku, bólu psychicznego. Ale tak nie jest, tutaj zaczyna się choroba, nie taka z którą idziemy zadowoleni do lekarza, że nie idziemy do szkoły, ale choroba psychiczna. Nie zdajecie sobie nawet z tego sprawy jak bardzo to jest poważne, mówicie, że to tylko ten jeden raz, ale nie oszukujmy się, jeśli teraz się zacznie to trudno skończyć. Myślicie, że jak chłopak was rzuci to świat się wali, nie dogadujecie się z rodzicami/rówieśnikami to najlepiej nie istnieć, coś wam się w życiu nie uda to już nie warto walczyć. Ale przyznajmy, takie jest życie. Zawsze są trudne chwile, tylko nie jest sztuką oszpecić swoje ciało, tylko powstrzymać się od tego. Bądźcie świadomi, że te rany zostaną z wami do końca życia i może wam to przeszkodzić w życiu zawodowym jak i towarzyskim. O ile do tego dotrzecie. Wiemy, zabrzmiało to przerażająco, ale taka jest prawda. Samookaleczanie to pierwszy stopień do śmierci. Myślicie, że lepiej jak odejdziecie, będzie lepiej itp. Ale TAK NIE JEST. Po mimo wielu kłótni z rodzicami, oni was kochają chociaż może się czasami wydawać, że jest inaczej. Zerwie z wami chłopak bo coś mu się usrało, albo po prostu chciał się zabawić, to uważacie, że najlepiej nie gadać z nikim i odciąć się od świata. MYLICIE SIĘ. Dziewczyny, nie dajcie się zmanipulować, miejcie POCZUCIE WŁASNEJ WARTOŚCI! Chłopaki w tych czasach to w większości przypadków dupki, którzy szukają przygody. Związek, to coś poważnego i nie miejcie ślepych oczu. Tych problemów jest tysiąc, ale liczy się jedno, NIE WARTO. Nie chodzi tu o to, żeby powtórzyć tępe gadanie nauczycieli ze szkoły, bo nie i tak nikt ich nie słucha. Chodzi o te, żebyście zrozumiały. Nie warto niszczyć swojego ciała, pod działaniem emocji wydaje wam się, że to najlepsze rozwiązanie, ale kiedy minie trochę czasu, zrozumiecie, że to nie było warte tego. Lepiej wybrać się na siłownię i poćwiczyć do upadłego :) Przestańcie, na prawdę,  powiedzcie komuś o swoim problemie, bo sami sobie z nim nie poradzicie, każdy musi kiedyś się wyżalić i wyrzucić to z siebie. Jeżeli wydaje wam się, że nie macie osoby której możecie zaufać i powierzyć swój problem, nasza poczta zawsze otwarta :) przelejcie swoje smutki, żale, problemy na papier, ulży wam, zobaczycie, a my postaramy się wam pomóc :) Bo uwierzcie, potrzebujecie pomocy w takich sytuacjach.
Kolejnym problemem jest głódówka, wszelkie diety cud. Tak, na bardzo mały okres czasu to zadziała, ale potem to będzie tylko gorzej. Ktoś wam powie, że jesteście grube. Walić człowieka! Będziecie przejmować się zdaniem osoby która pewnie ocenia wszystkich a na swoją dupę nie popatrzy? Błagam... Nie przejmujcie się nimi, bo to głupota. Znam osoby które podczas dorastania były "puszyste" a teraz to kobiecość im dopisuje :) Nie odchudzajcie się, jedyne co możecie zrobić, to zadbać o siebie, zacząć jeść zdrowo i wypierniczcie z diety słodycze, oderwijcie się od Facebooka i poruszajcie się, pobiegajcie, pograjcie, kto jak woli ;) Pokażcie im, że każdy może i namawiajcie innych do zadbania o siebie.
Zostaje jeszcze temat wszelakich używek, narkotyków, dopalaczy, alkoholu. Papierosy i alkohol to może nie takie zło jak dopalacze. Jasne, po dłuższym czasie palenia wasze płuca będą jak kamień :) Ale dopalacze to najgorsze zło.  Codziennie na rynku pojawiają się nowe które jeszcze bardziej są napchane truciznami. Na serio uważacie, że warto? Dopalacze w bardzo krótkim czasie potrafią nawet i zabić :) Chcecie niszczyć sobie organizm, teraz, kiedy jesteście młodzi? Wiecie, nikomu krzywdy nie robicie tylko sami sobie szkodzicie. Taką drogą skończycie po drugiej stronie, szybciej niż myślicie :) Nie zdajecie sobie z tego pewnie sprawy, może chcecie przypodobać się tzw. Popularsom, ale nie tędy droga. Wydaje wam się, że będziecie mega popularni i w ogóle super zajebiści. Jednak oni będą mieli tylko z was ubaw, wiemy bo miałyśmy styczność z takimi sytuacjami. Przemyślcie to sobie. Może ta gadka jest oklepana, ale taka jest prawda. Może nie dotrzemy do większości z was, ale nawet dla jednej osoby warto. Zastanówcie się, pamiętajcie, jak coś nasza poczta <jandjsykes13@gmail.com> zawsze stoi otworem:) Trzymajcie się i obiecajcie sobie, że skończycie z tym w nowym roku i postaracie się nie sięgnąć już nigdy po to i dacie sobie pomóc :) Wierzymy w was! Nowy rok to szansa na pracę nad sobą, zadbajcie o siebie i pamiętajcie że bez pracy nic się nie osiągnie, na wszystko trzeba sobie zapracować, ale uwierzcie, że warto. Wierzymy w was Miśki!

No, ale się rozpisałyśmy 😂
Powodzonka
J & J

Ja wiem co czujesz, co myślisz, zawsze gdy zamykasz drzwi

Walcz, po prostu walcz i się nie poddawaj 





poniedziałek, 21 grudnia 2015

Rozdział 23

Nathan 

-Em.. - popatrzyła się na mnie z bólem i mówiła cichym, zapłakanym głosem
-Dlaczego? Dlaczego mi nie powiedziałeś?
-Bo nie powinnaś o tym wiedzieć...
-Że co proszę? Nie powinnam?! Czy ty słyszysz sam siebie? Nie powinnam wiedzieć w jakiej sytuacji się znajduję? Że mój ojciec leży nieprzytomny w szpitalu? Możesz chociaż ten JEDEN cholerny raz być ze mną szczery? Powiedzieć mi o wszystkim? A nie na każdym kroku się kłócić? Prosiłam Cię! Bądź ze mną szczerzy! Chociaż w tej jednej kwestii, Nathan! Ja już nie mam siły rozumiesz? Te kłamstwa, zatajanie prawdy, to mnie wykańcza! Uważasz, że lepiej żebym o niczym nie wiedziała i nieświadomie chodziła po ulicach myśląc, że nic mi się nie stanie? Żartujesz sobie? Normalnie to bym się na Ciebie darła pół godziny, ale wiesz co? Nie mam już ochoty, po prostu już nie potrafię, zawodzisz mnie coraz bardziej i dajesz coraz więcej powodów aby Ci nie ufać, tego chcesz? Jeżeli tak to udawajmy że się nie znamy, bo widocznie tylko o to Ci chodzi

Patrzyła się na mnie mówiąc to wszystko z bólem w oczach, bez słów zrozumiałabym co chce powiedzieć, wiedziałem, że ona tak długo nie wytrwa, dlatego muszę to jak najszybciej zakończyć, tylko pytanie jak..

-Ty nic nie rozumiesz ani nie wiesz, nie masz o niczym pojęcia! - zdenerwowałem się
-To może spraw abym zrozumiała!
-Nie! Tak jak jest, jest dobrze
-Nie! Wcale nie jest dobrze, może tobie się tak wydaje i odpowiada Ci taki układ, ale mi nie! Mam prawo wiedzieć co się dzieje z moimi rodzicami!
-Wszystko jest dobrze
-Właśnie słyszałam.. Daruj sobie te gierki, zachowujesz się jak dzieciak
-No bo ty jesteś w 100 % dorosła!
-Na pewno bardziej niż ty!
-Co? - przybiłem ją do ściany - myślisz, że jesteś taka najmądrzejsza?
-Przestań!
-Bo co?
-Zachowujesz się jak jakiś pedofil - zaśmiała się
-Śmieszy Cię to?
-Twoje zachowanie mnie śmieszy, próbujesz wzbudzić we mnie strach twoją osobą, tylko w tym problem, że na mnie to nie działa - uśmiechnęła mi się prosto w twarz, jakby nagle ją ktoś inny opętał
-Brałaś coś? - popatrzyłem się na nią niepewnie
-Nie i nie zmieniaj tematu, masz mi powiedzieć co się stało z tatą - momentalnie spoważniała

I weź tu zrozum kobiety...

-Twojemu tatusiowi zachciało się iść na spacer w środku nocy i ktoś go mocno pobił, Luke z Ashtonem będą tam dzisiaj i zbadają teren, mają tam kumpli z tamtejszych gangów i się czegoś dowiedzą, twoja mama będzie wtedy bezpieczna więc nie panikuj, jasne?
-Co z resztą? - brnęła w to zaparcie
-Jaką resztą?
-Nie udawaj idioty, przepraszam, ty nim jesteś! Dobrze wiesz o co mi chodzi
-Młoda, nie pozwalaj sobie na za dużo
-Mów
-Po co?
-Po gówno! Wytłumacz mi to wszystko!
-Nie
-I kto tu jest dorosły?
-Co chcesz wiedzieć? - nie wytrzymałem już, ona wie dobrze jak mnie sprowokować, czasami mam wrażenie, że zna mnie jak nikt inny
-Wszystko
-Jak zawsze - w odpowiedzi uśmiechnęła się sarkastycznie - po prostu nie wychodź sama z domu, to Ci do szczęścia wystarczy
-No tak się składa, że nie
-To masz problem
-Żałosny jesteś, zamiast mi powiedzieć wszystko to bawisz się w kotka i myszkę, zachowujesz się dziecinnie, w biciu się, wyścigach i tych innych bzdetach to może jesteś niezły ale w gadce to nawet grosza nie jesteś wart
-Że ja? - zacząłem się śmiać - Ja przecież jestem najlepszy w każdej kwestii - nie mogłem powstrzymać śmiechu
-Powiesz mi w końcu? - ze złością próbowała nawiązać do tamtego tematu
-Ktoś Cię śledzi, już, zadowolona?
-Nie - powiedziała jakby to było oczywiste
-Ja jej to powiem - wtrącił się Jay - już dawno zauważyliśmy, że ktoś Cię śledzi, próbowaliśmy dowiedzieć się kto to, ale za każdym razem uciekał w porę lub znikał w tłumie ludzi, najdziwniejsze jest w tym wszystkim to, że znaleźliśmy w waszym mieszkaniu kamery, tak jakby ktoś was obserwował, Em, zastanów się, czy mówiłaś komuś o tym wyjeździe?
-Tylko moi rodzice wiedzieli, że jedziemy do innego miasta
-Może namierzyli Ciebie tak jak my, poprzez telefon - zastanawiał się
-Możliwe, ej, ale chwila moment, skoro u mnie były kamery to u was też mogą być - spanikowała od razu rozglądając się po salonie
-Myślisz, że jesteśmy tacy tępi? Gadalibyśmy o tym wszystkim w pokoju gdzie mogą być kamery - pokręciłem oczami - oczywiście, że sprawdziliśmy też nasze mieszkanie w każdym kącie i nie bój się dzieciaczku, tu Cię nikt nie obserwuje u Ciebie też - uśmiechnąłem się sarkastycznie
-Idiota
-Ale za to przystojny
-Daruj sobie - powiedział zażenowany Jay - wracając, możliwe, że jest to ta osoba która Cię tak jakby szpieguje, znając życie jest to ktoś z dawnego gówna, więc weź to na poważnie, nie wychodź nigdzie sama ani nie rozwijaj nowych znajomości, przynajmniej na czas tej sprawy, zrozum, że to nie są żarty, Emily, jeden nieuważny ruch a może Ci się coś stać, uważaj cały czas na siebie i zwracaj na wszystko uwagę - patrzył na nią z powagą, co widać ją przeraziło
-Czyli dobrze rozumiem? Chcecie mnie odizolować od świata?
-Nie, nie wyolbrzymiaj tego, chcemy żebyś zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji
-No dobra - powiedziała niechętnie
-I jeszcze jedno, dla twojego i Rosie bezpieczeństwa dwóch z nas musi u was zamieszkać do końca wyjazdu - czekałem na reakcję Emily
-No chyba was posrało - spojrzała na nas poważnie
-Ja mówię serio - ciągnął dalej McGuiness
-Ja też - powiedziała z dezaprobatą - jak wy to sobie wyobrażacie? Mamy tylko dwa łóżka z Rose które należą tylko do NAS, będziecie spać na podłodze
-Albo na kanapie
-Powodzenia - zaśmiała się - szykuje się pedał party
-Możemy zawsze spać z wami - wypaliłem
-Kanapa jest fajna, wręcz najlepsza - skamieniała
-Czyli załatwione - odparł Jay

Emily 

***
-Rosee! Jesteś tu? - krzyczałam
-Taaaakkkk - mój umysł podpowiadał mi, że jej głos dochodzi z łazienki
-Co ty robisz? - zapytałam, wchodząc do pomieszczenia
-Maseczkę - mówiła rozsmarowywując zieloną maź po twarzy
-Widzę, że przygotowania do wybiegu idą równo
-Chcesz? Nawilża skórę, wygładza i poprawia koloryt
-Dawaj - usiadłam na wannie
-Wiedziałam - powiedziała z satysfakcją
-Rose, jest sprawa
-Co jest? - zapytała równocześnie rozprowadzając mi po twarzy to coś
-Bo nie jesteśmy bezpiecznie i Jay i Nathan...
-Wiem już o tym - powiedziała jakby ją to nie ruszyło
-Jay Ci powiedział co nie?
-Tak
-A mi dopiero teraz, nie no spoko - na myśl, że dowiaduję się o wszystkim ostatnia mam ochotę się wydrzeć na kogoś, ale nauczyłam się nad tym panować
-Chciałam Ci powiedzieć od razu, ale Jay mnie poprosił żebym tego nie robiła
-A co ty się go tak słuchasz?
-Sugerujesz coś? - zmrużyła oko
-Od pewnego okresu spędzacie razem dużo czasu..
-Przestań - na jej twarzy od razu wymalował się uśmiech - jesteśmy tylko znajomymi
-Znajomymi? Jay to fajny koleś, nie zmarnuj tego, zastanów się dobrze co z tym zrobisz
-Wiem co robię
-Zastanów się - spojrzałam na nią poważnie
-Nie mam nad czym
-Obiecaj
-Emilyyy - zapiszczała błagalnie
-No co?
-To tylko znajomy
-Tak Ci się wydaje
-Żebym ja coś o Nathanie nie wspomniała - zagroziła mi
-To jest inny temat i sytuacja
-Tak Ci się wydaje - naśladowała mnie
-Dobra nie było tematu - pokręciłam oczami
-10 minut musisz mieć to na twarzy a potem zdejmujesz jednym ruchem bo ona się utwardza
-Okej, to idę zrobić sobie kawę, chcesz?
-Z mlekiem

Ktoś zapukał do drzwi, od razu miałam przed oczami słowa Jaya uważaj cały czas na siebie i zwracaj na wszystko uwagę. Podejrzliwie popatrzyłyśmy się na siebie z Rose i ostrożnym krokiem, cicho jak mysz ruszyłyśmy w stronę drzwi. Miałam przeczucie, że nie będzie to coś co nas zadowoli, wręcz przeciwnie...


___________________________________________
Cześć wam! Jak tam? Rozdział może nie jest najlepszy, ale jest :) Możliwe, że jeszcze dodamy nowy w tym tygodniu więc bądźcie czujni :) Czytajcie dalej bo w najbliższym czasie nie będzie już tak nudno ;) Tak w ogóle to niedługo święta :) Czujecie już ten nastrój? Ma ktoś śnieg? Pochwalcie się xx Wprawdzie miała być niespodzianka na święta ale to raczej nie wypali, chociaż w najbliższym czasie postaramy się to zrealizować :) Miłego dnia! 

J&J



piątek, 11 grudnia 2015

Rozdział 22

Z perspektywy Nathana 

-Hej, dasz sobie radę, nie masz się czego bać - wypaliłem, chciałem żeby poczuła wsparcie, żeby chociaż to się jej udało, wiem że ten wyjazd miał być dla niej odskocznią, ale tak raczej nie będzie, nie mogę odstąpić jej na krok, to jest zbyt niebezpieczne, moją głupotą już było się na początek powadzić, teraz muszę uważać, bo nie jest dobrze
-Dzięki - powiedziała po czym Rose szybko pożyczyła jej powodzenia i dziewczyna znikła za drzwiami
-Jak ty to sobie wyobrażasz? - zapytał Max
-O co ci chodzi?
-Stary, jesteś dla niej miły i na siłę udajesz, że jest okej, a jest przeciwnie, kiedy jej zamierzasz o tym powiedzieć?
-Nie teraz, z resztą to nie jest dobre miejsce na taką rozmowę, sprawdziliście nasze mieszkanie?
-Tak, nie ma
-Dobra, pogadamy o tym potem

*** 15 minut później***
Nagle drzwi się otworzyły
-Rose Jenner - powiedziała kobieta
-Nie jest tak źle, nie stresuj się, dasz radę - pocieszała ją szybko wychodząca z sali Em
-I jak? - zapytałem
-Dowiem się jak to wszytsko się skończy
-Coooo? To ile tu będziemy jeszcze siedzieć? - zapytał zawiedziony Siva
-Siedź cicho, jak Ci się nudzi to zadzwoń do swojej dziewczyny, tak w ogóle czemu jej tu nie ma? - zapytała Emily
-Pracuje, nie mogła z nami jechać
-To idź do niej zadzwoń a nie marudź
-Aż tak Cię tam wkurzyli? - powiedział po czym odszedł wyjmując telefon
-Tak ogólnie jak siebie oceniasz?
-Patrząc na konkurencję? Słabo. Podobno przyszła tu siostra jakieś modelki z tej agencji, więc nie mam na co liczyć
-Przesadzasz
-Jak bym tatę słyszała...
-Aż tak staro wyglądam?
-Idź mi przynieś kawę z automatu
-Co ja jestem, kelner?
-Możliwe
-Sama sobie zajdź
-Łooo jaki gentlemen, bić brawa - wstała i poszła piętro niżej, w sumie co za różnica i tak ją widzę
Stanąłem przy barierce na hallu i kiedy zobaczyłem Emily ręce mi opadły, oczywiście rozkminiała przez 5 min jak działa automat, wyglądało to jakby dziecko nie umiało obsługiwać  zabawki, jak usłyszała nasz śmiech, pokazała język, co już totalnie mnie dobiło i nie mogłem przestać się śmiać. Kiedy dziewczyna chciała odejść ze swoją kawą, zatrzymał ją jakiś mężczyzna
-Jay, chodź tutaj - zawołałem go
-Co jest?
-Co to za koleś? - przyjaciel przez moment przypatrywał mu się
-To ten Ryan, o którego ostanio robiłeś awanturę
-Co on tu robi? Przecież mieszka chyba w Londynie
-Nie wiem, ale lepiej niech na niego Em uważa, ta sytuacja jest dosyć dziwna
-Tym bardziej nie będę od niej odstępował
-Wyluzuj, przytulają się, czyli już idzie
-Jakby nie mogli się pożegnać jak normalni ludzie...
-Sykes, zazdrośniku - zaczął się śmiać
-Ja nie jestem zazdrosny, mam jej pilnować, nic więcej
-Nazywaj to jak chcesz - powolnym krokiem ruszył w stronę fotela
-Ty się lepiej zajmij Rose
-Tak też zrobię -uśmiechnął się cwaniacko i zaczął gadać z resztą
Nie wiem o co mu chodziło, ja nie jestem w najmniejszym stopniu o nią zazdrosny, chcę tylko jej bezpieczeństwa, zrobię wszytsko żeby jej życie było normalnie, nie chcę jej robić krzywdy i wkręcać jej w to życie, to gówniane życie, gdzie śmierć jest codziennością, tylko nie zawsze trafia na innych, czasami na twoich, a to boli najbardziej. Za wszelką cenę postram uchronić moich bliskich przed wczesną śmiercią, a oni wiedzą, że może być już blisko.


***
-Ile można ustalać kto to wygra... - niecierpliwiła się Rose
-Nie przesadzaj, wybranie 14 najlepszych lasek ze 100 równie zajebistych nie jest łatwe - powiedziałem
-Palant - parsknęła
Drzwi od sali otworzyły się. Kobieta zaczęła wyczytywać nazwiska i imiona wybranych dziewczyn
Sara Mike...... Jennifer Cooper.... Rose Jennner  - dziewczyny zaczęły skakać ze szczęścia - Eva London oraz Emily - oczy Em się zaświeciły - Hudgens 
-Coooo? - dziewczyna spojrzała na nas smutnym wzrokiem po czym odwróciła się
-Emily, kochana, nie przejmuj się, nie zawsze wszytsko udaje się za pierwszym razem - powiedziała Kels
-Właśnie, jak tobie się nie udało to ja odmawiam - powiedziała dumnie Rosie
-Nie, nie pozwolę Ci na to, masz iść na ten wybieg i pokazać wszystkim na co Cię stać - zbuntowała się
-Chodźmy stąd - powiedziałem
-Ty to potrafisz człowieka pocieszyć, jak tak bardzo Ciebie to nudzi to idź sobie - zmroziła mnie wzrokiem Kelsey
-Nie, przestań, chodźmy stąd - spuściła wzrok Emily
Przez kilka minut się nie odzywała tylko szła ze spuszczoną głową, nawet szkoda mi się jej zrobiło, ale zazdroszczę jej takich problemów. Zazdroszczę, że ma normalne problemy. NORMALNE.

***przed budynkiem agencji***

-Zadzwonię po taksówkę bo w tych szpilkach nie ujdę - marudziła blondynka
-To Tom Cię zaniesie - krzyknął Max
-Jasne, prędzej to on swoje buty zaniesie - wybuchliśmy śmiechem po czym Parker wkurzony pocałował swoją dziewczynę i kazał jej wejść na swoje plecy
-Uuuuu - wszyscy równocześnie powiedzieli, aż nagle ktoś zaczął krzyczeć
-Panno Grey, proszę zaczekać - z drzwi wybiegła jakaś kobieta
-Tak?
-Przepraszam Panią z całego serca, ale zaszła pomyłka, ktoś pomylił zgłoszenia i to Pani wygrała nie Pani Hudgens - mówiła zmęczona biegiem szatynka
-Naprawdę?
-Tak - kiedy dziewczyny to usłyszały zaczęły piszczeć i wskakiwać na siebie
-Dziękuję Pani - powiedziała Grey- teraz to idziemy na nogach
-I po drodze na lody - oznajmił Jay
-Was chyba posrało, mi nogi odpadają - siadła na ławce Rose
-To Jay ciebie zaniesie - Tom wyrównał rachunki na co McGuiness zesztywniał
-Tom nie rozśmieszaj mnie - Em sprowokowała Jaya, na co zrobił prawie to samo co Tom
-Em, wskakuj zmieścisz się - powiedziała uradowana Rose na co Jay o mało co nie zemdlał
-Haha, nie ja poczekam na swojego księcia, zaraz przyjedzie tu na swoim rumaka, zobaczcie- zaczęła się śmiać i reszta popatrzyła się na mnie, więc wiedziałem czego oczekują, znudzony jednym ruchem przewinąłem Emily przez ramię
-No chyba Cię pojebało - powiedziała poważnie
-Bolą nóżki?
-Bolą
-Więc nie marudź
-Mogłeś mnie uprzedzić
-Uprzedzam, że staniesz na ziemię
-Co? - zdziwiła się i odstawiłem ją na ziemię
-Tak się bawisz? - nie zrozumiałem jej
-Tak - na moją odpowiedź wskoczyła mi na plecy i kazała nieść się do domu
-Was to już wszystkich powaliło - powiedziałem pod nosem
-Idź a nie gadaj - zignorowała mnie
-Buntowniczka nam rośnie - zaśmiałem się
-Wal się, Sykes - syknęła

Wolałbym ciebie...

Na szczęście powstrzymałem się przed wypowiedzeniem tego durnego słowa które byłoby nie na miejscu i niestosowne do sytuacji. Doszliśmy do mieszkania, niesienie Emily nie było żadnym wyzwaniem bo jest lekka jak piórko, nie wiem jak to robi ale pasuje mi to, mogę bez żadnego wysiłku podnosić ją i przerzucać przez ramię. Taki układ mi pasuje. Dzień tak właściwie minął dosyć normalnie, co jest pewnie ciszą przed burzą, obawiam się, patrzę się na nich i nie chcę żeby coś im się stało, ich śmiech, uśmiech, radość powinno mnie uszczęśliwiać, a tak nie jest. Kiedy widzę ich szczęśliwych, znaczą dla mnie coraz więcej, kiedy kogoś stracimy, będzie boleć każdego z nas to coraz bardziej. Strata ważnej dla ciebie osoby to nie jest coś o czymś się marzy. To niesamowity ból, zawsze trzymam postawę twardziela i nie okazuję żadnych uczuć chociaż miałbym ochotę siąść i nachlać się do nieprzytomności ale wiem, że byłoby to nieodpowiedzialne i dziecinnie. Czasami lepiej po prostu nic nie mówić, nie będzie problemu i ludzie nie zaczną jak jakieś anioły tępo Cię pocieszać chociaż gówno wiedzą. Tak na prawdę chcą jedno. Chcą coś od ciebie. To ich wspieranie to taka przykrywka. Nie ufam ludziom, bo to fałszywe stworzenia. Ciężko jest znaleźć osobę której możesz w 100% zaufać, bo w tym świecie ludzie są egoistami, zależy im tylko na korzyściach dls siebie, jeżeli znajdziesz osobę która będzie lojalna i godna zaufania, nie pozwól jej odejść, bo wiedz, że tracisz cały swój świat i życie straci sens.

-Nathan - przysiadł się Jay korzystając że wszyscy poszli do dziewczyn
-Mmm?
-Powiedz jej
-Nie
-Masz zamiar dalej ukrywać przed nią prawdę?
-Tak po części, nie chcę niszczyć jej życia, pomyśl, kiedy powiem jej że za rogiem może na nią czekać śmierć to co ona zrobi? Będzie spać ze świadomością, że ktoś ją skrzywdzi, a ja na to nie pozwolę, tylko wiesz w czym leży problem? Że ja nie mogę cały czas z nią być, chociaż bym tego chciał, nie dam rady chronić jej 24h, to jest nie wykonalne, boję się, że jeden mój nieuważny ruch i ona zginie, Jay cholera jasna, wiesz jaki ten gnojek Paul jest, on cieszy się z cierpienia innych, potrafi trzymać kogoś zwłoki miesiącami a potem je podsuwać pod twarz, nie chce żeby jej coś takiego się przytrafiło, bo wiem, że sobie nie poradzi, jeszcze kilka miesięcy temu beztrosko chodziła do szkoły, a teraz? Jej życie zaczyna robić się jak nasze, a ja nie potrafię temu zapobiedz, rozumiesz kurwa nie potrafie! - uderzyłem pięścią w ścianę
-Powiedz jej, lepiej chyba żeby wiedziała i była wszystkiego świadoma i usłyszała to od nas niż żeby ktoś wykorzystał jej niewiedzę przeciwko nam
-Nie wiem kurwa nie wiem, gdyby nie ona i jej ojciec już dawno bym tego gnoja znalazł i zabił, ale nie mogę, musze zadbać o jej bezpieczeństwo, nie mogę was tak zostać, to zbyt ryzykowne, muszę poczekać na moment kiedy on będzie blisko. I zaatakować. Jay, to już nie są żarty - popatrzyłem na niego poważnie
-Blisko? Nie pomyślałeś o tym, że prędzej czy później on ją znajdzie i kiedy ty spuścisz z niej wzrok, on jej coś zrobi i wykorzysta jej niewiedzę przeciwko nam, a wtedy wiesz, że nic innego jej nie czeka jak długa i bolesna śmierć? A ty wtedy gówno zrobisz, bo będziesz bezradny! Paul bez Emily nic nie wskura, on tylko na nią czyha więc powiedz jej to do cholery
-Co mam jej powiedzieć?! Że jakiś psychopata założył kamery w jej mieszkaniu i miał ją na oku? Serio? Że jej ojciec jest takim debilem, że wyszedł sobie w nocy na spacerek i tamci idioci zaatakowali go, a teraz on leży w szpitalu i walczy o życie? Że jej matka jest kompletnie sama? Zanim Hemmings z resztą tam dotrą może być za późno! I dobić ją że ona też nie jest w najlepszej sytuacji? - nagle zobaczyłem zapłakaną Emily wyłaniającą się zza ściany
-Em.. - popatrzyła się na mnie z bólem i mówiła cichym, zapłakanym głosem
-Dlaczego? Dlaczego mi nie powiedziałeś?

_________________________________
Cześć :) Co wy na to? Podoba się? Piszcie :* Tak w ogóle to zbliżamy się do 5 tysięcy! <wow> kiedy zaczęłyśmy pisać tego bloga, nie spodziewałyśmy się tego, jest to dla nas mega zaskoczenie, dlatego jesteście najlepsi! Przyznawać się kto jest z nami od początku? :D 
Kochamy was xx
J & J 

niedziela, 29 listopada 2015

Rozdział 21

Z perspektywy Emily 

-Emily... - usłyszałam głos, który bardzo dobrze znałam
-Nathan? - wstałam - Jezu, ile ja Cię szukałam! - rzuciłam mu się na szyję
-Mnie? Z jakiej racji? - uśmiechnął się znacząco
-Dobrze wiesz z jakiej, szukałam Cię z kilka godzin, po tym jak Tom mi powiedział, że nie ma Cię już całą dobę, wyparowałam z mieszkania i poszłam Cię znaleźć, myślałam, że coś Ci się stało, że nie żyjesz, jakby tak było nie wybaczyłabym sobie tego, nie rób tak więcej, jasne? - uderzyłam go w ramię, na co on się wyszczerzył
-Nie przesadzaj, nie zabiłbym się przecież, nic mi nie jest, możesz już się uspokoić - czekał na moją reakcję
-Eee.. Noo... Ale ja jestem spokojna
-Z pewnością?
-Nie wierzysz? - uniosłam ton głosu
-Chcesz się kłócić?
-Nie, dzięki - powiedziałam od niechcenia i minęłam go, jednak on chwycił mnie za nadgarstek
-Jak Ciebie łatwo zdenerwować - powiedział z satysfakcją
-A Ciebie łatwo wykurzyć z domu
-Zaczynasz?
-Nie
-Idziemy się przejść? - chciał wyraźnie uniknąć kłótni
-Padam z nóg, wolę posiedzieć
-Zawsze mogę Cię nosić - walnął mega smile'a
-To już wolę iść sama - odpowiedziałam na co Nathan się zaśmiał
Przez dłuższą chwilę szliśmy w ciszy, nawet nie patrzyliśmy się na siebie, nie mogąc wytrzymać w tej niezręcznej sytuacji powiedziałam patrząc się przed siebie
-Przepraszam
-Za co? - zapytał zdziwiony
-Za to co powiedziałam, nie sądziłam, że aż tak bardzo ruszą Cię te słowa, nie wiedziałam o Vanessie, przepraszam, nie powinnam mówić tamtych słów... Ja.. Ja nie wiedziałam
-Miałaś prawo o tym nie wiedzieć
-Byłam wtedy cholernie wkurzona, że przyjechałeś tutaj... Chciałam odpocząć
-Ode mnie?
-Wtedy tak
-Co to znaczy wtedy?
-Przed wyjazdem, byłam na Ciebie mega wkurzona, mogłam nawet powiedzieć, że Cię nienawidzę, bo na każdym kroku się kłóciliśmy, to było wyczerpujące, cały czas bałam się, że coś mi się stanie, albo- przerwał mi
-Przecież bym Ciebie obronił, nie?
-Taa - uniknęłam kontaktu wzrokowego
-Wiesz, że nikt Ci nic przy mnie nie zrobi - spoważniał
-Brzmisz jak z jakiejś komedii, ale nie ważne, nawet nie wiesz jakie miałam poczucie winy jak Ciebie tyle nie było, nie mogłeś chociaż napisać smsa? W ogóle gdzie byłeś w nocy?
-Tutaj - powiedział jakby to było oczywiste
-Jak to tutaj?
-W parku
-Dlaczego nie wróciłeś do pokoju?
-Chciałem przemyśleć parę spraw, ale nie gadajmy o tym
-Właśnie, że pogadajmy, to jeden jedyny raz kiedy normalnie gadamy, powiedz o co chodzi
-Nie rozmawiam z nikim zwykle o takich rzeczach
-To pora porozmawiać
-Ciekawi Cię to co?
-Nie tyle co ciekawi, ale chciałabym coś o Tobie wiedzieć
-Dnia nie starczy
-Mam czas
-Dobra - pokręcił oczami
-Chodzi o nią?
-Tak - kopnął w kamyk i wszedł w ulicę w której nikogo ani nic nie było - znając życie wiesz, już, wiec oszczędź sobie współczucia
-Ale chciałabym usłyszeć to od Ciebie - popatrzył na mnie zdziwiony
-Byłem wtedy młodszy.. Młodszy i głupszy. Byłem w liceum, nie uczyłem się najlepiej ale też nie było aż tak źle, wszyscy wokół się mnie bali, siałem z chłopakami postrach, w sumie nie do końca wiem dlaczego, pewnie ktoś puścił plotki o nas, ale to i nawet lepiej, nie musieliśmy nikogo bić, bo nikt nam nie chciał podskoczyć. I wtedy, pojawiła się ona. W drugiej klasie doszła do naszej klasy i mimo ostrzeżeń innych, nie bała się nas i tak w sumie nawet mi to zaimponowało, inną rzeczą było to, że inni to zauważyli i też zaczęli zgrywać odważnych że nas się nie boją, ale nie wiedzieli, że lepiej z nami nie zaczynać. Jeden koleś, chciał pokazać jakiejś lasce, że jest super silny zajebisty bo chodzi od miesiąca na siłownię. Zaczął do nas podskakiwać, groziłem mu, że niech nie pajacuje bo pożałuje, było widać, że się boi ale przełknął ślinę i chciał się bić, wyśmiałem go. Ten postanowił zaatakować pierwszy i uderzył mnie w twarz. Nie wiedział jakie piekło go czekało.  Jego elitka zadarła również z resztą. Pobiłem go tak, że przez dwa tygodnie był w ciężkim stanie, ale wyszedł z tego, reszta skończyła na kilku złamaniach i siniakach bo w porę się wycofali, ale nie o to chodzi, Vanessa była tym niby zachwycona, spodobało się jej to. Zaczęliśmy być parą. Z mojej cholernej głupoty, z chłopakami dołączyliśmy do tego pierdolonego gangu. Na początku podobało nam się to, napadaliśmy na banki i zbijaliśmy na tym sporą kasę. A ona.. Ona nie miała nic przeciwko, imponowało jej to, a ja byłem zadowolony, można powiedzieć, że się zakochałem, dziwne, nie? Stała się dla mnie najważniejsza, doszło do tego, że świata poza nią nie widziałem. Ale w gangu było coraz niebezpieczniej, oni chcieli więcej, zabijali niewinnych ludzi. To nam dało do myślenia, byliśmy tak zajęci gangiem i myśleniem co z tym robimy, że nie zauważyłem jednej zmiany. Ona. Któregoś wieczoru, wpadł do domu Tom i kazał mi szybko z nim jechać. On od początku jej nie ufał. Nie chciał nic powiedzieć, kazał tylko ze sobą jechać. Tak zrobiłem. Dojechaliśmy do jego domu... Domu szefa gangu. Nie wiedziałem po co mnie tu zaprowadził, jednak nie na długo. Przeczołgaliśmy się pod okno z jego sypialni, to co tam zobaczyłem... Zmieniło moje całe dotychczasowe życie. Ona z nim to tam robiła. Nawet nie wiesz jak mnie to zabolało. Wszystko się zmieniło. Chciałem wejść tam i roztrzaskać tego gościa, ale nie zrobiłem tego, uznałem, że udawanie na chwilę, że nie było tego, będzie najlepszym pomysłem, ale obiecałem sobie jedno ZABIJĘ GO. Na następny dzień zachowywałem się normalnie, poza jedną kwestią. Poza nią. Nie miałem zamiaru z nią się widywać czy rozmawiać, okazała się kompletną dziwką. Nie miałem już do niej żadnego szacunku, była dla mnie skończona. Jednak był jeszcze jeden problem. Gang. To Cię zainteresuje. Oni chcieli żebyśmy zabili jakiegoś faceta i jego dziewczynę, bo odszedł kiedyś tam. Najlepsze jest to, że chodziło wtedy o twoich rodziców, myślałaś, że serio bym zaufał i pomógł twojemu ojcu bo wyżalił mi się jak był pijany? Potem dowiedziałem się o nim wszystkiego i jest to korzystne dla obu stron, ja mu pomogę uchronić Ciebie i twoją mamę a on pomoże mi zabić resztę gangu. Ale wracając, nie zgodziliśmy się na to, byliśmy przeciwni zabijaniu Jennifer, ale gang powiedział że albo oni oboje albo ktoś inny. Nie zrozumiałem ich, ale potem wiedziałem wszystko. Nie chcieliśmy dalej brnąć w to wszystko i odeszliśmy. Byliśmy w domu, robiliśmy to co zawsze, czyli nic. W pewnym momencie, zadzwonił telefon. Nikogo nie słyszałem w słuchawce, nagle dostałem smsa z jakimś adresem i zdjęciem martwej laski. Zorientowałem się, że to ona. Vanessa. Miałem cholerną ochotę pojechać tam i zabić tego gnoja. Wiem, że mnie zdradziła, ale kochałem ją kiedyś w końcu, nie chciałem takiego jej końca. Wiedziałem, że muszę się zmieścić. Ale nie pojechaliśmy tam, gang pewnie chciał nas tam zaciągnąć i zabić, ale my mieliśmy inne plany. Zadzwoniłem na policję, pojechałem za nimi, chciałem ją zobaczyć ten, ostatni cholerny raz. Wyglądała okropnie, zmasakrowana twarz i wszędzie krew. Odjechałem stamtąd. Kilka dni później okazało się, że gang napadł na jakąś dużą firmę i zostali złapani i okazuje się, że uciekli. Ale zemszczę się za nią. Pożałują tego.
-Nie wiedziałam... Przepraszam za tamto.. Na prawdę
-Ej, nic się już nie stało, musiałem sobie przemyśleć kilka rzeczy, nic więcej
-I do jakiego wniosku doszedłeś?
-Że już mi przeszło, wtedy nie mogłem się z tym pogodzić a teraz pozostaje mi tylko zabić ich, potem może się dziać co chcę, mam poczucie winy i muszę pomścić jej śmierć
-Jednak nie jesteś taki zły - stwierdziłam zadowolona
-Dziękuję?
-Proszę - zaśmiałam się
-Idziemy na lody? - zapytał uśmiechnięty
-Tak - przytuliłam go
-Za co to? - objął mnie
-Po prostu przepraszam
-Przestań, jest już dobrze, nie musisz mnie przepraszać
-Dobrze

Potem poszliśmy na lody, największym ubawem było dla mnie kiedy Nathanowi czekoladowe spadły na krocze, wyglądał jakby się posrał z drugiej strony, po raz pierwszy nie pokłóciliśmy się, co było aż dziwne. Wróciliśmy do ich mieszkania.
-Czeeść - powiedział Nathan
-Gdzie ty stary byłeś? - wpadł Tom
-Niee no nie ważne - odpowiedział i dopiero teraz zauważył mnie Parker
-Powiedziałeś jej?
-O czym?
-O niej - Nathan w odpowiedzi kiwnął głową

-Too co robimy? - zapytałam rozentuzjazmowana
-Emm! - w moją stronę wybiegł Max z bokserkami na głowie
-Dobrze się czujesz?
-Znakomicie! - nie wiem jakim cudem, ale w sekundzie byłam na jego plecach
-Co ty robisz?
-Piotruś Pan porywa Cię!
-Brałeś coś? - zapytałam poważnie, chociaż ledwo co powstrzymałam śmiech
-Ciebie - zadowolny popatrzył się na mnie
-Jakoś nie pamiętam
-Bo to było za cudowne żebyś pamiętała
-Niech ktoś da mi lód i nóż - powiedziałam
-Po co Ci? - George od razu stał się poważny
-Lód? Żebyś ochłonął. Nóż? Żeby Ci głowę uciąć - uśmiechnęłam się chamsko
-Dlaczego masz mi głowę ucinać? - zaczął udawać spanikowaną panienkę i zrzucając mnie na powierzchnię ziemi
-Bo ty się bawisz w najlepsze kiedy nie wiadomo gdzie jest twój kumpel
-O kogo Ci chodzi?
-O Justina Biebera!
-Serio?
-Nie! O Nathana debilu...
-Przecież on wyszedł rano do sklepu
-Co?!
-Noo - powiedział Max jakby to było oczywiste
-Toooom
-Nie słuchaj goo - powiedział po czym pociągnął mnie do kuchni
-Co to ma znaczyć?
-On głupoty gadaaa, wczoraj kiedy się pokłóciliście jego tam wtedy nie było, a jak wrócił to zaczął tańczyć na stole pijąc piwo i rano mu powiedzieliśmy że Nathan poszedł do jakiegoś sklepu bo się o niego pytał
-O Boże.. Max zawsze tak chleje? - zapytałam rozbawiona
-Nie, tylko zawsze chciał przyjechać do Nowego Jorku i emocje go poniosły
-Tak w ogóle, jak mnie tu znaleźliście?
-Ej ludzie, gramy w coś? - wydarł się na całe mieszkanie
-Dlaczego zmieniasz temat? - szłam za nim
-Butelka?
-Tooom
-Łapanka! - wyparował George
-Co? - zapytałam równo z Kels
-Noo łapanka, to coś takiego że siadamy w kółeczku i podajemy sobie jak najszybciej piłkę i jedna osoba puszcza muzykę i jak ona skończy grać to osoba która ma w rękach piłkę musi zrobić wyzwanie albo odpowiedzieć na pytanie osoby która wcześniej miała piłkę
-Maxiu, a ty się do przedszkola wróciłeś? - zapytałam
-Nie, ale gramy w łapankę koniec kropka - założył ręce na klatce piersiowej
-Dobrze, ale to się tak nie nazywa... - powiedziała Rose
-Nie ważneee, gramy - wszyscy ułożyliśmy się w koło, a raczej kształtem przypominające jajko
-Dobra, ja puszczam muzykę ale skąd weźmiemy piłkę? - zapytał Siva
-Poczekaj - wybiegł Jay po czym wrócił dmuchając piłkę plażową
-Zawsze masz pod ręką takie głupoty? - zapytała Rose
-Nie tylko - odpowiedział poruszając brwiami
-Głupku.. - Rosie schowała twarz w dłoniach
-Miałem zamiar pójść z wami na basen, dlatego wziąłem piłkę
-Dobra, Siva, ustawiaj playlistę

***
Now they call me Mrs. Money like I'm married to the mula
Just tu measure my success I neeed at last a hunred rulers
Glory, hallelujah, I'ma take that's ass to church
I'ma finish like I started, Iggy still got that work 

STOP

Piłka zatrzymała się na rękach Toma, pyta Emily 

-Wyzwanie czy pytanie
-Wyzwanie
-Czyli pytanie - uśmiechnęłam się
-Ejjj
-Noo Tomuś, moje pytanie do Ciebie jest następujące - Tom zaczął składać ręce do modlitwy i patrzeć się w sufit - jak mnie tu znaleźliście? - Parker na to pytanie spoważniał
-Noo, dawaj - namawiałam na co ten rzucił piłkę do Nathana
-Chyba Cię posrało stary, mało się z nią kłóce? - zbuntował się i rzucił piłkę z powrotem do właściciela, na co ten rzucił ją do Maxa
-Nie - szybko odrzucił piłkę
-Tom, gadaj do cholery - zaczęłam się niecierpliwić
-Emily, wiesz jak ja Cię bardzo lubię
-Wiem, mów
-Muszę?
-Wymiękasz?
-Nie
-To powiedz
-Po co?
-Bo chcę wiedzieć
-Pech
-Czyli odpadasz z gry - wiedziałam, że to go zmusi do odpowiedzi
-Namierzyliśmy Cię z telefonu
-Co?!
-Emily, a czego się spodziewałaś, że te małpy Cię puszczą samą z Rose do dużego miasta? To było do przewidzenia - tłumaczyła ich Kelsey
-W sumie, po tych durniach można się wszystkiego spodziewać
-Gramy dalej! - krzyknął Jay

I'll take you to the futures
Forget about the past
You can keep all of your secrets 
I swear that I won't ask
Let go of all your troubles
I don't care where have you've been
The only thing that matters now
Is where the night will end

STOP

Piłka zatrzymała się na rękach Jaya, pyta Tom

-Wyzwanie czy pytanie?
-Wyzwanie
-Liczyłem na pytanie, no ale dobra, tooo... pocałuj osobę po swojej lewej stronie
-Liczyłem na coś trudniejszego.. - powiedział znudzony i chciał pocałować osobę którą była Rose
-Sugerujesz, że jestem łatwa? - odsunęła się
-Nie - uśmiechnął się i podstępem ją pocałował

Reszta wieczoru minęła zabawnie, zadawaliśmy sobie tępe pytania jak i wyzwania. Przesiedzieliśmy tam do późnej nocy. Nie wiem co się działo potem, bo poszłyśmy z Rose spać.

Przyszedł dzień, ten dzień, kiedy miałyśmy po raz pierwszy stawić czoło profesjonalnemu modelingowi... Oczywiście z tysiąc razy wcześniej ćwiczyłyśmy dosłownie wszystko, żeby było idealnie.
-Ems, wstawaj, pora się ogarniać - próbowała wybudzić mnie przyjaciółka
-5 minut
-Ani minuty dłużej, jeżeli tak, wzywam fachowców
-Też cie kocham
-Wstawaj noo - zrzuciła ze mnie kołdrę przez co byłam zmuszona wstać
-Nie żyjesz
-Też Cię kochammm - próbowała mnie naśladować

Wstałam i poszłam ogarnąć twarz. Jeszcze w szlafroku zjadłyśmy śniadanie i zaczęły się wielkie przygotowania. Makijaż, włosy, paznokcie, ubrania. WSZYSTKO. Po setnym dopięciu wszystkiego na ostatni guzik, stanęłam przed lustrem z Rose i zrobiłyśmy  pamiątkowe zdjęcie które od razu poszło na Instagrama. Wzięłam jeszcze torebkę i wyszłyśmy z pokoju. Oczywiście towarzyszyła nam ta banda debilów, jedynie blondynka była ogarnięta i odpowiednio przygotowana do sytuacji, w końcu poszliśmy na miejsce, był to ogromny, nowoczesny budynek. W środku wyglądał równie pożądnie. Dotarłyśmy do odpowiedniego hallu i pozostało nam czekać. Z sali wychodziło pełno dzieczyn których miny wyrażały różne uczucia, niektóre miały ochotę płakać a inne były zmieszane. To po nas. Nagle drzwi się otworzyły i wypowiedziano moje imię, szybko wstałam i poprawiłam sukienkę
-Hej, dasz robie radę, nie masz się czego bać.

    _________________________________________
No hej! Jak się podoba? Zaskoczeni czy może nie? Jesteśmy ciekawe :) A tak w ogóle co u was? Jak tam szkoła? Za niedługo święta, wiec w związku z tym planujemy jakąś niespodziankę,  więc czytajcie regularnie notki i rozdziały :*

Buziaki xx
J&J



wtorek, 17 listopada 2015

Rozdział 20

Z perspektywy Emily 

-Nie uwierzysz co tam zobaczyłam - powiedziała Emily dysząc
-Co się stało? Co tam jest?
-Chyba raczej kto..
-Co?
-Ja nie wiem jakim cudem ale jeden z tej twojej całej bandy ze swoją dziewczyną tam jest..
-Że co?! Który? - momentalnie wstałam słysząc to
-Ten noo... Nie pamiętam jak mu było.. Taki brunet z blondyną
-Tom?
-Chyba tak, co teraz zrobisz?
-Nie wiem, ale na pewno wyciągnę od Parkera to co chcę - powiedziałam ubierając buty i wychodząc z mieszkania

Nie wierzę, po co tu przyjechał? Śledzi mnie? To już się robi przerażające, najpierw Ryan potem on i Kels, w ogóle jak oni się dowiedzieli że jestem w Nowym Jorku? Już nawet tutaj nie mogę mieć tego cholernego spokoju?
Zdenerwowana zeszłam z Rose na stołówkę, aż dziwne że w tak luksusowym budynku jest stołówka, o ile można to tak nazwać, wygląda tu jak z bajki, z resztą nie ważne, uważnie szukałam wzrokiem Parkera i dojrzałam go, właśnie zajmował miejsce z Kels przy stoliku, w tamtym momencie emocje mnie poniosły i szybkim krokiem, właściwe biegiem dotarłam do Parkera
-Możesz mi wytłumaczyć co ty tu robisz? - zapytałam wrogim tonem
-Siedzę jak widać - uśmiechnął się
-Serio?
-Nie na niby, co się stało?
-Nie udawaj debila, po co tu przyjechałeś? Pilnować mnie?
-Może tak może nie
-Nie rób z siebie idioty, tylko gadaj
-Ale ja nie mam nic do powiedzenia, a teraz wybacz jem - zignorował mnie
-Chcesz rozbuchać wojnę i to w miejscu publicznym? Proszę bardzo! - odwróciłam się tyłem i głośno zwróciłam się do innych - Proszę o uw - nie dokończyłam ponieważ mężczyzna pociągnął mnie w stronę fotela obok, przy czym gratulowałam sobie w myślach i hukiem upadłam na krzesło
-Zamkij sie, co?
-Z wielką chęcią, jeżeli powiesz mi jakim cudem, na następny dzień kiedy ja jestem tutaj, ty i Kelsey pojawiacie się w tym samym miejscu co ja? Chcociaż co najlepsze nie mówiłam wam gdzie jadę i z tego co wiem wy też nie planowaliście wyjazdu, zbieg okoliczności? Nie wydaje mi się
-Nie lubisz nas? - wypaliła blondynka
-Nie o to chodzi -pokręciłam oczami
-To o co? Masz coś  do nas? - zapytała uśmiechając się
-Oczywiście, że nie, dobrze wiesz, że was lubię tylko denerwuje mnie fakt, że pewnie ten dureń, Sykes przysłał was tu żeby mnie pilnować co nie? - popatrzyłam się na Toma
-Nie do końca - na początku nie zrozumiałam o co mu chodziło, ale popatrzyłam się mu w oczy i zobaczyłam że jego wzrok jest skierowany w zupełnie inne miejsce niż ja lub Kels, szybko się odwróciłam i  zobaczyłam Jaya witającego się z Rose
-Jay? On też? - zapytałam zdziwiona, właściwie kiedy doszło do mnie, że jest tu tylko Jay, Tom i Kels, to nawet trochę się ucieszyłam, może być z nimi nawet zabawnie, ale widząc zakłopotaną minę Parkera wszystko zrozumiałam - Nieee - warknęłam i szybko odwróciłam się ponownie za sobie, to co zobaczyłam, przyprawiło mnie o niesamowtą złość
-Emily! Chodź tutaj! - słyszałam za sobą głosy Kelsey
-Zostaw ją, to było do przewidzenia, że tak zareaguje, w ogóle nie powinniśmy tutaj przyjeżdzać, ona zasługuje... - reszty rozmowy już nie słyszałam, biegłam nie patrząc na nic,  miałam tylko jeden cel, powyrywać temu skończonemu palantowi nogi z dupy, nie nawidzę go, za każdym razem musi mi zatruwać życie, a wtedy kiedy już chcę chociaż na chwilę od niego odpocząć ten znowu się pojawia
-Co ty sobie wyobrażasz?! - uderzyłam bruneta w policzek - Nawet tutaj nie możesz się nie pojawić?! - zaczęłam krzyczeć na Nathana
-Em, może nie tutaj? - powiedział zdziwiony Max
-Nie! Tutaj! - zwróciłam się do Nathana - Możesz chociaż raz przestać za mną chodzić? Nie możesz ten jeden pieprzony raz odwalić się ode mnie?! - w tym momencie Sykes rozglądając się wokół, zorientował że wszyscy się na nas patrzą, pociągnął mnie za rękę i mimo moich protestów, zaciągnął mnie na tyły jakiegoś budynku

***

-Na prawdę musialeś mnie tu zaciągnąć?! Co? Boisz się tam czegoś? Twoja mama tam jest czy kto?
-Zamkij się! - krzyknął zdenerwowany
-Nie! Nie tym razem! Czy ty możesz przestać zatruwać mi życie?! Nie przyszło Ci do głowy że mam już ciebie dosyć?! Gdy mówię wyjeżdżam masz moją osobę kompletnie w dupie, a kiedy wyjechałam jakimś cudem na następny dzień tutaj jesteś! Zbieg okoliczności czy kurwa twoje debilstwo? Do reszty nic nie mam, nawet ich polubiłam, ale ty?! Ty jesteś nie do zniesienia! Zachowujesz się jak jakiś bóg, uważasz się za nie wiadomo jakiego władcę wszystkich, kierujesz wszystkim i wszystkimi, nie mówiąc o dziewczynach które traktujesz jak rzeczy i co noc masz inną! Ciekawe ilu laskom zrobiłeś dzieciaka a nawet o tym nie wiesz! Nie zważasz na to co inni mówią, czują czy myślą! Dla ciebie liczysz się tylko ty i nikt więcej! Jesteś zapatrzonym w siebie dupkiem! I wiesz co? Zastanów się może czasami nad sobą, a jeżeli tego nie umiesz to chociaż powiedz to przepraszam a nie walnij pieprzone sory! Jesteś jakiś popierdolony! Wchodzisz do mojego pokoju jak gdyby niby nic, odpierdalasz jakąś scenę z której nic nie można wyciągnąć a na następny dzień zachowujesz się jak bezuczuciowy potwór! Ach, przepraszam, ty nim jesteś! Nie dziwię się laską, że po jednej nocy Cię zostawiają, nic nie jesteś wart, nawet dziewczyny na stałe, chociaż nawet jej pewnie nie miałeś! Trudno żeby któraś Ciebie pokochała! Bo tego się nie da zrobić!
-Miałem - powiedział bez uczuć
-Oh -pokręciłam oczami - to na prawdę jej współczuję! - wykrzyczałam mu prosto w twarz
-Posłuchaj księżniczko - Nathan gwałtownie przybił mnie swoim torsem do ściany - dla twojej wiadomość, nie jestem tutaj żeby niszczyć Ci niby ten super extra wyjazd, myślisz, że co? Masz tego dość? Uwierz mi, że twoje problemy to nic! Nie masz zielonego pojęcia o życiu, myślisz, że moje denerwowanie Ciebie to jest to niby zło? W takim razie nic nie wiesz! Gdyby nie ja i chłopaki nie byłoby Cię już prawdopodobnie na tym świecie! I wyobraź sobie że cały czas myślę jak wyciągnąć Ciebie i twojego tatusia z tego gówna, który niestety wpakował Cię w to wszystko! Więc zamilknij chociaż teraz bo tak na prawdę nic już nie zrobisz i obiecuję, że w pierwszej kolejności wykopię Ciebie i twoją rodzinkę z całej tej chorej sytuacji i zagrożenia, nawet ceną mojego życia a potem jak to się skończy,  możemy udawać, że się nawet nigdy nie poznaliśmy co pewnie dla Ciebie nie stworzy żadnej różnicy! Mnie nazywasz panem wszystkiego? Może popatrz się na siebie?! Dla Ciebie wszystko jest problemem, ale tych prawdziwych nie znasz i radzę ci żebyś nie poznała! I zapamiętaj sobie, że póki ja za Ciebie odpowiadam i pilnuję, MILCZ. Co do mojej dziewczyny, nie odzywaj się w tym temacie, bo nie masz pojęcia co się stało! Potrafisz tylko oceniać wszystkich dookoła a w sobie nie widzieć zła! I nigdy nie zrozumiesz jak to jest stracić na zawsze ważną dla siebie osobę! - mówił to z coraz głośniejszym krzykiem i złością, z każdą chwilą coraz bardziej bałam się go, jednak potem zrozumiałam i uświadomiłam sobie pewne sprawy
-Czy.. cz...czy ona nie żyje? - zapytałam ze współczuciem
-Dla twojej cholernej wiadomości to tak, ona nie żyje - powiedział i zniknął za murem

Nie wiedziałam co zrobić, biec za nim czy nie. Miałam mętlik w głowie, nie wiedziałam o jego przeżyciach i przeszłości.. Nigdy bym na to nie wpadła. I te jego słowa że wyciągnie mnie z tego nawet ceną jego życia. Za kogo on się w ogóle ma? Uważa, że będzie kierował mną i moim życiem? To się grubo pomylił! Nie mam zamiaru mu ulegać jak inni. Niech nie robi z siebie durnia! Dobrze wie, że za każdym razem nie będę robić tego co on chce i za to ma ból. Tak na prawdę gówno go obchodziłby mój los i życie, tata pewnie mu zapłacił za pilnowanie mnie i Nathan zgrywa bohatera. Przepraszam, ale na mnie to nie działa. W tamtym momencie byłam wściekła, miałam ochotę wyżyć się na czymś lub kimś. Złość rozsadzała mnie z każdej strony, byłam otoczona murami, pustą ulicą co doprowadzało mnie do szału. Nie chodziło o strach, że ktoś mnie napadnie, bo tak szczerze to wtedy nie miało znaczenia. Jeszcze zaczął padać ten cholerny deszcz. Niebo zrobiło się czarne i zbierało się na jeszcze gorszą pogodę. Nie miałam już po co wracać do reszty, mogłabym na kimś wyładowała swoją złość. Wyszłam ze ślepego zaułku i poszłam przed siebie, nie wiedziałam dokąd zmierzam, po prostu chciałam ochłonąć, a deszcz zrobił to ze mną dosłownie, błądziłam tak z dwie godziny, miałam w głowie cały czas, to co Nathan powiedział. W końcu zrobiło mi się na prawdę zimno i wróciłam do mieszkania. Czułam na sobie wzrok innych z którymi mijałam się po drodze, ale jakoś nie robiło mi to różnicy.
-Emily? - zapytał głos z salonu
-Jak widać - Rose na te słowa zerwała się z kanapy
-Jesteś - rzuciła się na mnie - Boże, jesteś cała mokra! Gdzie ty byłaś? Zdajesz sobie sprawę jak ja się o Ciebie z resztą martwiłam? Siedziałam tu i po myślach chodziły mi najgorsze scenariusze! Próbowałam się do Ciebie dodzwonić ale zostawiłaś telefon, nie miałam żadnego kontaktu do Ciebie, chciałam iść już na policje! Emily, nie rób mi tego więcej, proszę Cię - powiedziała błagalnym tonem, faktycznie nie pomyślałam o tym że ona się o mnie martwi
-Dobrze, przepraszam, nie wiedziałam
-Co się stało? Zaczęłaś kłócić się z Nathanem a potem oboje znikiście, na razie tylko.. - przerwałam
-Nie gadajmy o nim i o tym co się stało, przynajmniej na razie - spuściłam wzrok
-Jasne, a teraz idź się umyć i przebrać, bo jeszcze będziesz chora
-Zrobisz mi herbatę?
-Tak i jeszcze jedno, casting jest przełożony na za 4 dni z powodów technicznych
-Okej, nawet lepiej

Napełniłam wannę ciepłą wodą po brzegi, zdjęłam wszystkie mokre ubrania i zanurzylam się do szyi. Tego mi było na prawdę trzeba, chociaż na chwilę zapomniałam o problemach. Odprężyłam się. Miałam wrażenie, że zasypiam i chciałam żeby ta chwila się nie kończyła. Jednak wynurzyłam się z wody i zaczęłam się myć. Od włosów po stopy. Następnie dokładnie się wysuszyłam i w szlafroku wyszłam z łazienki po jakieś czyste ubrania. Coś mnie pokusiło, żeby zajrzeć do kuchni. Nie wiem dlaczego, instynkt poprowadził mnie właśnie tam. Gdy zobaczyłam tam całujacych się Rose i Jaya od razu się cofnęłam nie chcąc im przeszkadzać. WOW. Czułam, że kiedyś się to stanie, ale nie sądziłam, że teraz. Cieszę się, że chłopakowi udało się to w końcu zrobić, bo byłam pewna, że tego chciał. To było widać, na prawdę cieszę się z tego, zasługują na siebie. Poszłam do pokoju i wybrałam jakieś luźne ubrania, nie miałam zamiaru się już dzisiaj gdzieś ruszać. Zostanę z Rose albo bez niej i pooglądam jakieś filmy lub coś co leci w telewizorze. W sumie dobry plan. Przebrania ruszyłam po moją, pewnie już zimną, herbatę. Nie zdążyłam się rozejrzeć a usłyszałam zamykające się drzwi
-Kto to był? - zapytałam
-Eee... Nikt
-A co chciał ten nikt? - pytałam popijając herbatę
-Noo dobra to był Jay - zaśmiałam się z reakcji przyjaciółki
-Co chciał?
-Yy... Przyszedł zapytać jak się czujesz
-I co mu odpowiedziałaś? - nie chciałam zdradzać, że widziałam jak się całowali, chciałam to od niej wyciągnąć
-Że dobrze
-Tylko tyle chciał? I poszedł?
-Nooo tak
-Na pewno?
-Yhym
-Jesteś tego pewna? - zapytałam, a twarz sama układała mi się w uśmiech
-Przyznaj, widziałaś - Rose popatrzyła się na mnie stanowczo i pokręciła oczami na co ja wybuchłam śmiechem
-Ale opowiedz jak to się stało - wymamrotałam przez śmiech
-Jak się ogarniesz to Ci powiem - udawała obrażoną
-Okej, już się ogarniam - obie usiadłyśmy na kanapie
-Więc to było tak; właściwie przyszedł zapytać jak się czujesz, porozmawiałam z nim na ten temat przez chwilę,  przy okazji robiąc Ci herbatę, ale kiedy chciałam odwrócić się po kubek, wpadłam na niego noo i jakoś tak wyszło, że..
-Okej, nie musisz kończyć - powiedziałam, bo widziałam, że nie mogła się wysłowić i była jeszcze trochę zdezorientowana - Co jemy? Ale zamówimy coś do pokoju, bo
-Dobra, rozumiem - dokończyła za mnie

Do końca dnia jadłyśmy i oglądałyśmy wszystko co było na różnych kanałach telewizyjnych. W końcu Rose poszła spać, ja też nie miałam już nic do roboty, dlatego z zamiarem zaśnięcia poszłam do łóżka. Ale nie mogłam zasnąć, co prawda byłam zmęczona, ale nie potrafiłam po prostu, kręciłam się z boku na bok, cały czas myśląc o dzisiejszej sytuacji, to nie dawało mi spokoju. Po głowie chodziły mi cały czas słowa Nathana, przez co nie potrafiłam zasnąć. To było przytłaczające, jego twarz, głos, sylwetka, złość w oczach. To wszystko nękało mnie i zmuszało do przemyśleń. Dochodziła 4 rano. Ja dalej nie potrafiłam zasnąć. Oczy same mi się zamykały, umysł przestał prawidłowo funkcjonować, mówił cały czas SPAĆ. W końcu zasnęłam.

-Posłuchaj księżniczko - Nathan przybił mnie gwałtownie ręką do ściany - lepiej zacznij się bać, bo ja miły nie jestem. Myślisz, że możesz tak bezkarnie się na mnie wyżywać? To patrz pokażę  Ci coś - wyjął z kieszeni telefon i pokazał jakiejś zdjęcie - widzisz te dwie zabite osoby przywiązane do krzesła i ustrojone twoimi ubraniami? Zgadnij kto to
-Mama?! Tata?! Ty gnoju! Co Tobie do głowy strzeliło?! Po co to zrobiłeś zasrańcu?! -zaczęłam bić mężczyznę z każdej strony
-Uważaj sobie - przybliżył nóż do mojego gardła - nie jestem cierpliwy , więc tak na dobry koniec twojego życia powiem Ci moje zamiary, twoją przyjaciółeczkę i resztę czeka to samo Co Ciebie - śmierć. Krótko i na temat, zadowolona? - zapytał z satysfakcja 
-I co Ci to da, że mnie zabijesz? Kasę? 
-Bingo, pamiętasz co twój tatuś mówił o gangu? Wyobraź sobie, że on istnieje i płaci mi za was, po śmierci pożal się tatusiowi w co Cię wpakował, dopiero tam się spotkacie 
-Niezrównoważony psychol z Ciebie, wiesz?
-Oj wiem wiem... a teraz koniec tej szopki - uśmiechnął się i w jego oku zabłyszczał nóż

- Emily! Obudź się! - wykrzykiwała Rose potrząsając mną
-Co? Cco się stało?
-Krzyczałaś coś o niezrównoważonym psycholu przez sen
-Czyli to był tylko sen? Jaka ulga! - opadłam na poduszkę
-Tak w ogóle jest już 12, także wstawaj
-Serio? - spojrzałam na telefon
-Niestety, co zamawiasz na śniadanie?
-Jajecznica z pieczarkami - uśmiechnęłam się
-Okej, to ja Ci zamówię i idę na chwilę do chłopaków
-Chyba do Jaya
-Też - zarumieniła  się

Szybko wykonałam poranne czynności i nim skończyłam przyszło moje śniadanie. Skończyłam je jeść i zadzwoniłam po Rose, żeby wróciła, bo nie chciałam tam iść,  ale ona jak zawsze zapomniała telefonnu, więc zadzwoniłam do Toma
-Parker?
-Nie, duch
-Jest tam Rose?
-Nie wiem, może, a co?
-Dasz mi ją?
-Nie
-Dlaczego?
-Bo mam nawet do Ciebie sprawę, chodź tu do nas
-Ale muszę? - zapytałam niezadowolona
-Musisz, 6 piętro, na samym końcu

***
-O co chodzi? - zapytałam siadając na fotelu
-Pokłóciłaś się wczoraj z Sykesem?
-Tak...
-Kiedy go widziałaś ostani raz?
-No wczoraj po tym jak się pokłóciliśmy, a co?
-Od tej waszej kłótni nie wrócił ani się nie odezwał
-Co?! -serce zabiło mi mocniej
-Ej, uspokój się
-Jak to nie wrócił? Ale że tak przez całą noc?
 -Tak, ale nie panikuj, on nie jest głupi, prędzej czy później wróci, ale on jest twardy i w ogóle to nie podobne do niego, że przejąłby się twoimi słowami i nie wracał tyle
-Pewnie w jakimś burdelu siedzi - zakpiłam  z niego
-Ty to potrafisz człowieka wkurzyć ma maxa - Tom zaśmiał się
-Taki urok osobisty
-Czekaj, wspominał coś o Vanessie?
-Nie -zastanowiłam się- ale wspominał coś o jakiejś dziewczynie która nie żyje
-Cholera - chwycił się za kark
-Co?
-Nie dziwię się, że nie wraca
-Chodzi on nią? - zapytałam na co odkiwał głową - Co się stało z tą Vanessą?
-Nie powinienem Ci tego mówić, ale to jest, to znaczy była dziewczyna Nathana, którą Paul zabił, wykorzystał ją chuj po prostu
-Jak?
-Może wydać Ci się to dziwne, ale ta dziewczyna to była dla Sykesa księżniczka, taki pierwszy poważny związek, to ona dawała mu większość szczęścia, ale był wtedy młody, głupi i naiwny, z resztą my też, dla zabawy weszliśmy do gangu którym rządził Paul, wydawało się, że dziewczyna Natha mu wpadła w oko, ale on owinął sobie Vanessę wokół palca, a ona mu uległa. Przyłapaliśmy  ją z Nathanem na romansie z tym dupkiem. Odeszliśmy z gangu. Ta dziwka błagała mojego kumpla o wybaczenie, ale on się nie ugiął, chociaż dalej ją kochał. Paul wykorzystał to i ją zabił. Mimo, że zdradziła mojego kumpla, zemścimy się za nią, prędzej czy później
-O Boże - chwyciłam się za głowę - rozumiem dlaczego go nie ma
-Co? - zapytał zdziwiony
-Potem Ci może powiem, teraz idę się przejść, jakby co powiedz Rose
-No okej - powiedział niechętnie

Nie oszukujmy się, poszłam go szukać. Teraz zrozumiałam swój błąd, wcześniej byłam wściekła na niego, ale teraz mam poczucie winy. A jak jemu coś się stało? Jaa.. Ja sobie tego nie wybaczę. Może nie uwielbiamy się z Nathanem, ale nie chce zeby mu się coś stało. Zwariuje jak mu coś będzie. Jak ja mogłam być taka chamska i tak go potraktować kiedy on powiedział o tej dzieczynie.. Przecież to musiało być dla niego bolesne. Boże, jaka ja byłam głupia. Chodziłam po dziesiątkach ulic, sprawdziłam pełno kawiarni, pubów, knajp, restauracji, przystanków. Nie było go tam. Wiem, że nie przeszukam całego Nowego Jorku, bo to nie osiągalne, ale próbuje, martwię się. Boje się, że leży gdzieś nieprzytomny. Upił się, albo ktoś go pobił a on nie miał ochoty się bronić. Jestem bezsilna, nie znajdę go, chodzę już tak kilka godzin, nie mogę. Gdzie on do cholery jest. Zaczęłam się obwiniać i słusznie, to moja wina. Zmęczona na chwilę usiadłam na pobliskiej ławce
-Gdzie ty debilu jesteś.. -powiedziałam do sobie i kopłam nogą w jakiś kamień
-Hej, co się stało? - Ryan usiadł kolo mnie
-Nie ważne - powiedzilam wymijająco
-Przecież widzę, co jest? Zginął ktoś czy co?
-Oby nie - mówiłam patrząc w ziemię
-Co? Pokłóciłaś się z kimś? - mówił tak jakby wiedział co się stało, co było jednak nie możliwe
-Nawet nie wiesz jak bardzo
-Dlaczego?
-Nie ważne, chodzi o to, że go nie ma, nie ma go już cholera jeden dzień, i to przeze mnie, ja, to ja do tego doprowadziłam, nie wiem gdzie jest, czy chodzi gdzieś nie daleko, czy już go nie ma w mieście, czy siedzi gdzieś pobity, czy leży półprzytomny, Ryan cholera, wariuje, jescze wczoraj rozszarpałabym go na strzępy a dzisiaj? Chciałabym go zobaczyć, czy nic mu nie jest, mogę nawet teraz się z nim pokłócić, ale niech tu jest, błagam - schowałam twarz w dłoniach
-Ej, uspokój się, może nie wiem o co poszło, ale jestem pewny, że to nie twoja wina, ten on, jest sam za siebie odpowiedzialny i nie masz prawa się za to obwiniać, sam jest sobie winien, przestań już się złościć sama na sobie, w końcu złość piękności szkodzi
-Przestań - wymusiłam na twarzy uśmiech
-Ale serio, nie obwiniaj się, to nie twoja wina
-Nie wiem
Chłopakowi oczywiście odezwał się telefon, tym razem sms
-Przepraszam Cię, ale już muszę znowu lecieć, chętnie bym z tobą został, ale nie mogę
-Jasne, rozumiem idź
-To pa - cmoknął mnie w policzek na pożegnanie
-Ryan, czekaj
-Co?
-Dziękuję
-Nie ma za co, możesz na mnie liczyć, do zobaczenia
-Pa
Niechętnie wstałam z ławki i nie byłam pewna czy iść go dalej szukać, szansa, że go znajdę, jest na prawdę mała. To jest duże miasto, on może być wszędzie, nie mam pojecia gdzie może być. To mnie najbardziej dobijało. Zaburczało mi oczywiście w brzuchu. Nie miałam ochoty jeść, dlatego tylko kupiłam sobie kawę na pobudzenie i położyłam się na jakiejś łące nie daleko. Żadnych ludzi, psów, dzieci czy innych stworzeń. To mi odpowiadało. Miałam czas na przemyślenia.
-Emily...
   
                              ___________________________________________________
No cześć! Jak się podoba? Spodziewaliście się czegoś takiego? Mamy nadzieję, że wam  ten rozdział przypadł do gustu :*

WAŻNE
Chciałyśmy wam z całego serca podziękować,  za 4 tysiące wyświetleń <3! Nawet nie wiecie ile to dla nas znaczy! Wiemy, że dla was warto pisać, bo ten blog jest w końcu dla was! Jesteście naszą motywacją, nie ważne, że komentarzy nie jest jakoś super dużo, bo zdajemy sobie sprawę, że większość olewa tą sprawę, ale widzimy po wyświetleniach, że wasze grono się powiększa i wyświetlenia pod ostatnim rozdziałem przebiły nasze najśmielsze oczekiwania i za to chciałyśmy wam podziękować, bo jesteście najlepsi! Big love <3!

Do następnego xx

J&J




czwartek, 5 listopada 2015

Rozdział 19

Z perspektywy Emily

-Wyjeżdzam, zawiezie mnie ktoś na lotnisko?
-Jak to wyjeżdzasz? - zapytał zdezorientowany Jay - Ale że tak sama? Gdzie? Na ile?
-Wyjeżdzam z Rose, a na ile too.. się przekonacie gdzie? Nie powiem bo za mną pojedziecie, ale cieszcie się, przynajmniej macie mnie z głowy - wzruszyłam ramionami
-Przestań, nie jesteś dla nas ciężarem, lubimy cię i dobrze o tym wiesz, nie rób z nas takich debili, kiedy byłaś w szpitalu każdy z nas cholernie się o ciebie bał, gdybyś była dla nas nikim nie obchodziłoby nas twoje zdrowie, przestań nas tak oceniać - zbulwersował się Tom
-Ale przecież jestem dla was nikim - widząc minę Toma poprawiam się - przynajmniej dla niektórych
-Zostań z nami, Emily, nie odstawiaj scen - powiedział stanowczo
-Parker, przestań, niech jedzie gdzie chce, nie nasz interes - wypalił obojętnie Nathan wpatrując się w telewizor
-O tym mówię - wskazałam na Sykesa - teraz mnie rozumiesz?
-Heathrow? - zapytał Jay wzdychając
-Tak, tylko po drodze wstąpimy po Rosie
-Rosie? - zapytał zdezorientowany
-Rose - pokręciłam oczami

Pożegnałam się z resztą, to znaczy nie licząc Nathana, tylko się na mnie popatrzył. Żenujące. Z resztą, czego ja się spodziewałam? To było do przewidzenia.
Dojechaliśmy na lotnisko. Jakimś cudem dotarliśmy na czas na odprawę. Pożegnałyśmy się jeszcze z Jayem, widzę, że w tym przypadku moją przyjaciółkę bardziej boli rozłąka z nim w porównaniu do mnie. Przecież to tylko dwa tygodnie. Najlepsze dwa tygodnie. W końcu jedziemy do NOWEGO JORKU. Już nie chodzi o sam casting, w końcu mam okazję odpocząć od tego chorego życia. Wieczne obawy, strach, złość, samotność, bezsilność. Takie życie każdego rozsadzałoby od środka. Tak się po prostu nie da żyć. Każdego dnia budzisz się z obawą, czy przeżyjesz do jutra, czy ktoś nie zginie, czy coś się stanie. Nie wiesz, czy tego dnia zostaniesz kompletnie sama, czy ty kogoś zostawisz. Nie znasz odpowiedzi. Nikt nie chciałby takiego życia. Koniec, mam czas. Czas dla siebie, mogę w końcu odpocząć od tego. Nie muszę się przejmować tym palantem, który cały czas zatruwa mi życie. Mam święty spokój od kłopotów, zaczynam coś nowego i na tym chcę się między innymi skupić.
Połowę lotu przespałam, nie lubię latać tak długo. 9 godzin to o wiele za dużo, emocje też dawały znaki, jeszcze nigdy nie czułam się tak zmęczona po lataniu.

***
-Tato, dasz mi może w końcu adres do tego mieszkania?
-Po co?
-Żartujesz sobie?
-Żebyś mogła w google wyszukać ten budynek? Na pewno!
-Przepraszam Cię bardzo, ale czekam właśnie na taksówkę która ma mnie zawieźć do mieszkania więc jakim prawem nie chcesz mi dać adresu?!
-Gdzie ty jesteś?
-Wdech wydech wdech wydech - powtarzałam sobie w myślach próbując zaraz nie wybuchnąć
-Emilyyy, gdzie ty jesteś?
-Na Antarktydzie wiesz!
-Na ile?
-Tato do cholery jasnej dawaj ten adres! - nie wytrzymałam
-Po co? Jak będziesz w Nowym Jorku to ci powiem
-Wyobraź sobie, że właśnie w nim jestem - Rose słysząc naszą wyminę zdań już dawno tarzała się ze śmiechu
-Jak to?!
-Daj mi mamę - poprosiłam zrezygnowana

-Cześć kochanie, co się stało? - zapytała beztrosko rodzicielka
-Znasz może adres tego mieszkania dla mnie i Rose?
-Czekaj.. A tak, mam, na końcu Wall Street jest taki duży budynek, to tam
-Dziękuję, przynajmniej z tobą mogę się dogadać
-Jak zawsze z resztą, dzwoń do nas czasami
-To paaa - powiedziałam i szybko się rozłączyłam, chciałam uniknąć rozmowy o kontroli typu dzwoń codziennie, czuję się wtedy jak małe dziecko


Mieszkanie, a raczej apartament był ogromny. Zawierał 3 sypialnie, jedną łazienkę z dużą wanną, salon, przedpokój i kuchnię z pełnym wyposażeniem. Myślałam, że tym mieszkaniem będzie jakieś małe, skromne mieszkanie, w końcu jesteśmy tu tylko na dwa tygodnie. Jednak pomyliłam się co do tego, nasz apartament był nowoczesny, komfortowy, czysty, i zadbany, normalnie zostałabym tu już na zawsze. To było spełnienie marzeń. Ogólnie nie spodziewałabym się takiej niespodzianki po rodzicach, może chcą mi wynagrodzić ostanie zdarzenia? W sumie, zmierzają w dobrym kierunku, jednak niech sobie nie myślą, że mnie tak łatwo przekupią, nie tym razem.

-Boże, Emily! To mieszkanie jest genialne! Ja już nie chcę stąd wyjeżdzać - zachwycała się
-Ja tym bardziej, tylko my, nasza szansa, Nowy Jork i to mieszkanie, normalnie szczyt marzeń
-To co robimy na początek?
-Ja padam z nóg, idę się rozpakować i spać
-Chyba Cię posrało! Ten wyjazd nie będzie trwał wiecznie, idziemy zbadać okolicę!
-Ale ja ledwo co stoję
-Dasz radę

***
-Emilyy! Do cholery jasnej! Wstawaj! - wykrzykiwała brunetka jednocześnie próbując zwlec mnie z łóżka, właściwie byłam już gotowa do wyjścia, ale korzystając z tego że Rose kończyła się przygotowywać, położyłam się na chwilę., Widocznie trochę dłuższą chwilę skoro darła się na cały głos
-Daj mi spokójj.. Jestem zmęczona - wymruczałam pod nosem
-A ja podekscytowana i co?
-To masz problem, ja chcę spać
-W takim razie, chyba mogę wziąść twój telefon nie? Bo przecież nie będzie Ci potrzebny - parsknęła
-W moją matkę bawisz się czy co? - spoważniałam wstając w celu ogarnięcia się jeszcze do wyjścia, bo znając życie wyglądam jak potwór
-Wiesz, że zawsze dostaję to czego chcę
-Zauważyłam..

Tak na dobry początek poszłyśmy na spacer do Central Parku. Pełno ławek, dzieciaków na rolkach, biegaczy, starszych osób, matek z wózkami i małymi dziećmi co ledwo umieją chodzić, grupki przyjaciół, znajomych, nie bardzo lubię taki widok, szczególnie kiedy nie możesz spokojnie iść po ulicy bo musisz uważać, żeby ktoś na ciebie nie wpadł lub ty na kogoś. Bardziej wolę spokojne miejsca, mniej zatłoczone. Nie żebym zrzędziła jak jakaś staruszka, że spokój to najlepsze co może być, tylko kiedy wychodzę coś pozwiedzać lub tylko się przewietrzyć to takie miejsca nie należą do moich ulubionych. Jednak tym razem przykuła moją uwagę młoda, zakochana para. Kiedy ich zobaczyłam jakoś tak twarz sama mi się uśmiechnęła. Chciałabym mieć kiedyś taką osobę, która będzie z tobą mimo twoich błędów, wad, charakteru, będzie w tobie widzieć ideał, tą wymarzoną osobę. Fajnie by było znaleźć kogoś takiego, mimo, że nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia ani w miłość, to teraz coś we mnie ruszyło. Ostatnie zdarzenia zniechęciły mnie zdecydowanie do chłopaków, miłości, nowych przyjaźni, ogólnie do części rzeczy do których jeszcze nie dawno podchodziłam z chęcią i uśmiechem. Nigdy nie byłam panną która marzyła o nie wiadomo jakim księciu na białym rumaku, takie podejście często budziło we mnie mdłości. Fakt, miałam kilka chłopaków, ale nie traktowałam tego jako miłość do końca życia, nie byłam też z nimi dla szpanu czy coś, często byłam nimi zauroczona i nie wiedziałam że to nie jest miłość, mimo to nie brałam tego jako true love forever. Zdawałam sobie sprawę, że to może nie być ta osoba, albo w ogóle takiej nie znajdę, uznałam że bycie singielką to jednak fajna rzecz, mogę beztrosko z przyjaciółką chodzić na imprezy, szaleć bez obawy, że popełnię błąd i zranię ważną dla mnie osobę. Może źle to oceniam, bo nigdy tak właściwie nie pokochałam nikogo na tyle, żeby zrozumieć te kwestie, po prostu mam teraz takie zdanie i pewnie go nie zmienię, bo nie zaznam tej jak to inne zakochane laski mówią - prawdziwej miłości. Nawet mi już tak na tym nie zależy..

-Gdzie teraz idziemy? - zapytała Rose, wyrywając mnie z toku rozmyśleń
-Nie wiem, nigdy tu nie byłam, ale chciałabym zobaczyć na żywo Times Square, idziemy?
-Jak znasz drogę to idziemy
-Mój telefon zna - uśmiechnęłam się


-Em, przyjeżdzamy tu na Sylwestra! - powiedziała Rose zachwycając się się alejami
-I nie tylko, poza tym, patrz ile znowu rzeczy kupiłyśmy, moja szafa tego nie pomieści, twoja pewnie też
-Robisz się jak jakaś stara baba!
-Ja? Kochana, w takim razie idziemy po następne zakupy, tym razem może spożywcze, hmm?
-Po co? Przecież mamy stołówkę na parterze albo możemy sobie zamówić jedzenie do pokoju
-Serio? Nawet nie wiedziałam
-Było nie spać to byś wiedziała - powiedziała Rose z krzywiąc twarz, normalnie to bym jej coś odpowiedziała, ale moją uwagę przykuło burczenie w brzuchu, w sumie się nie dziwię, nie jadłam nic od 4-5 godz
-Idziemy coś zjeść? - zapytałam z nadzieją na "tak"
-Myślałam, że nie zapytasz, to co KFC?
-Starbucks, nawet go widzę
Weszłyśmy do środka i o dziwo było miejsce co jest dziwne  jak na Times Square. Zamówiłam oczywiście ulubioną czekoladę i sałatkę owocową.
-Ej, a tam w ogóle kiedy jest ten casting? - zapytałam
-Czekaj.. W czwartek o.. 10, posrało ich?!
-Najwidoczniej - odpowiedziałam niechętnie
-Poza tym trzeba się przygotować i coś może poćwiczyć
-Ale to już chyba nie dzisiaj - powiedziałam popijając swoją czekoladę i odruchowo popatrzyłam się na drzwi wejściowe
-Ryan? Co on tu do cholery robi?
-Śledzi Cie czy co?
-Nie wiem, ale zaraz się dowiem - już chciałam wstać i podejść do niego, ale ten zauważył mnie i sam to zrobił

***
-Emily? Co ty tu robisz? - zapytał uśmiechnięty
-Chyba raczej ty, śledzisz mnie?
-Co? Nie, przyjechałem do cioci jest chora na.. em.. jak to było.. amn...
-Amnezję? - zapytałam zdziwiona
-Ta, coś w tym stylu, w każdym razie, co robisz w Nowym Jorku?
-Przyjechałam z Rose - wskazałam na nią i poczułam ból w kostce, zorientowałam że brunetka kopła mnie w nią - poznajcie się Rose to Ryan, Ryan to moja przyjaciółka Rosie
-Po co tu przyjechałyście? - zapytał dosiadając się do nas
Nie byłam pewna co mu odpowiedzieć dlatego zerknęłam na dziewczynę która przeczyła wzrokiem  widząc co chcę powiedzieć
-Eeee... No na... takie wakacje
-Wakacje?
-Tak, w końcu należy nam się coś po maturze, szkołą nie musimy się martwić bo i tak już dużo nie zrobimy materiału, poza tym, jesteśmy zwolnione więc czemu nie?
-Co macie w planach, zwiedzanie, zakupy, imprezy?
-Tak właściwie to na razie nic, dopiero co przyleciałyśmy, ale na pewno znajdzie się coś fajnego
-Na ile tu jesteście? - wypytywał zaciekawiony, jednak zorientował się, że nie pasują nam te pytania, dodał - to znaczy ile macie zamiar tu spędzić swoje wakcje? - popatrzyłam się niechętnie na Rose i widziałam, że cała ta sytuacja kompletnie się jej nie podoba
- Na kilkanaście dni - nagle Ryanowi  zadzwonił telefon i właściwie  nic z tego nie wiem bo od razu powiedział że już idzie, widać było, że zdenerwował się, może faktycznie przyjechał tu do cioci i to że jest tu w tym samym czasie co my to zbieg okoliczności
-Przepraszam was dziewczyny, ale muszę już lecieć
-Ciocia?
-Co? - skrzywił się - Aaa to znaczy tak, ciocia dzwoniła, mam nadzieje, że się jeszcze spotkamy, jakby co Emily masz mój numer, a teraz muszę iść, pa - po tych słowach wybiegł ze Starbucksa i rozmawiając przez telefon zniknął gdzieś w tłumie
-Okej, idziemy? - zapytałam
-Tak

Przez resztę dnia tak właściwie nic się zbytnio nie działo, zamówiłyśmy jakieś sałatki do pokoju i oglądnęłyśmy film po czym zasnęłyśmy

***
Rano obudziłam się ok. 10. Ogarnęłam się i poszłam do kuchni
- Myślałam, że się nie doczekam aż wstaniesz
-Odezwała się
-Słucham?
-Co jemy na śniadanie? - zapytałam śmiejąc się pod nosem
-Właściwie nie wiem, może dzisiaj pójdziemy na stołówkę?
-Jestem za
-To idź sprawdź co tam jest, a ja za ten czas się pomaluje
-Ok

Nie minęło 10 min, a Rose wparowała cała zadyszana do pokoju

-No dzieczyno, kondycja ci opadła -zażartowałam
-Nie uwierzysz co tam zobaczyłam...

                       ______________________________________________________
Cześć wam! Niektórzy pytali się o NY, dlatego proszę bardzo :) Jak myślcie co Rose chce powiedzieć Em? Piszcie ;) Jak zwykle - przepraszamy że po raz kolejny taki trochę krótki :/ Ale zawiera kilka wątków które mamy nadzieję że wam wystraczą :) Do następnego!

Buziaki xx
J & J






sobota, 24 października 2015

Rozdział 18


Z perspektywy Emily

Totalnie zapomniałam o spotkaniu z Ryanem! Rozmawiałam z rodzicami na Skype i straciłam poczucie czasu. Wyparowałam z pokoju w sekundzie, przebierając się po drodze. Miałam nadzieję, że ktoś mnie podrzuci ale jak usłyszałam że Nathan jest w domu, wzięłam taksówkę. Lubię czasami z nim spędzać czas, bo potrafi być na prawdę spoko, momentami, MOMENTAMI, ale na ogół wkurza mnie jak nikt inny. Najczęściej jest zapatrzonym w siebie dupkiem. Dzisiaj był chyba wkurzony, ale zdenerwowanie mnie, zdecydowanie poprawiło mu humor. Miałam rację, to potwór, normalną osobę by złość innych nie poprawiła humoru, ale on nie jest normalny. Można uznać że go nienawidzę. Spotkałam się z Ryanem, miał on ubrane okulary lustrzanki w których dostrzegłam siedzących za mną Jaya i Nathana. Tak się bawicie? No okej! Miałam chęć podrażnić ich trochę i zachowywać się tak miło, że ich zemdli, szczególnie tego głupka na czele. Jednak mój towarzysz w pewnym sensie wszystko popsuł, dał mi prześliczny prezent, jak go zobaczyłam nie wiedziałam co powiedzieć. Nathan chyba nie myślał, że nie usłyszę za sobą tego "kill me, please". Ryan też go zauważył kątem oka, dlatego ujawniłam tym dupkom, że wiem, że u są. Na moje nieszczęście ten palant, jak gdyby niby nic zarzucił mnie przez ramię! Czyżby zazdrość mu walnęła do głowy? Jeżeli go to wkurza, chętnie się w to pobawię i on nawet nie wie jaką mi to radość przyniesie. Tym razem ja pobawię się w potwora. Nawet cudownie się składa że dzisiaj są te wyścigi. Pożałujesz tego Sykes i za te łaskotki również się kiedyś zemszczę.

***
-Emily! Rusz się! - wykrzykiwał nie kto inny jak Nathan
-Jezu! Przecież idę! - powiedziałam schodząc po schodach i poprawiając sukienkę
Gdy zeszłam na dół wzrok wszystkich wylądował na mnie. Mierzyli mnie od góry do dołu z kilka razy. Widać mój wygląd przypadł im do gustu, przynajmniej większości. 
-Nie za wyzywająco? - zapytał z niezadowoleniem Nath
-A może tak Emily ładnie wyglądasz? Z resztą, tobie zawsze wszystko nie pasuje - miałam szczerą ochotę sprowokować go do kłótni, ale reszta wybuchła śmiechem widząc naszą wymianę zdań, więc nic z tego. 

Byliśmy już na miejscu, sam widok lasek kręcących dupami przed jakimiś kolesiami, zniechęcał mnie, ale zależało mi na tym, aby powkurzać Nathana właśnie takim zachowaniem , nie po to siedziałam godzinę przed lustrem. Zaraz po wyjściu z auta chłopaki zaczęli rozmawiać o jakimś planie, informowaniu o położeniu kogoś. Co oni znowu kombinują?! Napad? Kradzież? Gwałt? Oni nie zdają sobie  sprawy, że za takie coś czekałaby ich kara? Emily, głupku, to są NIELEGALNE wyścigi, jeżeli ktoś ich wkopie, sam sobie wyrządzi krzywdę.. Logiczne. Dla tych debili to idealna okazja, aby coś przeskrobać. Tak szczerze, to nawet mnie to przeraża, Jay znika prawie codziennie i wraca wieczorem, Nathan cały czas gada przez telefon, Siva, przesiaduje u Naree, Max, Max? Właściwie nie wiem co robi, kiedy wracam mogę pogadać właściwie tylko z Tomem i Kels która teraz ( chwała Bogu) przeprowadzi się do nas! W końcu, nie będę jedyną dziewczyną tam. Ostatnio wpadłam na pomysł żeby zapisać się na zajęcia z samoobrony, noo i właściwie tak zrobiłam, na 6 lekcji. Nawet już ćwiczyłam kilka chwytów z Internetu, ale niektóre są tak tępo wytłumaczone, że jednak wolę iść na te lekcje, wie o nich tylko Rose. Po szkole w czwartki będziemy na nie chodzić razem, przydadzą się nam, byłyśmy zawsze najlepsze z wf więc a tymi zajęciami nie powinno być problemów. Chłopaki się o tym nie dowiedzą, bo powiedziałam, że mamy w te dni przedłużone lekcje, więc tu jestem spokojna. Kiedy Jay wypchał mnie na górę jakiejś budowli, domagałam się wyjaśnień
-Teraz się dowiem o co chodzi? - zapytałam tupiąc nogą
Jay pokręcił oczami i wskazał coś za oknem
-Widzisz tamte dwa auta? - zapytał
-Widzę i co w związku z tym?
-W tym czarnym siedzi Nathan, w czerwonym jego przeciwnik - powiedział znudzony
-Tylko tyle?
-Dla Ciebie tak
-Jak to dla mnie? 
-Normalnie - odpowiedział obojętnie
Popatrzyłam na Kelsey, patrzyła na niego zabijającym wzrokiem, teraz jestem pewna, że tylko ja nie wiem o tym co się tu dzieje
-Mógłbyś może bardziej wytłumaczyć?
-Są pewne rzeczy o których nie powinnaś wiedzieć - odpowiedział wymijająco 
-Debile! - nie wytrzymałam usiadłam jak najdalej od niego, lubię go, ale zaczyna mi działać na nerwy!
Em - Kels usiadła obok mnie - Jay ma rację, nie powinnaś o kilku rzeczach wiedzieć, tak będzie dla Ciebie lepiej, zrozum
-Tylko, że ty zawsze wszystko wiesz, twój chłopak zawsze stanie w twojej obronie, a ja? Czuję się jak więzień w waszym domu, nie wiesz jak to jest, z rodzicami gadam z dwa, trzy razy w tygodniu, to jest okropne
-Ej, przestań, może ten dom stanie się kiedyś stanie się w końcu twoim prawdziwym domem  i poczujesz się w nim swobodnie 
-Co masz na myśli? - zdziwiłam się
- Nie ważne, ważne jest, to że w przyszłym tygodniu zamieszkam z wami! - kiedy to usłyszałam miałam ochotę zacząć skakać ze szczęścia
-Jezu! Ale fajnie! w końcu będę miała się do kogo odezwać! - zaczęłam przytulać dziewczynę
-Ej! Emily! Bo mnie udusisz! - zaczęła się śmiać
-Przepraszam, ale w końcu nie będę sama w tym domu, będę miała z kim normalnie pogadać a nie się kłócić, nawet nie wiesz jak się cieszę! Mieszkanie z piątką chłopaków to piekło! Oni są WIECZNIE głodni - wybuchnęłyśmy śmiechem 
-My już ich tam ustawimy, szczególnie tego jednego 
-Już Cię kocham - powiedziałam i zaczęłam się śmiać
Rozmawiałyśmy tak jeszcze przez chwilę, korzystając z okazji, że Jay nie zwracał na nas uwagi, postanowiłyśmy popatrzeć na Nathana, przyznam, że te wyścigi są nawet ciekawe. W pewnym momencie dojrzałam czerwone auto wjeżdzające na drogę prowadzącą prosto na tory, a za nim zobaczyłam Nathana, który oczywiście wyrównał do przeciwnika. Pewnie zmienili trasę, z resztą co za różnica...
-Jak myślisz kto wygra? - zapytała zaciekawiona blondynka 
-Ciebie to serio kręci ?- zapytałam rozglądając się w inne strony, udając niezainteresowaną 
-Tak właściwie to tak, ciebie też, ale jeszcze o tym nie wiesz - oj chyba wiem, pomyślałam- ale jak sądzisz kto wygra?
-Nie wiem, fajnie by było jakby Nathan przegrał - uśmiechnęłam się 
-Ty go serio  nie lubisz - powiedziała z uśmiechem na twarzy Kels
Rozejrzałam się po okolicy zza okna, nic ciekawego, drzewa, auta, dziewczyny, drogi, tory, pociąg. CHWILA! Pociąg! Szybko namierzyłam wzrokiem Nathana i zorientowałam się, że jadą oni prosto na  niego!
-Jay! Kurwa! Patrz! - wykrzyczałam wskazując na nich!
-CO?! - przybiegł od razu 
-Patrz! Jadą prosto na jadący pociąg! - wykrzyczałam zaczynając coraz bardziej się stresować - zatrzymaj go czy coś! Szybko!
-Jak?! Nie mogę! Blokada nic nie da! Nathan kurwa! Jeszcze CB radio wyłączył! Co on odpierdala?! - zaczął wykrzykiwać zdenerwowany tak samo jak ja loczek
-Nathan! Przecież nie zdążysz! Zabijesz się! A ja tego nie wytrzymam! Nathan! Cholera! zatrzymaj się! - wykrzykiwałam w myślach ściskając wszystko co miałam pod ręką, na prawdę nie wiem co się ze mną działo, drgałam patrząc jak zbliżają się do jadącego pociągu, nie zwracałam uwagi na to co Jay wykrzykuje lub gdzieś dzwoni, przez ten cały czas patrzyłam się na TO AUTO. Samochód Nathana. Cholernie się bałam, że mu się coś stanie. To jest nie możliwe, że im się uda przejechać na czas! Błagam, zatrzymaj się, Nathan, proszę Cię, zwariuję jeżeli Ci się coś stanie.  PROSZĘ. Auta jechały łeb w łeb. Z każdą sekundą zbliżali się coraz bardziej do jadącego pociągu. Dzieliło ich kilka set metrów. To być może ostatnie chwile życia jednego z nich . Albo obu. Te decydujące chwile były coraz bliżej. Z każdą sekundą zbliżał się ten jeden moment. Jeden moment, ale tak ważny. 100 metrów. 50 metrów. 30 metrów. 10 metrów. STOP. Świat jakby się zatrzymał. Auta jechały w powietrzu, z niesamowitą wcześniej rozpędzoną prędkością. Wpatrywałam się dokładnie w to jedno auto, ważne auto. Wszystko wokół nie istniało, tylko on i jego samochód. Trzęsłam się ze strachu niesamowicie. Jakby ktoś nade mną panował. Skupiałam się ciągle na tym jednym punkcie, rzejeżdzało ono tuż przed maską pociągu. Miałam wrażenie jakby ta chwila trwała wieki.  Dzieliło ich pół metra. PÓŁ METRA. Niesamowite. STAŁO SIĘ, Nathan w ostatnim, na prawdę ostatnim momencie, uciekł sprzed jadącego pociągu. Pół metra w tył i byłoby po nim. NIESAMOWITE. Moje serce stanęło. Auto Nathana powróciło na ziemię. Ulżyło mi niesamowicie. Teraz Sykes, chyba ja Cię zabiję. Szybko wyszłam z budynku i rozglądnęłam się . Z auta wysiadł wielmożny brunet i jak gdyby nigdy nic uśmiechnął się do mnie. Nooo nie, teraz to Ci chyba oczy wydrapię
-Co ty sobie wyobrażasz?! - pchnęłam bruneta na ścianę
-O co ci chodzi? Przecież wygrałem - zapytał z zdezorientowanym uśmieszkiem 
-Czy ciebie do końca pojebało?! Wjeżdzać na tą trasę?! POJEBAŁO CIĘ?! Ty wiesz co ja tam na górze przeżywałam?! Myślałam, że zejdę ze strachu! Myślałam, że się tam zabijesz! Nathan do cholery jasnej! Nie rób tak więcej! Nie przeżyłabym tego gdyby coś Ci się stało! Dupku! Nie pomyślałeś kurwa o tym?! Mogłbyś zainteresować się  raz w życiu co inni myślą?! Czy dalej będziesz taki popierdolony?! Nienawidzę Cię! NIENAWIDZĘ! - na koniec, uderzyłam go solidnie w policzek i ruszyłam  do auta, nawet nie zdążyłam do niego dojść, a ktoś wepchnął mnie do niego silą Po kilku sekundach do auta wpadł Max, Siva i Jay
-Po kolesiu ! -  zatriumfował Max odpalając silnik i wyruszając do domu
-Słucham? - zapytałam
-Emily? Co ty tu robisz? - zapytał łysy zauważając mnie
-Siedzę jak widać 
-Eee nooo to ten - George zaczął się zacinać, popatrzył się na Sivę błagalnym wzrokiem, dopiero teraz dostrzegłam że ma rozcięty łuk brwiowy i z nosa sączyła mu się krew
-Co ci się stało?!
-Yyy.. Wywaliłem się - powiedział speszony
-No chyba nie sądziłeś, że ci uwierzę 
-Żyję, najważniejsze
-Wy serio jesteście nie z tego świata
-Ale żyjemy na tym co ty - zaśmiał się Jay
-Nieeee noo zwariuję - oparłam głowę o szybę - jesteście nie do zniesienia, na szczęście będę od was miała przerwę
-Że co?- zapytał Jay
-To co słyszałeś
-Wyjaśnij
-Dla ciebie będzie lepiej jeżeli będziesz niedoimformowany - uśmiechnęłam się chamsko

Potem właściwie nic się już nie działo. Ogarnęłam się, uzgodniłam wszystko z Rose i zdecydowałyśmy. Tak, to już pewne. Spakowałam połowę walizki ale byłam już trochę zmęczona, więc - jak wiadomo - poszłam spać, dokończę resztę pakowania jutro.

Rano obudziły mnie promienie słońca, zaspana wymacałam ręką parapet w celu odnalezienia telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz, dochodziła już 11. CHOLERA! W pośpiechu zaczęłam kończyć się pakować i ogarnęłam siebie. Fuck fuck fuck, kosmetyczka. Gdzie ona jest, cholera, gdzie ona jest.? Przetrzepałam cały pokój,w końcu znalazłam zgubę. Z 30 razy sprawdziłam czy wszystko mam i zniosłam walizkę na dół. Stanęłam z nią w dobrze widocznym miejscu i odezwałam się
-Wyjeżdzam, zawiezie mnie ktoś na lotnisko?
_________________________________________________________________________________
Cześć wszystkim :) Mamy nadzieję, że się podoba :) Może nie należy do najwspanialszych i najdłuższych, ale uznałyśmy że na tym wątku zakończymy rozdział. Piszcie wrażenia, na prawdę chwiałybyśmy poznać wasze opinie, a jest ich mało. Widzimy, że dosyć dużo osób czyta tego bloga, ale brakuje nam waszej opinii o tym wszystkim, pomóżcie nam udoskonalić to opowiadanie :) Nawet nie wiecie jakie to ważne dla nas i dla bloga :) Dla Ciebie to tylko chwila a dla nas motywacja do dalszej pracy ;)
Buziaki xx
J & J