.

GRY

niedziela, 29 listopada 2015

Rozdział 21

Z perspektywy Emily 

-Emily... - usłyszałam głos, który bardzo dobrze znałam
-Nathan? - wstałam - Jezu, ile ja Cię szukałam! - rzuciłam mu się na szyję
-Mnie? Z jakiej racji? - uśmiechnął się znacząco
-Dobrze wiesz z jakiej, szukałam Cię z kilka godzin, po tym jak Tom mi powiedział, że nie ma Cię już całą dobę, wyparowałam z mieszkania i poszłam Cię znaleźć, myślałam, że coś Ci się stało, że nie żyjesz, jakby tak było nie wybaczyłabym sobie tego, nie rób tak więcej, jasne? - uderzyłam go w ramię, na co on się wyszczerzył
-Nie przesadzaj, nie zabiłbym się przecież, nic mi nie jest, możesz już się uspokoić - czekał na moją reakcję
-Eee.. Noo... Ale ja jestem spokojna
-Z pewnością?
-Nie wierzysz? - uniosłam ton głosu
-Chcesz się kłócić?
-Nie, dzięki - powiedziałam od niechcenia i minęłam go, jednak on chwycił mnie za nadgarstek
-Jak Ciebie łatwo zdenerwować - powiedział z satysfakcją
-A Ciebie łatwo wykurzyć z domu
-Zaczynasz?
-Nie
-Idziemy się przejść? - chciał wyraźnie uniknąć kłótni
-Padam z nóg, wolę posiedzieć
-Zawsze mogę Cię nosić - walnął mega smile'a
-To już wolę iść sama - odpowiedziałam na co Nathan się zaśmiał
Przez dłuższą chwilę szliśmy w ciszy, nawet nie patrzyliśmy się na siebie, nie mogąc wytrzymać w tej niezręcznej sytuacji powiedziałam patrząc się przed siebie
-Przepraszam
-Za co? - zapytał zdziwiony
-Za to co powiedziałam, nie sądziłam, że aż tak bardzo ruszą Cię te słowa, nie wiedziałam o Vanessie, przepraszam, nie powinnam mówić tamtych słów... Ja.. Ja nie wiedziałam
-Miałaś prawo o tym nie wiedzieć
-Byłam wtedy cholernie wkurzona, że przyjechałeś tutaj... Chciałam odpocząć
-Ode mnie?
-Wtedy tak
-Co to znaczy wtedy?
-Przed wyjazdem, byłam na Ciebie mega wkurzona, mogłam nawet powiedzieć, że Cię nienawidzę, bo na każdym kroku się kłóciliśmy, to było wyczerpujące, cały czas bałam się, że coś mi się stanie, albo- przerwał mi
-Przecież bym Ciebie obronił, nie?
-Taa - uniknęłam kontaktu wzrokowego
-Wiesz, że nikt Ci nic przy mnie nie zrobi - spoważniał
-Brzmisz jak z jakiejś komedii, ale nie ważne, nawet nie wiesz jakie miałam poczucie winy jak Ciebie tyle nie było, nie mogłeś chociaż napisać smsa? W ogóle gdzie byłeś w nocy?
-Tutaj - powiedział jakby to było oczywiste
-Jak to tutaj?
-W parku
-Dlaczego nie wróciłeś do pokoju?
-Chciałem przemyśleć parę spraw, ale nie gadajmy o tym
-Właśnie, że pogadajmy, to jeden jedyny raz kiedy normalnie gadamy, powiedz o co chodzi
-Nie rozmawiam z nikim zwykle o takich rzeczach
-To pora porozmawiać
-Ciekawi Cię to co?
-Nie tyle co ciekawi, ale chciałabym coś o Tobie wiedzieć
-Dnia nie starczy
-Mam czas
-Dobra - pokręcił oczami
-Chodzi o nią?
-Tak - kopnął w kamyk i wszedł w ulicę w której nikogo ani nic nie było - znając życie wiesz, już, wiec oszczędź sobie współczucia
-Ale chciałabym usłyszeć to od Ciebie - popatrzył na mnie zdziwiony
-Byłem wtedy młodszy.. Młodszy i głupszy. Byłem w liceum, nie uczyłem się najlepiej ale też nie było aż tak źle, wszyscy wokół się mnie bali, siałem z chłopakami postrach, w sumie nie do końca wiem dlaczego, pewnie ktoś puścił plotki o nas, ale to i nawet lepiej, nie musieliśmy nikogo bić, bo nikt nam nie chciał podskoczyć. I wtedy, pojawiła się ona. W drugiej klasie doszła do naszej klasy i mimo ostrzeżeń innych, nie bała się nas i tak w sumie nawet mi to zaimponowało, inną rzeczą było to, że inni to zauważyli i też zaczęli zgrywać odważnych że nas się nie boją, ale nie wiedzieli, że lepiej z nami nie zaczynać. Jeden koleś, chciał pokazać jakiejś lasce, że jest super silny zajebisty bo chodzi od miesiąca na siłownię. Zaczął do nas podskakiwać, groziłem mu, że niech nie pajacuje bo pożałuje, było widać, że się boi ale przełknął ślinę i chciał się bić, wyśmiałem go. Ten postanowił zaatakować pierwszy i uderzył mnie w twarz. Nie wiedział jakie piekło go czekało.  Jego elitka zadarła również z resztą. Pobiłem go tak, że przez dwa tygodnie był w ciężkim stanie, ale wyszedł z tego, reszta skończyła na kilku złamaniach i siniakach bo w porę się wycofali, ale nie o to chodzi, Vanessa była tym niby zachwycona, spodobało się jej to. Zaczęliśmy być parą. Z mojej cholernej głupoty, z chłopakami dołączyliśmy do tego pierdolonego gangu. Na początku podobało nam się to, napadaliśmy na banki i zbijaliśmy na tym sporą kasę. A ona.. Ona nie miała nic przeciwko, imponowało jej to, a ja byłem zadowolony, można powiedzieć, że się zakochałem, dziwne, nie? Stała się dla mnie najważniejsza, doszło do tego, że świata poza nią nie widziałem. Ale w gangu było coraz niebezpieczniej, oni chcieli więcej, zabijali niewinnych ludzi. To nam dało do myślenia, byliśmy tak zajęci gangiem i myśleniem co z tym robimy, że nie zauważyłem jednej zmiany. Ona. Któregoś wieczoru, wpadł do domu Tom i kazał mi szybko z nim jechać. On od początku jej nie ufał. Nie chciał nic powiedzieć, kazał tylko ze sobą jechać. Tak zrobiłem. Dojechaliśmy do jego domu... Domu szefa gangu. Nie wiedziałem po co mnie tu zaprowadził, jednak nie na długo. Przeczołgaliśmy się pod okno z jego sypialni, to co tam zobaczyłem... Zmieniło moje całe dotychczasowe życie. Ona z nim to tam robiła. Nawet nie wiesz jak mnie to zabolało. Wszystko się zmieniło. Chciałem wejść tam i roztrzaskać tego gościa, ale nie zrobiłem tego, uznałem, że udawanie na chwilę, że nie było tego, będzie najlepszym pomysłem, ale obiecałem sobie jedno ZABIJĘ GO. Na następny dzień zachowywałem się normalnie, poza jedną kwestią. Poza nią. Nie miałem zamiaru z nią się widywać czy rozmawiać, okazała się kompletną dziwką. Nie miałem już do niej żadnego szacunku, była dla mnie skończona. Jednak był jeszcze jeden problem. Gang. To Cię zainteresuje. Oni chcieli żebyśmy zabili jakiegoś faceta i jego dziewczynę, bo odszedł kiedyś tam. Najlepsze jest to, że chodziło wtedy o twoich rodziców, myślałaś, że serio bym zaufał i pomógł twojemu ojcu bo wyżalił mi się jak był pijany? Potem dowiedziałem się o nim wszystkiego i jest to korzystne dla obu stron, ja mu pomogę uchronić Ciebie i twoją mamę a on pomoże mi zabić resztę gangu. Ale wracając, nie zgodziliśmy się na to, byliśmy przeciwni zabijaniu Jennifer, ale gang powiedział że albo oni oboje albo ktoś inny. Nie zrozumiałem ich, ale potem wiedziałem wszystko. Nie chcieliśmy dalej brnąć w to wszystko i odeszliśmy. Byliśmy w domu, robiliśmy to co zawsze, czyli nic. W pewnym momencie, zadzwonił telefon. Nikogo nie słyszałem w słuchawce, nagle dostałem smsa z jakimś adresem i zdjęciem martwej laski. Zorientowałem się, że to ona. Vanessa. Miałem cholerną ochotę pojechać tam i zabić tego gnoja. Wiem, że mnie zdradziła, ale kochałem ją kiedyś w końcu, nie chciałem takiego jej końca. Wiedziałem, że muszę się zmieścić. Ale nie pojechaliśmy tam, gang pewnie chciał nas tam zaciągnąć i zabić, ale my mieliśmy inne plany. Zadzwoniłem na policję, pojechałem za nimi, chciałem ją zobaczyć ten, ostatni cholerny raz. Wyglądała okropnie, zmasakrowana twarz i wszędzie krew. Odjechałem stamtąd. Kilka dni później okazało się, że gang napadł na jakąś dużą firmę i zostali złapani i okazuje się, że uciekli. Ale zemszczę się za nią. Pożałują tego.
-Nie wiedziałam... Przepraszam za tamto.. Na prawdę
-Ej, nic się już nie stało, musiałem sobie przemyśleć kilka rzeczy, nic więcej
-I do jakiego wniosku doszedłeś?
-Że już mi przeszło, wtedy nie mogłem się z tym pogodzić a teraz pozostaje mi tylko zabić ich, potem może się dziać co chcę, mam poczucie winy i muszę pomścić jej śmierć
-Jednak nie jesteś taki zły - stwierdziłam zadowolona
-Dziękuję?
-Proszę - zaśmiałam się
-Idziemy na lody? - zapytał uśmiechnięty
-Tak - przytuliłam go
-Za co to? - objął mnie
-Po prostu przepraszam
-Przestań, jest już dobrze, nie musisz mnie przepraszać
-Dobrze

Potem poszliśmy na lody, największym ubawem było dla mnie kiedy Nathanowi czekoladowe spadły na krocze, wyglądał jakby się posrał z drugiej strony, po raz pierwszy nie pokłóciliśmy się, co było aż dziwne. Wróciliśmy do ich mieszkania.
-Czeeść - powiedział Nathan
-Gdzie ty stary byłeś? - wpadł Tom
-Niee no nie ważne - odpowiedział i dopiero teraz zauważył mnie Parker
-Powiedziałeś jej?
-O czym?
-O niej - Nathan w odpowiedzi kiwnął głową

-Too co robimy? - zapytałam rozentuzjazmowana
-Emm! - w moją stronę wybiegł Max z bokserkami na głowie
-Dobrze się czujesz?
-Znakomicie! - nie wiem jakim cudem, ale w sekundzie byłam na jego plecach
-Co ty robisz?
-Piotruś Pan porywa Cię!
-Brałeś coś? - zapytałam poważnie, chociaż ledwo co powstrzymałam śmiech
-Ciebie - zadowolny popatrzył się na mnie
-Jakoś nie pamiętam
-Bo to było za cudowne żebyś pamiętała
-Niech ktoś da mi lód i nóż - powiedziałam
-Po co Ci? - George od razu stał się poważny
-Lód? Żebyś ochłonął. Nóż? Żeby Ci głowę uciąć - uśmiechnęłam się chamsko
-Dlaczego masz mi głowę ucinać? - zaczął udawać spanikowaną panienkę i zrzucając mnie na powierzchnię ziemi
-Bo ty się bawisz w najlepsze kiedy nie wiadomo gdzie jest twój kumpel
-O kogo Ci chodzi?
-O Justina Biebera!
-Serio?
-Nie! O Nathana debilu...
-Przecież on wyszedł rano do sklepu
-Co?!
-Noo - powiedział Max jakby to było oczywiste
-Toooom
-Nie słuchaj goo - powiedział po czym pociągnął mnie do kuchni
-Co to ma znaczyć?
-On głupoty gadaaa, wczoraj kiedy się pokłóciliście jego tam wtedy nie było, a jak wrócił to zaczął tańczyć na stole pijąc piwo i rano mu powiedzieliśmy że Nathan poszedł do jakiegoś sklepu bo się o niego pytał
-O Boże.. Max zawsze tak chleje? - zapytałam rozbawiona
-Nie, tylko zawsze chciał przyjechać do Nowego Jorku i emocje go poniosły
-Tak w ogóle, jak mnie tu znaleźliście?
-Ej ludzie, gramy w coś? - wydarł się na całe mieszkanie
-Dlaczego zmieniasz temat? - szłam za nim
-Butelka?
-Tooom
-Łapanka! - wyparował George
-Co? - zapytałam równo z Kels
-Noo łapanka, to coś takiego że siadamy w kółeczku i podajemy sobie jak najszybciej piłkę i jedna osoba puszcza muzykę i jak ona skończy grać to osoba która ma w rękach piłkę musi zrobić wyzwanie albo odpowiedzieć na pytanie osoby która wcześniej miała piłkę
-Maxiu, a ty się do przedszkola wróciłeś? - zapytałam
-Nie, ale gramy w łapankę koniec kropka - założył ręce na klatce piersiowej
-Dobrze, ale to się tak nie nazywa... - powiedziała Rose
-Nie ważneee, gramy - wszyscy ułożyliśmy się w koło, a raczej kształtem przypominające jajko
-Dobra, ja puszczam muzykę ale skąd weźmiemy piłkę? - zapytał Siva
-Poczekaj - wybiegł Jay po czym wrócił dmuchając piłkę plażową
-Zawsze masz pod ręką takie głupoty? - zapytała Rose
-Nie tylko - odpowiedział poruszając brwiami
-Głupku.. - Rosie schowała twarz w dłoniach
-Miałem zamiar pójść z wami na basen, dlatego wziąłem piłkę
-Dobra, Siva, ustawiaj playlistę

***
Now they call me Mrs. Money like I'm married to the mula
Just tu measure my success I neeed at last a hunred rulers
Glory, hallelujah, I'ma take that's ass to church
I'ma finish like I started, Iggy still got that work 

STOP

Piłka zatrzymała się na rękach Toma, pyta Emily 

-Wyzwanie czy pytanie
-Wyzwanie
-Czyli pytanie - uśmiechnęłam się
-Ejjj
-Noo Tomuś, moje pytanie do Ciebie jest następujące - Tom zaczął składać ręce do modlitwy i patrzeć się w sufit - jak mnie tu znaleźliście? - Parker na to pytanie spoważniał
-Noo, dawaj - namawiałam na co ten rzucił piłkę do Nathana
-Chyba Cię posrało stary, mało się z nią kłóce? - zbuntował się i rzucił piłkę z powrotem do właściciela, na co ten rzucił ją do Maxa
-Nie - szybko odrzucił piłkę
-Tom, gadaj do cholery - zaczęłam się niecierpliwić
-Emily, wiesz jak ja Cię bardzo lubię
-Wiem, mów
-Muszę?
-Wymiękasz?
-Nie
-To powiedz
-Po co?
-Bo chcę wiedzieć
-Pech
-Czyli odpadasz z gry - wiedziałam, że to go zmusi do odpowiedzi
-Namierzyliśmy Cię z telefonu
-Co?!
-Emily, a czego się spodziewałaś, że te małpy Cię puszczą samą z Rose do dużego miasta? To było do przewidzenia - tłumaczyła ich Kelsey
-W sumie, po tych durniach można się wszystkiego spodziewać
-Gramy dalej! - krzyknął Jay

I'll take you to the futures
Forget about the past
You can keep all of your secrets 
I swear that I won't ask
Let go of all your troubles
I don't care where have you've been
The only thing that matters now
Is where the night will end

STOP

Piłka zatrzymała się na rękach Jaya, pyta Tom

-Wyzwanie czy pytanie?
-Wyzwanie
-Liczyłem na pytanie, no ale dobra, tooo... pocałuj osobę po swojej lewej stronie
-Liczyłem na coś trudniejszego.. - powiedział znudzony i chciał pocałować osobę którą była Rose
-Sugerujesz, że jestem łatwa? - odsunęła się
-Nie - uśmiechnął się i podstępem ją pocałował

Reszta wieczoru minęła zabawnie, zadawaliśmy sobie tępe pytania jak i wyzwania. Przesiedzieliśmy tam do późnej nocy. Nie wiem co się działo potem, bo poszłyśmy z Rose spać.

Przyszedł dzień, ten dzień, kiedy miałyśmy po raz pierwszy stawić czoło profesjonalnemu modelingowi... Oczywiście z tysiąc razy wcześniej ćwiczyłyśmy dosłownie wszystko, żeby było idealnie.
-Ems, wstawaj, pora się ogarniać - próbowała wybudzić mnie przyjaciółka
-5 minut
-Ani minuty dłużej, jeżeli tak, wzywam fachowców
-Też cie kocham
-Wstawaj noo - zrzuciła ze mnie kołdrę przez co byłam zmuszona wstać
-Nie żyjesz
-Też Cię kochammm - próbowała mnie naśladować

Wstałam i poszłam ogarnąć twarz. Jeszcze w szlafroku zjadłyśmy śniadanie i zaczęły się wielkie przygotowania. Makijaż, włosy, paznokcie, ubrania. WSZYSTKO. Po setnym dopięciu wszystkiego na ostatni guzik, stanęłam przed lustrem z Rose i zrobiłyśmy  pamiątkowe zdjęcie które od razu poszło na Instagrama. Wzięłam jeszcze torebkę i wyszłyśmy z pokoju. Oczywiście towarzyszyła nam ta banda debilów, jedynie blondynka była ogarnięta i odpowiednio przygotowana do sytuacji, w końcu poszliśmy na miejsce, był to ogromny, nowoczesny budynek. W środku wyglądał równie pożądnie. Dotarłyśmy do odpowiedniego hallu i pozostało nam czekać. Z sali wychodziło pełno dzieczyn których miny wyrażały różne uczucia, niektóre miały ochotę płakać a inne były zmieszane. To po nas. Nagle drzwi się otworzyły i wypowiedziano moje imię, szybko wstałam i poprawiłam sukienkę
-Hej, dasz robie radę, nie masz się czego bać.

    _________________________________________
No hej! Jak się podoba? Zaskoczeni czy może nie? Jesteśmy ciekawe :) A tak w ogóle co u was? Jak tam szkoła? Za niedługo święta, wiec w związku z tym planujemy jakąś niespodziankę,  więc czytajcie regularnie notki i rozdziały :*

Buziaki xx
J&J



wtorek, 17 listopada 2015

Rozdział 20

Z perspektywy Emily 

-Nie uwierzysz co tam zobaczyłam - powiedziała Emily dysząc
-Co się stało? Co tam jest?
-Chyba raczej kto..
-Co?
-Ja nie wiem jakim cudem ale jeden z tej twojej całej bandy ze swoją dziewczyną tam jest..
-Że co?! Który? - momentalnie wstałam słysząc to
-Ten noo... Nie pamiętam jak mu było.. Taki brunet z blondyną
-Tom?
-Chyba tak, co teraz zrobisz?
-Nie wiem, ale na pewno wyciągnę od Parkera to co chcę - powiedziałam ubierając buty i wychodząc z mieszkania

Nie wierzę, po co tu przyjechał? Śledzi mnie? To już się robi przerażające, najpierw Ryan potem on i Kels, w ogóle jak oni się dowiedzieli że jestem w Nowym Jorku? Już nawet tutaj nie mogę mieć tego cholernego spokoju?
Zdenerwowana zeszłam z Rose na stołówkę, aż dziwne że w tak luksusowym budynku jest stołówka, o ile można to tak nazwać, wygląda tu jak z bajki, z resztą nie ważne, uważnie szukałam wzrokiem Parkera i dojrzałam go, właśnie zajmował miejsce z Kels przy stoliku, w tamtym momencie emocje mnie poniosły i szybkim krokiem, właściwe biegiem dotarłam do Parkera
-Możesz mi wytłumaczyć co ty tu robisz? - zapytałam wrogim tonem
-Siedzę jak widać - uśmiechnął się
-Serio?
-Nie na niby, co się stało?
-Nie udawaj debila, po co tu przyjechałeś? Pilnować mnie?
-Może tak może nie
-Nie rób z siebie idioty, tylko gadaj
-Ale ja nie mam nic do powiedzenia, a teraz wybacz jem - zignorował mnie
-Chcesz rozbuchać wojnę i to w miejscu publicznym? Proszę bardzo! - odwróciłam się tyłem i głośno zwróciłam się do innych - Proszę o uw - nie dokończyłam ponieważ mężczyzna pociągnął mnie w stronę fotela obok, przy czym gratulowałam sobie w myślach i hukiem upadłam na krzesło
-Zamkij sie, co?
-Z wielką chęcią, jeżeli powiesz mi jakim cudem, na następny dzień kiedy ja jestem tutaj, ty i Kelsey pojawiacie się w tym samym miejscu co ja? Chcociaż co najlepsze nie mówiłam wam gdzie jadę i z tego co wiem wy też nie planowaliście wyjazdu, zbieg okoliczności? Nie wydaje mi się
-Nie lubisz nas? - wypaliła blondynka
-Nie o to chodzi -pokręciłam oczami
-To o co? Masz coś  do nas? - zapytała uśmiechając się
-Oczywiście, że nie, dobrze wiesz, że was lubię tylko denerwuje mnie fakt, że pewnie ten dureń, Sykes przysłał was tu żeby mnie pilnować co nie? - popatrzyłam się na Toma
-Nie do końca - na początku nie zrozumiałam o co mu chodziło, ale popatrzyłam się mu w oczy i zobaczyłam że jego wzrok jest skierowany w zupełnie inne miejsce niż ja lub Kels, szybko się odwróciłam i  zobaczyłam Jaya witającego się z Rose
-Jay? On też? - zapytałam zdziwiona, właściwie kiedy doszło do mnie, że jest tu tylko Jay, Tom i Kels, to nawet trochę się ucieszyłam, może być z nimi nawet zabawnie, ale widząc zakłopotaną minę Parkera wszystko zrozumiałam - Nieee - warknęłam i szybko odwróciłam się ponownie za sobie, to co zobaczyłam, przyprawiło mnie o niesamowtą złość
-Emily! Chodź tutaj! - słyszałam za sobą głosy Kelsey
-Zostaw ją, to było do przewidzenia, że tak zareaguje, w ogóle nie powinniśmy tutaj przyjeżdzać, ona zasługuje... - reszty rozmowy już nie słyszałam, biegłam nie patrząc na nic,  miałam tylko jeden cel, powyrywać temu skończonemu palantowi nogi z dupy, nie nawidzę go, za każdym razem musi mi zatruwać życie, a wtedy kiedy już chcę chociaż na chwilę od niego odpocząć ten znowu się pojawia
-Co ty sobie wyobrażasz?! - uderzyłam bruneta w policzek - Nawet tutaj nie możesz się nie pojawić?! - zaczęłam krzyczeć na Nathana
-Em, może nie tutaj? - powiedział zdziwiony Max
-Nie! Tutaj! - zwróciłam się do Nathana - Możesz chociaż raz przestać za mną chodzić? Nie możesz ten jeden pieprzony raz odwalić się ode mnie?! - w tym momencie Sykes rozglądając się wokół, zorientował że wszyscy się na nas patrzą, pociągnął mnie za rękę i mimo moich protestów, zaciągnął mnie na tyły jakiegoś budynku

***

-Na prawdę musialeś mnie tu zaciągnąć?! Co? Boisz się tam czegoś? Twoja mama tam jest czy kto?
-Zamkij się! - krzyknął zdenerwowany
-Nie! Nie tym razem! Czy ty możesz przestać zatruwać mi życie?! Nie przyszło Ci do głowy że mam już ciebie dosyć?! Gdy mówię wyjeżdżam masz moją osobę kompletnie w dupie, a kiedy wyjechałam jakimś cudem na następny dzień tutaj jesteś! Zbieg okoliczności czy kurwa twoje debilstwo? Do reszty nic nie mam, nawet ich polubiłam, ale ty?! Ty jesteś nie do zniesienia! Zachowujesz się jak jakiś bóg, uważasz się za nie wiadomo jakiego władcę wszystkich, kierujesz wszystkim i wszystkimi, nie mówiąc o dziewczynach które traktujesz jak rzeczy i co noc masz inną! Ciekawe ilu laskom zrobiłeś dzieciaka a nawet o tym nie wiesz! Nie zważasz na to co inni mówią, czują czy myślą! Dla ciebie liczysz się tylko ty i nikt więcej! Jesteś zapatrzonym w siebie dupkiem! I wiesz co? Zastanów się może czasami nad sobą, a jeżeli tego nie umiesz to chociaż powiedz to przepraszam a nie walnij pieprzone sory! Jesteś jakiś popierdolony! Wchodzisz do mojego pokoju jak gdyby niby nic, odpierdalasz jakąś scenę z której nic nie można wyciągnąć a na następny dzień zachowujesz się jak bezuczuciowy potwór! Ach, przepraszam, ty nim jesteś! Nie dziwię się laską, że po jednej nocy Cię zostawiają, nic nie jesteś wart, nawet dziewczyny na stałe, chociaż nawet jej pewnie nie miałeś! Trudno żeby któraś Ciebie pokochała! Bo tego się nie da zrobić!
-Miałem - powiedział bez uczuć
-Oh -pokręciłam oczami - to na prawdę jej współczuję! - wykrzyczałam mu prosto w twarz
-Posłuchaj księżniczko - Nathan gwałtownie przybił mnie swoim torsem do ściany - dla twojej wiadomość, nie jestem tutaj żeby niszczyć Ci niby ten super extra wyjazd, myślisz, że co? Masz tego dość? Uwierz mi, że twoje problemy to nic! Nie masz zielonego pojęcia o życiu, myślisz, że moje denerwowanie Ciebie to jest to niby zło? W takim razie nic nie wiesz! Gdyby nie ja i chłopaki nie byłoby Cię już prawdopodobnie na tym świecie! I wyobraź sobie że cały czas myślę jak wyciągnąć Ciebie i twojego tatusia z tego gówna, który niestety wpakował Cię w to wszystko! Więc zamilknij chociaż teraz bo tak na prawdę nic już nie zrobisz i obiecuję, że w pierwszej kolejności wykopię Ciebie i twoją rodzinkę z całej tej chorej sytuacji i zagrożenia, nawet ceną mojego życia a potem jak to się skończy,  możemy udawać, że się nawet nigdy nie poznaliśmy co pewnie dla Ciebie nie stworzy żadnej różnicy! Mnie nazywasz panem wszystkiego? Może popatrz się na siebie?! Dla Ciebie wszystko jest problemem, ale tych prawdziwych nie znasz i radzę ci żebyś nie poznała! I zapamiętaj sobie, że póki ja za Ciebie odpowiadam i pilnuję, MILCZ. Co do mojej dziewczyny, nie odzywaj się w tym temacie, bo nie masz pojęcia co się stało! Potrafisz tylko oceniać wszystkich dookoła a w sobie nie widzieć zła! I nigdy nie zrozumiesz jak to jest stracić na zawsze ważną dla siebie osobę! - mówił to z coraz głośniejszym krzykiem i złością, z każdą chwilą coraz bardziej bałam się go, jednak potem zrozumiałam i uświadomiłam sobie pewne sprawy
-Czy.. cz...czy ona nie żyje? - zapytałam ze współczuciem
-Dla twojej cholernej wiadomości to tak, ona nie żyje - powiedział i zniknął za murem

Nie wiedziałam co zrobić, biec za nim czy nie. Miałam mętlik w głowie, nie wiedziałam o jego przeżyciach i przeszłości.. Nigdy bym na to nie wpadła. I te jego słowa że wyciągnie mnie z tego nawet ceną jego życia. Za kogo on się w ogóle ma? Uważa, że będzie kierował mną i moim życiem? To się grubo pomylił! Nie mam zamiaru mu ulegać jak inni. Niech nie robi z siebie durnia! Dobrze wie, że za każdym razem nie będę robić tego co on chce i za to ma ból. Tak na prawdę gówno go obchodziłby mój los i życie, tata pewnie mu zapłacił za pilnowanie mnie i Nathan zgrywa bohatera. Przepraszam, ale na mnie to nie działa. W tamtym momencie byłam wściekła, miałam ochotę wyżyć się na czymś lub kimś. Złość rozsadzała mnie z każdej strony, byłam otoczona murami, pustą ulicą co doprowadzało mnie do szału. Nie chodziło o strach, że ktoś mnie napadnie, bo tak szczerze to wtedy nie miało znaczenia. Jeszcze zaczął padać ten cholerny deszcz. Niebo zrobiło się czarne i zbierało się na jeszcze gorszą pogodę. Nie miałam już po co wracać do reszty, mogłabym na kimś wyładowała swoją złość. Wyszłam ze ślepego zaułku i poszłam przed siebie, nie wiedziałam dokąd zmierzam, po prostu chciałam ochłonąć, a deszcz zrobił to ze mną dosłownie, błądziłam tak z dwie godziny, miałam w głowie cały czas, to co Nathan powiedział. W końcu zrobiło mi się na prawdę zimno i wróciłam do mieszkania. Czułam na sobie wzrok innych z którymi mijałam się po drodze, ale jakoś nie robiło mi to różnicy.
-Emily? - zapytał głos z salonu
-Jak widać - Rose na te słowa zerwała się z kanapy
-Jesteś - rzuciła się na mnie - Boże, jesteś cała mokra! Gdzie ty byłaś? Zdajesz sobie sprawę jak ja się o Ciebie z resztą martwiłam? Siedziałam tu i po myślach chodziły mi najgorsze scenariusze! Próbowałam się do Ciebie dodzwonić ale zostawiłaś telefon, nie miałam żadnego kontaktu do Ciebie, chciałam iść już na policje! Emily, nie rób mi tego więcej, proszę Cię - powiedziała błagalnym tonem, faktycznie nie pomyślałam o tym że ona się o mnie martwi
-Dobrze, przepraszam, nie wiedziałam
-Co się stało? Zaczęłaś kłócić się z Nathanem a potem oboje znikiście, na razie tylko.. - przerwałam
-Nie gadajmy o nim i o tym co się stało, przynajmniej na razie - spuściłam wzrok
-Jasne, a teraz idź się umyć i przebrać, bo jeszcze będziesz chora
-Zrobisz mi herbatę?
-Tak i jeszcze jedno, casting jest przełożony na za 4 dni z powodów technicznych
-Okej, nawet lepiej

Napełniłam wannę ciepłą wodą po brzegi, zdjęłam wszystkie mokre ubrania i zanurzylam się do szyi. Tego mi było na prawdę trzeba, chociaż na chwilę zapomniałam o problemach. Odprężyłam się. Miałam wrażenie, że zasypiam i chciałam żeby ta chwila się nie kończyła. Jednak wynurzyłam się z wody i zaczęłam się myć. Od włosów po stopy. Następnie dokładnie się wysuszyłam i w szlafroku wyszłam z łazienki po jakieś czyste ubrania. Coś mnie pokusiło, żeby zajrzeć do kuchni. Nie wiem dlaczego, instynkt poprowadził mnie właśnie tam. Gdy zobaczyłam tam całujacych się Rose i Jaya od razu się cofnęłam nie chcąc im przeszkadzać. WOW. Czułam, że kiedyś się to stanie, ale nie sądziłam, że teraz. Cieszę się, że chłopakowi udało się to w końcu zrobić, bo byłam pewna, że tego chciał. To było widać, na prawdę cieszę się z tego, zasługują na siebie. Poszłam do pokoju i wybrałam jakieś luźne ubrania, nie miałam zamiaru się już dzisiaj gdzieś ruszać. Zostanę z Rose albo bez niej i pooglądam jakieś filmy lub coś co leci w telewizorze. W sumie dobry plan. Przebrania ruszyłam po moją, pewnie już zimną, herbatę. Nie zdążyłam się rozejrzeć a usłyszałam zamykające się drzwi
-Kto to był? - zapytałam
-Eee... Nikt
-A co chciał ten nikt? - pytałam popijając herbatę
-Noo dobra to był Jay - zaśmiałam się z reakcji przyjaciółki
-Co chciał?
-Yy... Przyszedł zapytać jak się czujesz
-I co mu odpowiedziałaś? - nie chciałam zdradzać, że widziałam jak się całowali, chciałam to od niej wyciągnąć
-Że dobrze
-Tylko tyle chciał? I poszedł?
-Nooo tak
-Na pewno?
-Yhym
-Jesteś tego pewna? - zapytałam, a twarz sama układała mi się w uśmiech
-Przyznaj, widziałaś - Rose popatrzyła się na mnie stanowczo i pokręciła oczami na co ja wybuchłam śmiechem
-Ale opowiedz jak to się stało - wymamrotałam przez śmiech
-Jak się ogarniesz to Ci powiem - udawała obrażoną
-Okej, już się ogarniam - obie usiadłyśmy na kanapie
-Więc to było tak; właściwie przyszedł zapytać jak się czujesz, porozmawiałam z nim na ten temat przez chwilę,  przy okazji robiąc Ci herbatę, ale kiedy chciałam odwrócić się po kubek, wpadłam na niego noo i jakoś tak wyszło, że..
-Okej, nie musisz kończyć - powiedziałam, bo widziałam, że nie mogła się wysłowić i była jeszcze trochę zdezorientowana - Co jemy? Ale zamówimy coś do pokoju, bo
-Dobra, rozumiem - dokończyła za mnie

Do końca dnia jadłyśmy i oglądałyśmy wszystko co było na różnych kanałach telewizyjnych. W końcu Rose poszła spać, ja też nie miałam już nic do roboty, dlatego z zamiarem zaśnięcia poszłam do łóżka. Ale nie mogłam zasnąć, co prawda byłam zmęczona, ale nie potrafiłam po prostu, kręciłam się z boku na bok, cały czas myśląc o dzisiejszej sytuacji, to nie dawało mi spokoju. Po głowie chodziły mi cały czas słowa Nathana, przez co nie potrafiłam zasnąć. To było przytłaczające, jego twarz, głos, sylwetka, złość w oczach. To wszystko nękało mnie i zmuszało do przemyśleń. Dochodziła 4 rano. Ja dalej nie potrafiłam zasnąć. Oczy same mi się zamykały, umysł przestał prawidłowo funkcjonować, mówił cały czas SPAĆ. W końcu zasnęłam.

-Posłuchaj księżniczko - Nathan przybił mnie gwałtownie ręką do ściany - lepiej zacznij się bać, bo ja miły nie jestem. Myślisz, że możesz tak bezkarnie się na mnie wyżywać? To patrz pokażę  Ci coś - wyjął z kieszeni telefon i pokazał jakiejś zdjęcie - widzisz te dwie zabite osoby przywiązane do krzesła i ustrojone twoimi ubraniami? Zgadnij kto to
-Mama?! Tata?! Ty gnoju! Co Tobie do głowy strzeliło?! Po co to zrobiłeś zasrańcu?! -zaczęłam bić mężczyznę z każdej strony
-Uważaj sobie - przybliżył nóż do mojego gardła - nie jestem cierpliwy , więc tak na dobry koniec twojego życia powiem Ci moje zamiary, twoją przyjaciółeczkę i resztę czeka to samo Co Ciebie - śmierć. Krótko i na temat, zadowolona? - zapytał z satysfakcja 
-I co Ci to da, że mnie zabijesz? Kasę? 
-Bingo, pamiętasz co twój tatuś mówił o gangu? Wyobraź sobie, że on istnieje i płaci mi za was, po śmierci pożal się tatusiowi w co Cię wpakował, dopiero tam się spotkacie 
-Niezrównoważony psychol z Ciebie, wiesz?
-Oj wiem wiem... a teraz koniec tej szopki - uśmiechnął się i w jego oku zabłyszczał nóż

- Emily! Obudź się! - wykrzykiwała Rose potrząsając mną
-Co? Cco się stało?
-Krzyczałaś coś o niezrównoważonym psycholu przez sen
-Czyli to był tylko sen? Jaka ulga! - opadłam na poduszkę
-Tak w ogóle jest już 12, także wstawaj
-Serio? - spojrzałam na telefon
-Niestety, co zamawiasz na śniadanie?
-Jajecznica z pieczarkami - uśmiechnęłam się
-Okej, to ja Ci zamówię i idę na chwilę do chłopaków
-Chyba do Jaya
-Też - zarumieniła  się

Szybko wykonałam poranne czynności i nim skończyłam przyszło moje śniadanie. Skończyłam je jeść i zadzwoniłam po Rose, żeby wróciła, bo nie chciałam tam iść,  ale ona jak zawsze zapomniała telefonnu, więc zadzwoniłam do Toma
-Parker?
-Nie, duch
-Jest tam Rose?
-Nie wiem, może, a co?
-Dasz mi ją?
-Nie
-Dlaczego?
-Bo mam nawet do Ciebie sprawę, chodź tu do nas
-Ale muszę? - zapytałam niezadowolona
-Musisz, 6 piętro, na samym końcu

***
-O co chodzi? - zapytałam siadając na fotelu
-Pokłóciłaś się wczoraj z Sykesem?
-Tak...
-Kiedy go widziałaś ostani raz?
-No wczoraj po tym jak się pokłóciliśmy, a co?
-Od tej waszej kłótni nie wrócił ani się nie odezwał
-Co?! -serce zabiło mi mocniej
-Ej, uspokój się
-Jak to nie wrócił? Ale że tak przez całą noc?
 -Tak, ale nie panikuj, on nie jest głupi, prędzej czy później wróci, ale on jest twardy i w ogóle to nie podobne do niego, że przejąłby się twoimi słowami i nie wracał tyle
-Pewnie w jakimś burdelu siedzi - zakpiłam  z niego
-Ty to potrafisz człowieka wkurzyć ma maxa - Tom zaśmiał się
-Taki urok osobisty
-Czekaj, wspominał coś o Vanessie?
-Nie -zastanowiłam się- ale wspominał coś o jakiejś dziewczynie która nie żyje
-Cholera - chwycił się za kark
-Co?
-Nie dziwię się, że nie wraca
-Chodzi on nią? - zapytałam na co odkiwał głową - Co się stało z tą Vanessą?
-Nie powinienem Ci tego mówić, ale to jest, to znaczy była dziewczyna Nathana, którą Paul zabił, wykorzystał ją chuj po prostu
-Jak?
-Może wydać Ci się to dziwne, ale ta dziewczyna to była dla Sykesa księżniczka, taki pierwszy poważny związek, to ona dawała mu większość szczęścia, ale był wtedy młody, głupi i naiwny, z resztą my też, dla zabawy weszliśmy do gangu którym rządził Paul, wydawało się, że dziewczyna Natha mu wpadła w oko, ale on owinął sobie Vanessę wokół palca, a ona mu uległa. Przyłapaliśmy  ją z Nathanem na romansie z tym dupkiem. Odeszliśmy z gangu. Ta dziwka błagała mojego kumpla o wybaczenie, ale on się nie ugiął, chociaż dalej ją kochał. Paul wykorzystał to i ją zabił. Mimo, że zdradziła mojego kumpla, zemścimy się za nią, prędzej czy później
-O Boże - chwyciłam się za głowę - rozumiem dlaczego go nie ma
-Co? - zapytał zdziwiony
-Potem Ci może powiem, teraz idę się przejść, jakby co powiedz Rose
-No okej - powiedział niechętnie

Nie oszukujmy się, poszłam go szukać. Teraz zrozumiałam swój błąd, wcześniej byłam wściekła na niego, ale teraz mam poczucie winy. A jak jemu coś się stało? Jaa.. Ja sobie tego nie wybaczę. Może nie uwielbiamy się z Nathanem, ale nie chce zeby mu się coś stało. Zwariuje jak mu coś będzie. Jak ja mogłam być taka chamska i tak go potraktować kiedy on powiedział o tej dzieczynie.. Przecież to musiało być dla niego bolesne. Boże, jaka ja byłam głupia. Chodziłam po dziesiątkach ulic, sprawdziłam pełno kawiarni, pubów, knajp, restauracji, przystanków. Nie było go tam. Wiem, że nie przeszukam całego Nowego Jorku, bo to nie osiągalne, ale próbuje, martwię się. Boje się, że leży gdzieś nieprzytomny. Upił się, albo ktoś go pobił a on nie miał ochoty się bronić. Jestem bezsilna, nie znajdę go, chodzę już tak kilka godzin, nie mogę. Gdzie on do cholery jest. Zaczęłam się obwiniać i słusznie, to moja wina. Zmęczona na chwilę usiadłam na pobliskiej ławce
-Gdzie ty debilu jesteś.. -powiedziałam do sobie i kopłam nogą w jakiś kamień
-Hej, co się stało? - Ryan usiadł kolo mnie
-Nie ważne - powiedzilam wymijająco
-Przecież widzę, co jest? Zginął ktoś czy co?
-Oby nie - mówiłam patrząc w ziemię
-Co? Pokłóciłaś się z kimś? - mówił tak jakby wiedział co się stało, co było jednak nie możliwe
-Nawet nie wiesz jak bardzo
-Dlaczego?
-Nie ważne, chodzi o to, że go nie ma, nie ma go już cholera jeden dzień, i to przeze mnie, ja, to ja do tego doprowadziłam, nie wiem gdzie jest, czy chodzi gdzieś nie daleko, czy już go nie ma w mieście, czy siedzi gdzieś pobity, czy leży półprzytomny, Ryan cholera, wariuje, jescze wczoraj rozszarpałabym go na strzępy a dzisiaj? Chciałabym go zobaczyć, czy nic mu nie jest, mogę nawet teraz się z nim pokłócić, ale niech tu jest, błagam - schowałam twarz w dłoniach
-Ej, uspokój się, może nie wiem o co poszło, ale jestem pewny, że to nie twoja wina, ten on, jest sam za siebie odpowiedzialny i nie masz prawa się za to obwiniać, sam jest sobie winien, przestań już się złościć sama na sobie, w końcu złość piękności szkodzi
-Przestań - wymusiłam na twarzy uśmiech
-Ale serio, nie obwiniaj się, to nie twoja wina
-Nie wiem
Chłopakowi oczywiście odezwał się telefon, tym razem sms
-Przepraszam Cię, ale już muszę znowu lecieć, chętnie bym z tobą został, ale nie mogę
-Jasne, rozumiem idź
-To pa - cmoknął mnie w policzek na pożegnanie
-Ryan, czekaj
-Co?
-Dziękuję
-Nie ma za co, możesz na mnie liczyć, do zobaczenia
-Pa
Niechętnie wstałam z ławki i nie byłam pewna czy iść go dalej szukać, szansa, że go znajdę, jest na prawdę mała. To jest duże miasto, on może być wszędzie, nie mam pojecia gdzie może być. To mnie najbardziej dobijało. Zaburczało mi oczywiście w brzuchu. Nie miałam ochoty jeść, dlatego tylko kupiłam sobie kawę na pobudzenie i położyłam się na jakiejś łące nie daleko. Żadnych ludzi, psów, dzieci czy innych stworzeń. To mi odpowiadało. Miałam czas na przemyślenia.
-Emily...
   
                              ___________________________________________________
No cześć! Jak się podoba? Spodziewaliście się czegoś takiego? Mamy nadzieję, że wam  ten rozdział przypadł do gustu :*

WAŻNE
Chciałyśmy wam z całego serca podziękować,  za 4 tysiące wyświetleń <3! Nawet nie wiecie ile to dla nas znaczy! Wiemy, że dla was warto pisać, bo ten blog jest w końcu dla was! Jesteście naszą motywacją, nie ważne, że komentarzy nie jest jakoś super dużo, bo zdajemy sobie sprawę, że większość olewa tą sprawę, ale widzimy po wyświetleniach, że wasze grono się powiększa i wyświetlenia pod ostatnim rozdziałem przebiły nasze najśmielsze oczekiwania i za to chciałyśmy wam podziękować, bo jesteście najlepsi! Big love <3!

Do następnego xx

J&J




czwartek, 5 listopada 2015

Rozdział 19

Z perspektywy Emily

-Wyjeżdzam, zawiezie mnie ktoś na lotnisko?
-Jak to wyjeżdzasz? - zapytał zdezorientowany Jay - Ale że tak sama? Gdzie? Na ile?
-Wyjeżdzam z Rose, a na ile too.. się przekonacie gdzie? Nie powiem bo za mną pojedziecie, ale cieszcie się, przynajmniej macie mnie z głowy - wzruszyłam ramionami
-Przestań, nie jesteś dla nas ciężarem, lubimy cię i dobrze o tym wiesz, nie rób z nas takich debili, kiedy byłaś w szpitalu każdy z nas cholernie się o ciebie bał, gdybyś była dla nas nikim nie obchodziłoby nas twoje zdrowie, przestań nas tak oceniać - zbulwersował się Tom
-Ale przecież jestem dla was nikim - widząc minę Toma poprawiam się - przynajmniej dla niektórych
-Zostań z nami, Emily, nie odstawiaj scen - powiedział stanowczo
-Parker, przestań, niech jedzie gdzie chce, nie nasz interes - wypalił obojętnie Nathan wpatrując się w telewizor
-O tym mówię - wskazałam na Sykesa - teraz mnie rozumiesz?
-Heathrow? - zapytał Jay wzdychając
-Tak, tylko po drodze wstąpimy po Rosie
-Rosie? - zapytał zdezorientowany
-Rose - pokręciłam oczami

Pożegnałam się z resztą, to znaczy nie licząc Nathana, tylko się na mnie popatrzył. Żenujące. Z resztą, czego ja się spodziewałam? To było do przewidzenia.
Dojechaliśmy na lotnisko. Jakimś cudem dotarliśmy na czas na odprawę. Pożegnałyśmy się jeszcze z Jayem, widzę, że w tym przypadku moją przyjaciółkę bardziej boli rozłąka z nim w porównaniu do mnie. Przecież to tylko dwa tygodnie. Najlepsze dwa tygodnie. W końcu jedziemy do NOWEGO JORKU. Już nie chodzi o sam casting, w końcu mam okazję odpocząć od tego chorego życia. Wieczne obawy, strach, złość, samotność, bezsilność. Takie życie każdego rozsadzałoby od środka. Tak się po prostu nie da żyć. Każdego dnia budzisz się z obawą, czy przeżyjesz do jutra, czy ktoś nie zginie, czy coś się stanie. Nie wiesz, czy tego dnia zostaniesz kompletnie sama, czy ty kogoś zostawisz. Nie znasz odpowiedzi. Nikt nie chciałby takiego życia. Koniec, mam czas. Czas dla siebie, mogę w końcu odpocząć od tego. Nie muszę się przejmować tym palantem, który cały czas zatruwa mi życie. Mam święty spokój od kłopotów, zaczynam coś nowego i na tym chcę się między innymi skupić.
Połowę lotu przespałam, nie lubię latać tak długo. 9 godzin to o wiele za dużo, emocje też dawały znaki, jeszcze nigdy nie czułam się tak zmęczona po lataniu.

***
-Tato, dasz mi może w końcu adres do tego mieszkania?
-Po co?
-Żartujesz sobie?
-Żebyś mogła w google wyszukać ten budynek? Na pewno!
-Przepraszam Cię bardzo, ale czekam właśnie na taksówkę która ma mnie zawieźć do mieszkania więc jakim prawem nie chcesz mi dać adresu?!
-Gdzie ty jesteś?
-Wdech wydech wdech wydech - powtarzałam sobie w myślach próbując zaraz nie wybuchnąć
-Emilyyy, gdzie ty jesteś?
-Na Antarktydzie wiesz!
-Na ile?
-Tato do cholery jasnej dawaj ten adres! - nie wytrzymałam
-Po co? Jak będziesz w Nowym Jorku to ci powiem
-Wyobraź sobie, że właśnie w nim jestem - Rose słysząc naszą wyminę zdań już dawno tarzała się ze śmiechu
-Jak to?!
-Daj mi mamę - poprosiłam zrezygnowana

-Cześć kochanie, co się stało? - zapytała beztrosko rodzicielka
-Znasz może adres tego mieszkania dla mnie i Rose?
-Czekaj.. A tak, mam, na końcu Wall Street jest taki duży budynek, to tam
-Dziękuję, przynajmniej z tobą mogę się dogadać
-Jak zawsze z resztą, dzwoń do nas czasami
-To paaa - powiedziałam i szybko się rozłączyłam, chciałam uniknąć rozmowy o kontroli typu dzwoń codziennie, czuję się wtedy jak małe dziecko


Mieszkanie, a raczej apartament był ogromny. Zawierał 3 sypialnie, jedną łazienkę z dużą wanną, salon, przedpokój i kuchnię z pełnym wyposażeniem. Myślałam, że tym mieszkaniem będzie jakieś małe, skromne mieszkanie, w końcu jesteśmy tu tylko na dwa tygodnie. Jednak pomyliłam się co do tego, nasz apartament był nowoczesny, komfortowy, czysty, i zadbany, normalnie zostałabym tu już na zawsze. To było spełnienie marzeń. Ogólnie nie spodziewałabym się takiej niespodzianki po rodzicach, może chcą mi wynagrodzić ostanie zdarzenia? W sumie, zmierzają w dobrym kierunku, jednak niech sobie nie myślą, że mnie tak łatwo przekupią, nie tym razem.

-Boże, Emily! To mieszkanie jest genialne! Ja już nie chcę stąd wyjeżdzać - zachwycała się
-Ja tym bardziej, tylko my, nasza szansa, Nowy Jork i to mieszkanie, normalnie szczyt marzeń
-To co robimy na początek?
-Ja padam z nóg, idę się rozpakować i spać
-Chyba Cię posrało! Ten wyjazd nie będzie trwał wiecznie, idziemy zbadać okolicę!
-Ale ja ledwo co stoję
-Dasz radę

***
-Emilyy! Do cholery jasnej! Wstawaj! - wykrzykiwała brunetka jednocześnie próbując zwlec mnie z łóżka, właściwie byłam już gotowa do wyjścia, ale korzystając z tego że Rose kończyła się przygotowywać, położyłam się na chwilę., Widocznie trochę dłuższą chwilę skoro darła się na cały głos
-Daj mi spokójj.. Jestem zmęczona - wymruczałam pod nosem
-A ja podekscytowana i co?
-To masz problem, ja chcę spać
-W takim razie, chyba mogę wziąść twój telefon nie? Bo przecież nie będzie Ci potrzebny - parsknęła
-W moją matkę bawisz się czy co? - spoważniałam wstając w celu ogarnięcia się jeszcze do wyjścia, bo znając życie wyglądam jak potwór
-Wiesz, że zawsze dostaję to czego chcę
-Zauważyłam..

Tak na dobry początek poszłyśmy na spacer do Central Parku. Pełno ławek, dzieciaków na rolkach, biegaczy, starszych osób, matek z wózkami i małymi dziećmi co ledwo umieją chodzić, grupki przyjaciół, znajomych, nie bardzo lubię taki widok, szczególnie kiedy nie możesz spokojnie iść po ulicy bo musisz uważać, żeby ktoś na ciebie nie wpadł lub ty na kogoś. Bardziej wolę spokojne miejsca, mniej zatłoczone. Nie żebym zrzędziła jak jakaś staruszka, że spokój to najlepsze co może być, tylko kiedy wychodzę coś pozwiedzać lub tylko się przewietrzyć to takie miejsca nie należą do moich ulubionych. Jednak tym razem przykuła moją uwagę młoda, zakochana para. Kiedy ich zobaczyłam jakoś tak twarz sama mi się uśmiechnęła. Chciałabym mieć kiedyś taką osobę, która będzie z tobą mimo twoich błędów, wad, charakteru, będzie w tobie widzieć ideał, tą wymarzoną osobę. Fajnie by było znaleźć kogoś takiego, mimo, że nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia ani w miłość, to teraz coś we mnie ruszyło. Ostatnie zdarzenia zniechęciły mnie zdecydowanie do chłopaków, miłości, nowych przyjaźni, ogólnie do części rzeczy do których jeszcze nie dawno podchodziłam z chęcią i uśmiechem. Nigdy nie byłam panną która marzyła o nie wiadomo jakim księciu na białym rumaku, takie podejście często budziło we mnie mdłości. Fakt, miałam kilka chłopaków, ale nie traktowałam tego jako miłość do końca życia, nie byłam też z nimi dla szpanu czy coś, często byłam nimi zauroczona i nie wiedziałam że to nie jest miłość, mimo to nie brałam tego jako true love forever. Zdawałam sobie sprawę, że to może nie być ta osoba, albo w ogóle takiej nie znajdę, uznałam że bycie singielką to jednak fajna rzecz, mogę beztrosko z przyjaciółką chodzić na imprezy, szaleć bez obawy, że popełnię błąd i zranię ważną dla mnie osobę. Może źle to oceniam, bo nigdy tak właściwie nie pokochałam nikogo na tyle, żeby zrozumieć te kwestie, po prostu mam teraz takie zdanie i pewnie go nie zmienię, bo nie zaznam tej jak to inne zakochane laski mówią - prawdziwej miłości. Nawet mi już tak na tym nie zależy..

-Gdzie teraz idziemy? - zapytała Rose, wyrywając mnie z toku rozmyśleń
-Nie wiem, nigdy tu nie byłam, ale chciałabym zobaczyć na żywo Times Square, idziemy?
-Jak znasz drogę to idziemy
-Mój telefon zna - uśmiechnęłam się


-Em, przyjeżdzamy tu na Sylwestra! - powiedziała Rose zachwycając się się alejami
-I nie tylko, poza tym, patrz ile znowu rzeczy kupiłyśmy, moja szafa tego nie pomieści, twoja pewnie też
-Robisz się jak jakaś stara baba!
-Ja? Kochana, w takim razie idziemy po następne zakupy, tym razem może spożywcze, hmm?
-Po co? Przecież mamy stołówkę na parterze albo możemy sobie zamówić jedzenie do pokoju
-Serio? Nawet nie wiedziałam
-Było nie spać to byś wiedziała - powiedziała Rose z krzywiąc twarz, normalnie to bym jej coś odpowiedziała, ale moją uwagę przykuło burczenie w brzuchu, w sumie się nie dziwię, nie jadłam nic od 4-5 godz
-Idziemy coś zjeść? - zapytałam z nadzieją na "tak"
-Myślałam, że nie zapytasz, to co KFC?
-Starbucks, nawet go widzę
Weszłyśmy do środka i o dziwo było miejsce co jest dziwne  jak na Times Square. Zamówiłam oczywiście ulubioną czekoladę i sałatkę owocową.
-Ej, a tam w ogóle kiedy jest ten casting? - zapytałam
-Czekaj.. W czwartek o.. 10, posrało ich?!
-Najwidoczniej - odpowiedziałam niechętnie
-Poza tym trzeba się przygotować i coś może poćwiczyć
-Ale to już chyba nie dzisiaj - powiedziałam popijając swoją czekoladę i odruchowo popatrzyłam się na drzwi wejściowe
-Ryan? Co on tu do cholery robi?
-Śledzi Cie czy co?
-Nie wiem, ale zaraz się dowiem - już chciałam wstać i podejść do niego, ale ten zauważył mnie i sam to zrobił

***
-Emily? Co ty tu robisz? - zapytał uśmiechnięty
-Chyba raczej ty, śledzisz mnie?
-Co? Nie, przyjechałem do cioci jest chora na.. em.. jak to było.. amn...
-Amnezję? - zapytałam zdziwiona
-Ta, coś w tym stylu, w każdym razie, co robisz w Nowym Jorku?
-Przyjechałam z Rose - wskazałam na nią i poczułam ból w kostce, zorientowałam że brunetka kopła mnie w nią - poznajcie się Rose to Ryan, Ryan to moja przyjaciółka Rosie
-Po co tu przyjechałyście? - zapytał dosiadając się do nas
Nie byłam pewna co mu odpowiedzieć dlatego zerknęłam na dziewczynę która przeczyła wzrokiem  widząc co chcę powiedzieć
-Eeee... No na... takie wakacje
-Wakacje?
-Tak, w końcu należy nam się coś po maturze, szkołą nie musimy się martwić bo i tak już dużo nie zrobimy materiału, poza tym, jesteśmy zwolnione więc czemu nie?
-Co macie w planach, zwiedzanie, zakupy, imprezy?
-Tak właściwie to na razie nic, dopiero co przyleciałyśmy, ale na pewno znajdzie się coś fajnego
-Na ile tu jesteście? - wypytywał zaciekawiony, jednak zorientował się, że nie pasują nam te pytania, dodał - to znaczy ile macie zamiar tu spędzić swoje wakcje? - popatrzyłam się niechętnie na Rose i widziałam, że cała ta sytuacja kompletnie się jej nie podoba
- Na kilkanaście dni - nagle Ryanowi  zadzwonił telefon i właściwie  nic z tego nie wiem bo od razu powiedział że już idzie, widać było, że zdenerwował się, może faktycznie przyjechał tu do cioci i to że jest tu w tym samym czasie co my to zbieg okoliczności
-Przepraszam was dziewczyny, ale muszę już lecieć
-Ciocia?
-Co? - skrzywił się - Aaa to znaczy tak, ciocia dzwoniła, mam nadzieje, że się jeszcze spotkamy, jakby co Emily masz mój numer, a teraz muszę iść, pa - po tych słowach wybiegł ze Starbucksa i rozmawiając przez telefon zniknął gdzieś w tłumie
-Okej, idziemy? - zapytałam
-Tak

Przez resztę dnia tak właściwie nic się zbytnio nie działo, zamówiłyśmy jakieś sałatki do pokoju i oglądnęłyśmy film po czym zasnęłyśmy

***
Rano obudziłam się ok. 10. Ogarnęłam się i poszłam do kuchni
- Myślałam, że się nie doczekam aż wstaniesz
-Odezwała się
-Słucham?
-Co jemy na śniadanie? - zapytałam śmiejąc się pod nosem
-Właściwie nie wiem, może dzisiaj pójdziemy na stołówkę?
-Jestem za
-To idź sprawdź co tam jest, a ja za ten czas się pomaluje
-Ok

Nie minęło 10 min, a Rose wparowała cała zadyszana do pokoju

-No dzieczyno, kondycja ci opadła -zażartowałam
-Nie uwierzysz co tam zobaczyłam...

                       ______________________________________________________
Cześć wam! Niektórzy pytali się o NY, dlatego proszę bardzo :) Jak myślcie co Rose chce powiedzieć Em? Piszcie ;) Jak zwykle - przepraszamy że po raz kolejny taki trochę krótki :/ Ale zawiera kilka wątków które mamy nadzieję że wam wystraczą :) Do następnego!

Buziaki xx
J & J