.

GRY

czwartek, 5 listopada 2015

Rozdział 19

Z perspektywy Emily

-Wyjeżdzam, zawiezie mnie ktoś na lotnisko?
-Jak to wyjeżdzasz? - zapytał zdezorientowany Jay - Ale że tak sama? Gdzie? Na ile?
-Wyjeżdzam z Rose, a na ile too.. się przekonacie gdzie? Nie powiem bo za mną pojedziecie, ale cieszcie się, przynajmniej macie mnie z głowy - wzruszyłam ramionami
-Przestań, nie jesteś dla nas ciężarem, lubimy cię i dobrze o tym wiesz, nie rób z nas takich debili, kiedy byłaś w szpitalu każdy z nas cholernie się o ciebie bał, gdybyś była dla nas nikim nie obchodziłoby nas twoje zdrowie, przestań nas tak oceniać - zbulwersował się Tom
-Ale przecież jestem dla was nikim - widząc minę Toma poprawiam się - przynajmniej dla niektórych
-Zostań z nami, Emily, nie odstawiaj scen - powiedział stanowczo
-Parker, przestań, niech jedzie gdzie chce, nie nasz interes - wypalił obojętnie Nathan wpatrując się w telewizor
-O tym mówię - wskazałam na Sykesa - teraz mnie rozumiesz?
-Heathrow? - zapytał Jay wzdychając
-Tak, tylko po drodze wstąpimy po Rosie
-Rosie? - zapytał zdezorientowany
-Rose - pokręciłam oczami

Pożegnałam się z resztą, to znaczy nie licząc Nathana, tylko się na mnie popatrzył. Żenujące. Z resztą, czego ja się spodziewałam? To było do przewidzenia.
Dojechaliśmy na lotnisko. Jakimś cudem dotarliśmy na czas na odprawę. Pożegnałyśmy się jeszcze z Jayem, widzę, że w tym przypadku moją przyjaciółkę bardziej boli rozłąka z nim w porównaniu do mnie. Przecież to tylko dwa tygodnie. Najlepsze dwa tygodnie. W końcu jedziemy do NOWEGO JORKU. Już nie chodzi o sam casting, w końcu mam okazję odpocząć od tego chorego życia. Wieczne obawy, strach, złość, samotność, bezsilność. Takie życie każdego rozsadzałoby od środka. Tak się po prostu nie da żyć. Każdego dnia budzisz się z obawą, czy przeżyjesz do jutra, czy ktoś nie zginie, czy coś się stanie. Nie wiesz, czy tego dnia zostaniesz kompletnie sama, czy ty kogoś zostawisz. Nie znasz odpowiedzi. Nikt nie chciałby takiego życia. Koniec, mam czas. Czas dla siebie, mogę w końcu odpocząć od tego. Nie muszę się przejmować tym palantem, który cały czas zatruwa mi życie. Mam święty spokój od kłopotów, zaczynam coś nowego i na tym chcę się między innymi skupić.
Połowę lotu przespałam, nie lubię latać tak długo. 9 godzin to o wiele za dużo, emocje też dawały znaki, jeszcze nigdy nie czułam się tak zmęczona po lataniu.

***
-Tato, dasz mi może w końcu adres do tego mieszkania?
-Po co?
-Żartujesz sobie?
-Żebyś mogła w google wyszukać ten budynek? Na pewno!
-Przepraszam Cię bardzo, ale czekam właśnie na taksówkę która ma mnie zawieźć do mieszkania więc jakim prawem nie chcesz mi dać adresu?!
-Gdzie ty jesteś?
-Wdech wydech wdech wydech - powtarzałam sobie w myślach próbując zaraz nie wybuchnąć
-Emilyyy, gdzie ty jesteś?
-Na Antarktydzie wiesz!
-Na ile?
-Tato do cholery jasnej dawaj ten adres! - nie wytrzymałam
-Po co? Jak będziesz w Nowym Jorku to ci powiem
-Wyobraź sobie, że właśnie w nim jestem - Rose słysząc naszą wyminę zdań już dawno tarzała się ze śmiechu
-Jak to?!
-Daj mi mamę - poprosiłam zrezygnowana

-Cześć kochanie, co się stało? - zapytała beztrosko rodzicielka
-Znasz może adres tego mieszkania dla mnie i Rose?
-Czekaj.. A tak, mam, na końcu Wall Street jest taki duży budynek, to tam
-Dziękuję, przynajmniej z tobą mogę się dogadać
-Jak zawsze z resztą, dzwoń do nas czasami
-To paaa - powiedziałam i szybko się rozłączyłam, chciałam uniknąć rozmowy o kontroli typu dzwoń codziennie, czuję się wtedy jak małe dziecko


Mieszkanie, a raczej apartament był ogromny. Zawierał 3 sypialnie, jedną łazienkę z dużą wanną, salon, przedpokój i kuchnię z pełnym wyposażeniem. Myślałam, że tym mieszkaniem będzie jakieś małe, skromne mieszkanie, w końcu jesteśmy tu tylko na dwa tygodnie. Jednak pomyliłam się co do tego, nasz apartament był nowoczesny, komfortowy, czysty, i zadbany, normalnie zostałabym tu już na zawsze. To było spełnienie marzeń. Ogólnie nie spodziewałabym się takiej niespodzianki po rodzicach, może chcą mi wynagrodzić ostanie zdarzenia? W sumie, zmierzają w dobrym kierunku, jednak niech sobie nie myślą, że mnie tak łatwo przekupią, nie tym razem.

-Boże, Emily! To mieszkanie jest genialne! Ja już nie chcę stąd wyjeżdzać - zachwycała się
-Ja tym bardziej, tylko my, nasza szansa, Nowy Jork i to mieszkanie, normalnie szczyt marzeń
-To co robimy na początek?
-Ja padam z nóg, idę się rozpakować i spać
-Chyba Cię posrało! Ten wyjazd nie będzie trwał wiecznie, idziemy zbadać okolicę!
-Ale ja ledwo co stoję
-Dasz radę

***
-Emilyy! Do cholery jasnej! Wstawaj! - wykrzykiwała brunetka jednocześnie próbując zwlec mnie z łóżka, właściwie byłam już gotowa do wyjścia, ale korzystając z tego że Rose kończyła się przygotowywać, położyłam się na chwilę., Widocznie trochę dłuższą chwilę skoro darła się na cały głos
-Daj mi spokójj.. Jestem zmęczona - wymruczałam pod nosem
-A ja podekscytowana i co?
-To masz problem, ja chcę spać
-W takim razie, chyba mogę wziąść twój telefon nie? Bo przecież nie będzie Ci potrzebny - parsknęła
-W moją matkę bawisz się czy co? - spoważniałam wstając w celu ogarnięcia się jeszcze do wyjścia, bo znając życie wyglądam jak potwór
-Wiesz, że zawsze dostaję to czego chcę
-Zauważyłam..

Tak na dobry początek poszłyśmy na spacer do Central Parku. Pełno ławek, dzieciaków na rolkach, biegaczy, starszych osób, matek z wózkami i małymi dziećmi co ledwo umieją chodzić, grupki przyjaciół, znajomych, nie bardzo lubię taki widok, szczególnie kiedy nie możesz spokojnie iść po ulicy bo musisz uważać, żeby ktoś na ciebie nie wpadł lub ty na kogoś. Bardziej wolę spokojne miejsca, mniej zatłoczone. Nie żebym zrzędziła jak jakaś staruszka, że spokój to najlepsze co może być, tylko kiedy wychodzę coś pozwiedzać lub tylko się przewietrzyć to takie miejsca nie należą do moich ulubionych. Jednak tym razem przykuła moją uwagę młoda, zakochana para. Kiedy ich zobaczyłam jakoś tak twarz sama mi się uśmiechnęła. Chciałabym mieć kiedyś taką osobę, która będzie z tobą mimo twoich błędów, wad, charakteru, będzie w tobie widzieć ideał, tą wymarzoną osobę. Fajnie by było znaleźć kogoś takiego, mimo, że nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia ani w miłość, to teraz coś we mnie ruszyło. Ostatnie zdarzenia zniechęciły mnie zdecydowanie do chłopaków, miłości, nowych przyjaźni, ogólnie do części rzeczy do których jeszcze nie dawno podchodziłam z chęcią i uśmiechem. Nigdy nie byłam panną która marzyła o nie wiadomo jakim księciu na białym rumaku, takie podejście często budziło we mnie mdłości. Fakt, miałam kilka chłopaków, ale nie traktowałam tego jako miłość do końca życia, nie byłam też z nimi dla szpanu czy coś, często byłam nimi zauroczona i nie wiedziałam że to nie jest miłość, mimo to nie brałam tego jako true love forever. Zdawałam sobie sprawę, że to może nie być ta osoba, albo w ogóle takiej nie znajdę, uznałam że bycie singielką to jednak fajna rzecz, mogę beztrosko z przyjaciółką chodzić na imprezy, szaleć bez obawy, że popełnię błąd i zranię ważną dla mnie osobę. Może źle to oceniam, bo nigdy tak właściwie nie pokochałam nikogo na tyle, żeby zrozumieć te kwestie, po prostu mam teraz takie zdanie i pewnie go nie zmienię, bo nie zaznam tej jak to inne zakochane laski mówią - prawdziwej miłości. Nawet mi już tak na tym nie zależy..

-Gdzie teraz idziemy? - zapytała Rose, wyrywając mnie z toku rozmyśleń
-Nie wiem, nigdy tu nie byłam, ale chciałabym zobaczyć na żywo Times Square, idziemy?
-Jak znasz drogę to idziemy
-Mój telefon zna - uśmiechnęłam się


-Em, przyjeżdzamy tu na Sylwestra! - powiedziała Rose zachwycając się się alejami
-I nie tylko, poza tym, patrz ile znowu rzeczy kupiłyśmy, moja szafa tego nie pomieści, twoja pewnie też
-Robisz się jak jakaś stara baba!
-Ja? Kochana, w takim razie idziemy po następne zakupy, tym razem może spożywcze, hmm?
-Po co? Przecież mamy stołówkę na parterze albo możemy sobie zamówić jedzenie do pokoju
-Serio? Nawet nie wiedziałam
-Było nie spać to byś wiedziała - powiedziała Rose z krzywiąc twarz, normalnie to bym jej coś odpowiedziała, ale moją uwagę przykuło burczenie w brzuchu, w sumie się nie dziwię, nie jadłam nic od 4-5 godz
-Idziemy coś zjeść? - zapytałam z nadzieją na "tak"
-Myślałam, że nie zapytasz, to co KFC?
-Starbucks, nawet go widzę
Weszłyśmy do środka i o dziwo było miejsce co jest dziwne  jak na Times Square. Zamówiłam oczywiście ulubioną czekoladę i sałatkę owocową.
-Ej, a tam w ogóle kiedy jest ten casting? - zapytałam
-Czekaj.. W czwartek o.. 10, posrało ich?!
-Najwidoczniej - odpowiedziałam niechętnie
-Poza tym trzeba się przygotować i coś może poćwiczyć
-Ale to już chyba nie dzisiaj - powiedziałam popijając swoją czekoladę i odruchowo popatrzyłam się na drzwi wejściowe
-Ryan? Co on tu do cholery robi?
-Śledzi Cie czy co?
-Nie wiem, ale zaraz się dowiem - już chciałam wstać i podejść do niego, ale ten zauważył mnie i sam to zrobił

***
-Emily? Co ty tu robisz? - zapytał uśmiechnięty
-Chyba raczej ty, śledzisz mnie?
-Co? Nie, przyjechałem do cioci jest chora na.. em.. jak to było.. amn...
-Amnezję? - zapytałam zdziwiona
-Ta, coś w tym stylu, w każdym razie, co robisz w Nowym Jorku?
-Przyjechałam z Rose - wskazałam na nią i poczułam ból w kostce, zorientowałam że brunetka kopła mnie w nią - poznajcie się Rose to Ryan, Ryan to moja przyjaciółka Rosie
-Po co tu przyjechałyście? - zapytał dosiadając się do nas
Nie byłam pewna co mu odpowiedzieć dlatego zerknęłam na dziewczynę która przeczyła wzrokiem  widząc co chcę powiedzieć
-Eeee... No na... takie wakacje
-Wakacje?
-Tak, w końcu należy nam się coś po maturze, szkołą nie musimy się martwić bo i tak już dużo nie zrobimy materiału, poza tym, jesteśmy zwolnione więc czemu nie?
-Co macie w planach, zwiedzanie, zakupy, imprezy?
-Tak właściwie to na razie nic, dopiero co przyleciałyśmy, ale na pewno znajdzie się coś fajnego
-Na ile tu jesteście? - wypytywał zaciekawiony, jednak zorientował się, że nie pasują nam te pytania, dodał - to znaczy ile macie zamiar tu spędzić swoje wakcje? - popatrzyłam się niechętnie na Rose i widziałam, że cała ta sytuacja kompletnie się jej nie podoba
- Na kilkanaście dni - nagle Ryanowi  zadzwonił telefon i właściwie  nic z tego nie wiem bo od razu powiedział że już idzie, widać było, że zdenerwował się, może faktycznie przyjechał tu do cioci i to że jest tu w tym samym czasie co my to zbieg okoliczności
-Przepraszam was dziewczyny, ale muszę już lecieć
-Ciocia?
-Co? - skrzywił się - Aaa to znaczy tak, ciocia dzwoniła, mam nadzieje, że się jeszcze spotkamy, jakby co Emily masz mój numer, a teraz muszę iść, pa - po tych słowach wybiegł ze Starbucksa i rozmawiając przez telefon zniknął gdzieś w tłumie
-Okej, idziemy? - zapytałam
-Tak

Przez resztę dnia tak właściwie nic się zbytnio nie działo, zamówiłyśmy jakieś sałatki do pokoju i oglądnęłyśmy film po czym zasnęłyśmy

***
Rano obudziłam się ok. 10. Ogarnęłam się i poszłam do kuchni
- Myślałam, że się nie doczekam aż wstaniesz
-Odezwała się
-Słucham?
-Co jemy na śniadanie? - zapytałam śmiejąc się pod nosem
-Właściwie nie wiem, może dzisiaj pójdziemy na stołówkę?
-Jestem za
-To idź sprawdź co tam jest, a ja za ten czas się pomaluje
-Ok

Nie minęło 10 min, a Rose wparowała cała zadyszana do pokoju

-No dzieczyno, kondycja ci opadła -zażartowałam
-Nie uwierzysz co tam zobaczyłam...

                       ______________________________________________________
Cześć wam! Niektórzy pytali się o NY, dlatego proszę bardzo :) Jak myślcie co Rose chce powiedzieć Em? Piszcie ;) Jak zwykle - przepraszamy że po raz kolejny taki trochę krótki :/ Ale zawiera kilka wątków które mamy nadzieję że wam wystraczą :) Do następnego!

Buziaki xx
J & J






2 komentarze:

  1. Rozdział wcale nie jest krótki ;) A rozdział spk :) Czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś czuję że Ryan i Emily będą para <3 błagam powiedzcie ze tak / maja

    OdpowiedzUsuń