Obudziłam się, przetarłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. Byłam sama. Niechętnie podniosłam się z łóżka i zaczęłam szukać telefonu. W trakcie spojrzałam do lustra. Wyglądałam jak 100 nieszczęść, ale na moją korzyść byłam jedyną osobą w pokoju i nikt mnie nie widział. Telefon był jak zawsze pod poduszką. 4 nieodebrane połączenia. Od: Rose, Rose, Rose i Ryan? W pierwszej kolejności zadzwoniłam do przyjaciółki.
-Ty się zapadłaś pod Ziemię czy co?
-Nie, spałam.
-Mam nadzieję, że jesteś już w drodze do nas.
-Niee, przyjedziemy jakoś popołudniu. - wciąż byłam zaspana i niedokońca wiedziałam o czym mówi, spałam tylko kilka godzin, co na mój umysł nie najlepiej działa
-Błagam, powiedz, że żartujesz.
-Rosie proszę, w nocy była próba zniszczenia budynku, praktycznie nie spałam bo robiłam za informatora
-Jak to próba?! Nic ci nie jest?
-Nie...
-A reszta?
-Tata ma tylko kilka zadrapań i siniaków, mama nic, a Nathan... Nawet nie wiem.
-Jak to nie wiesz?
-Nie ma go.
-I ty mówisz to z takim spokojem?!
-Tak, bo po całej akcji pojechał z jakimś kolesiem i do teraz nie wrócił. Zrobił to dobrowolnie, więc jakoś mnie to nie rusza.
-Jezus, a jak mu się coś stało? W ogóle jak to po całej akcji?
-Normalnie, chłopaki już pewnie wszystko wiedzą.
-To wy z rodzicami braliście w tym udział?
-Yhymm..
-Okey, ważne, że z wami wszystko dobrze.
-Em - do telefonu krzyknął Max
-Boże, nie krzycz, bębenki mi rozwalisz. - chwyciłam się za głowę
-Sory - powiedział ciszej- jak się nazywał ten koleś z którym Nathan pojechał?
-Coś na A... Taki brunet...
-Ashton?
-Taa, chyba tak.
-A to luz.
-Luz bluz i orzeszki, nie? - mruknęłam
-Idź może jeszcze spać, bo brzmisz jakbyś miała umrzeć.
-Dzięki, zawsze potrafisz człowieka pocieszyć.
-Spadaj - usłyszałam tylko krzyki Rose, przez co odsunęłam telefon od ucha.
-Mam rozumieć, że nie przyjedziesz na wybieg?
-Co? Przecież on jest za kilka dni...
-Nie ten! - po jej słowach, w głowie przypomniałam sobie o jednej, ważnej sprawie. -Emily, nie mów, że... - irytowała ją świadomość, że zapomniałam o ważnym dla niej wydarzeniu
-Przepraszam...
-Obiecałaś.
-Ale nie planowałam tego co się stało w nocy, zrozum mnie.
-Ty mnie też. Wiesz jak bardzo chciałam na niego iść.
-I pójdziesz.
-Sama, dzięki. - w jej głosie słyszałam irytację
-Kelsey z tobą pójdzie.
-Ale Kels śpi.
-Tak właściwie to gada z koleżanką na laptopie od godziny - słyszałam słowa chłopaka blondynki
-Widzisz.
-I tak masz przechlapane. - Rose zawsze tak mówi, ale zazwyczaj zapomina o takich sytuacjach.
-Pogadamy jak przyjdę.
-Mam nadzieję, że będzie to dzisiejszy dzień.
Oczywiście nie mogłam odpowiedzieć, bo brunetka rozłączyła się po sekundzie. Sprawdziłam jeszcze skrzynkę.
1 wiadomość od Ryan.
Cześć :) Skoro nie odbierasz, to zdecydowałem, że napiszę. Mam nadzieję, że jesteś jeszcze w Nowym Jorku, dlatego chciałbym się spotkać. Odpisz, kiedy będziesz mogła ;)
do Ryan
Hej :) Szczerze nawet nie wiem kiedy będę dokładnie w mieście, trudno mi ocenić, ale prawdopodobnie na jutro rano nie mam planów ;) To może o 10 w Starbucksie?
od Ryan
Idealnie :)
Okej. Rose mnie zabije, że na jej zachcianki nie mam czasu, a z nim się umawiam po bokach, ale jakoś go nawet polubiłam, jest na prawdę miły. O reakcji Nathana wolę nawet nie myśleć, w sumie lepiej jak mu nie powiem, nie jest w końcu moją matką. Tak w ogóle jest 12, a jego nadal nie ma. Dobra, nie ważne, jakoś mnie to nie interesuje, gdyby coś się stało miałbym jakieś przeczucia. Z resztą, co ja się tak nim przejmuję... Wzięłam plecak i zaczęłam się w łazience ogarniać. Może chociaż w najmniejszym stopniu zakryję niewyspanie. Podkład, puder, tusz, korektor i kredka do oczu w ostatnim czasie są moimi najbliższymi przyjaciółmi. Przydają się o każdej porze i sytuacji. Skończyłam wszystkie poranne czynności i przyszedł czas na ubrania. Luźny T-Shirt, jeansy z przetarciami, bluza i adidasy to na dzisiaj ubiór idealny. Praktycznie się już nigdzie specjalnie nie wybieram, więc co za różnica. Gotowa wyszłam z łazienki i myślałam, że umrę ze strachu otwierając drzwi.
-Kiedy przyszedłeś? - wpatrywałam się w Nathana który był w trakcie zmieniania koszulki, nie trudno było zauważyć, że nie chciał żebym zauważyła jedną z nich
-Jakoś przed chwilą.
-Pokaż tą koszulkę - wskazałam na ubranie które szybko schował do plecaka
-Po co? - popatrzył się na mnie pytająco, część bluzki niestety wystawała poza torbę i zauważyłam dwie małe, czerwone plamy
-Czy to jest krew?
-Nie.
-Z kogo robisz idiotę? - popatrzyłam się nie niego z niezrozumieniem
-Nie histeryzuj, kilka zadrapań i trochę krwi pobrudziło mi koszulkę.
-Tak, jasne - powiedziałam pod nosem, nie widziałam sensu dalszej rozmowy na ten temat, dlatego przeszłam do konkretów - gdzie idziemy na śniadanie?
-Pierwsze to się spakuj.
-Co z rodzicami?
-Możesz przestać zadawać te pytania?
-Nie.
-Pakuj się, okej?
-Jak mi powiesz co z rodzicami.
-Jadą jeszcze na tydzień do jakiś znajomych.
-A potem?
-Zostają w Londynie.
-A ja z nimi?
-Nie bardzo.
-Bo?
-Twój ojciec woli, żebyś jeszcze do rozwiązania tej sprawy pomieszkiwała z nami.
-On mnie chyba chce doprowadzić żebym ześwirowała... - Nath w odpowiedzi zaśmiał się, a ja zaczęłam zbierać wszystkie moje rzeczy do torby.
-Nie tylko ty. - mówił to patrząc się na mnie z uśmiechem na twarzy, coraz częściej mam wrażenie, że denerwowanie mnie to jego nowy hobby.
-Możemy już iść coś zjeść?
-Jasne.
Sprawdziłam dokładnie czy mam wszystko i wyszłam w pokoju. Razem z rodzicami zjedliśmy śniadanie na stołówce, Nathan oddał kartę pokojową i zapłacił. Została nam właściwe niecała godzina, nie mam pojęcia dlaczego, Sykes naciskał, żeby już jechać bo musi gdzieś wstąpić, zdecydowałam spędzić te kilkadziesiąt minut z rodziną, dlatego poszliśmy na spacer. Rozmawialiśmy o tym co będzie jak wrócą, jak się okazuje nie będzie ich jeszcze z miesiąc... Tata uznał, że mama rozpędziła się z odwiedzaniem znajomych i nawet nie wspomniała, że to trwa tak długo. Spędzając z nimi czas, po raz pierwszy od dawnych czasów, czułam się dziwnie. Co chwila zerkali na siebie, a ich twarze nic nie wyrażały, dawali wrażenie bezuczuciowych. Kiedy zaczęłam temat ich zachowania, odpowiadali wymijająco. Nie miałam pojęcia, co się z nimi dzieje. Byli oschli i bezduszni w stosunku do siebie. Co po chwila, patrzyłam na Nathana pytająco, ale widziałam, że on też nie wie o co chodzi. Nie miałam ochoty już brnąć z nimi w to dalej, bo ilekroć zwracałam im uwagę, to udawali, że nie wiedzą o co chodzi. Na początku nie chciałam odpuścić, kiedy drążyłam tamten temat i chciałam o tym porozmawiać mój tata podniósł ton głosu, że nic się nie stało. Wtedy wiedziałam na pewno, że coś się stało. Prędzej czy później się dowiem, ale, w tamtej chwili, kiedy krzyknął, kompletnie odechciało mi się o czymkolwiek z nimi rozmawiać. Pożegnałam się i zmusiłam bokiem Nathana, żebyśmy już pojechali, chociaż to on tym razem nie chciał jechać, bo miał zamiar porozmawiać z tatą.
***
-Wiesz o co chodzi? - Nathan odpalił silnik, popatrzył się na mnie i oczekiwał odpowiedzi
-Nie - przymrużyłam oczy zastanawiając się nad wszystkim - i to nie denerwuje najbardziej
-Ciekawość do pierwszy stopień do piekła, nie?
-W takim razie, od urodzenia tam siedzę.
-Bo na anioła to się nie nadajesz. - spojrzał na mnie z wymalowanym uśmiechem na twarzy
-Tak samo jak ty.
-Co chcesz zrobić?
-Ale że w sensie? - odwróciłam wzrok w jego stronę
-Z rodzicami.
-Nie wiem...
Znowu zaczęłam błądzić myślami za szybą od samochodu. Akurat zaczęło padać, wyjęłam słuchawki i odpłynęłam wraz z muzyką, jednak ciągle zastanawiając się co się z nimi stało. Może po prostu się pokłócili? Nie. Nie wiem. Nie zdarzało im się być takimi. Może po prostu przesadzam? Znając moje ciekawe życie, pewnie tak. Zbierałam myśli, które ostatnim czasem nieprzerwanie mieszały mi w głowie, nie dając chwili odpoczynku. Nawet nie zauważyłam kiedy, ale zasnęłam. Obudziłam się na jakimś parkingu, rozkojarzona zerknęłam tylko na siedzenie obok, które było puste. Nie miałam głowy, żeby dzwonić, szukać, czy coś w tym stylu. Rozejrzałam się tylko jednym okiem po okolicy. Jakieś stare budynki z odrapanymi ścianami i graffiti. Jakoś nie zainteresowało mnie to szczególnie. Poprawiłam się tylko na fotelu i próbowałam spać dalej. Oczywiście jakaś pieprzona osóbka, postanowiła mi to przerwać pukaniem na szybę. Nawet nie otwierając jej, słyszałam dobrze wszytko.
-Ej, laluniu, kto Cię tu zostawił? Twój właściciel nie powinien zostawiać takiej piękności samej.. Może otworzysz nam drzwi i pobawimy się w małe co nieco? - koleś wyglądał na typowego bandziora, okulary, ramoneska i brzuch. Z zapasem na zimę, albo nawet i dwie, patrząc na niego tylko się roześmiałam i pokazałam środkowy palec.
-Oj oj oj, nie ładnie tak postępować z wujkiem Jackiem - pokręcił głową, a ja miałam ochotę wyjść i napluć mu w twarz - wygląda na to, że zabawimy się nie tylko z tobą, ale i z twoim fagasem - jego koledzy lustrowali mnie z każdej strony i śmiali się równocześnie
-No panowie, chyba nie wiecie z kim zadzieracie. - pomyślałam
-Otwieraj te cholerne drzwi! - jeden z nich zaczął szarpać za klamkę, jednak samochód był zamknięty
-Po co? - po raz pierwszy się odezwałam, co widocznie zainteresowało tych idiotów
-A po co rozmawia się z pozostawionymi dziewczynkami a aucie, gdzie jest DUŻOOO MIEJSCA? - patrzył mi się prosto w oczy z debilskim uśmiechem
-Nie ze mną takie rzeczy, przykro mi - odpowiedziałam i zamknęłam oczy w celu zaśnięcia
-Uważaj, bo jeszcze jej chłopaczek się zjawi i ci wleje - kpili
-Nie rozśmieszaj mnie - bandziorek z zapasem roześmiał się tak głośno, że pewnie nawet Rose go słyszy
-Ej, Jack, podobno jakiegoś kolesia teraz nieźle masakrują - podszedł do tego debila jeden z mężczyzn - zostaw ją, chodźmy popatrzeć
-Nie, mam tu lepszy towar do przerobienia - wskazał na mnie
-A spierdalaj - mruknęłam, jednak ten dupek to usłyszał
Przysięgam, że gdybym miała prawko to bym wsiadła za kierownicę i go rozjechała.
-Teraz to masz przejebane - powiedział
-Ja? Nie byłabym taka pewna - zaśmiałam się znacząco, ponieważ z daleka wyjrzałam Nathana wyjmującego broń
-A co może mi wpierdolisz przez szybkę? - udawał tępo małe dziecko
-Nie ma takiej potrzeby - uśmiechnęłam się, a koleś nieco zdezorientowany odwrócił się jednak szybko powrócił do dawnej pozycji, jednak leżącej. Nathan uderzył go mocno w nos, przez co poleciała mu krew. Najbardziej rozbawiło mnie to, że jego rzekomi koledzy tylko przyglądali się sytuacji. Ten niby Jack, próbował oddać mojemu "towarzyszowi", jednak on skutecznie unikał ataku i wykorzystywał to na swoją korzyść. Tak szczerze, już przywykłam do tego, że Nathan z kimś się lekko pobije. Przez krótki czas przyglądałam się całemu zdarzeniu, jednak potem zaczęłam ziewać i dokończyłam wcześniejszą czynność. Zasnęłam chyba w sekundzie. Nie pamiętam już nic, obudziłam się w swoim mieszkaniu i właściwe tylko tyle. Jak trup doszłam do łazienki i się ogarnęłam. Do końca dnia rozmawiałam z Rosie i odpowiadałam na wszystkie jej mało mądre pytania. Z chłopakami tylko się przywitałam, jakoś nie pędziłam do tego, żeby z nimi gadać, bardziej byli zainteresowani Nathanem, bo po cichu zadawali mu jakieś chyba dosyć poważne pytania. Właściwie ich miny to wyrażały. Pod koniec dnia, Rose oznajmiła mi, że jutro o 13 jest pierwsza próba i przymiarki do wybiegu...
-Nie wiem...
Znowu zaczęłam błądzić myślami za szybą od samochodu. Akurat zaczęło padać, wyjęłam słuchawki i odpłynęłam wraz z muzyką, jednak ciągle zastanawiając się co się z nimi stało. Może po prostu się pokłócili? Nie. Nie wiem. Nie zdarzało im się być takimi. Może po prostu przesadzam? Znając moje ciekawe życie, pewnie tak. Zbierałam myśli, które ostatnim czasem nieprzerwanie mieszały mi w głowie, nie dając chwili odpoczynku. Nawet nie zauważyłam kiedy, ale zasnęłam. Obudziłam się na jakimś parkingu, rozkojarzona zerknęłam tylko na siedzenie obok, które było puste. Nie miałam głowy, żeby dzwonić, szukać, czy coś w tym stylu. Rozejrzałam się tylko jednym okiem po okolicy. Jakieś stare budynki z odrapanymi ścianami i graffiti. Jakoś nie zainteresowało mnie to szczególnie. Poprawiłam się tylko na fotelu i próbowałam spać dalej. Oczywiście jakaś pieprzona osóbka, postanowiła mi to przerwać pukaniem na szybę. Nawet nie otwierając jej, słyszałam dobrze wszytko.
-Ej, laluniu, kto Cię tu zostawił? Twój właściciel nie powinien zostawiać takiej piękności samej.. Może otworzysz nam drzwi i pobawimy się w małe co nieco? - koleś wyglądał na typowego bandziora, okulary, ramoneska i brzuch. Z zapasem na zimę, albo nawet i dwie, patrząc na niego tylko się roześmiałam i pokazałam środkowy palec.
-Oj oj oj, nie ładnie tak postępować z wujkiem Jackiem - pokręcił głową, a ja miałam ochotę wyjść i napluć mu w twarz - wygląda na to, że zabawimy się nie tylko z tobą, ale i z twoim fagasem - jego koledzy lustrowali mnie z każdej strony i śmiali się równocześnie
-No panowie, chyba nie wiecie z kim zadzieracie. - pomyślałam
-Otwieraj te cholerne drzwi! - jeden z nich zaczął szarpać za klamkę, jednak samochód był zamknięty
-Po co? - po raz pierwszy się odezwałam, co widocznie zainteresowało tych idiotów
-A po co rozmawia się z pozostawionymi dziewczynkami a aucie, gdzie jest DUŻOOO MIEJSCA? - patrzył mi się prosto w oczy z debilskim uśmiechem
-Nie ze mną takie rzeczy, przykro mi - odpowiedziałam i zamknęłam oczy w celu zaśnięcia
-Uważaj, bo jeszcze jej chłopaczek się zjawi i ci wleje - kpili
-Nie rozśmieszaj mnie - bandziorek z zapasem roześmiał się tak głośno, że pewnie nawet Rose go słyszy
-Ej, Jack, podobno jakiegoś kolesia teraz nieźle masakrują - podszedł do tego debila jeden z mężczyzn - zostaw ją, chodźmy popatrzeć
-Nie, mam tu lepszy towar do przerobienia - wskazał na mnie
-A spierdalaj - mruknęłam, jednak ten dupek to usłyszał
Przysięgam, że gdybym miała prawko to bym wsiadła za kierownicę i go rozjechała.
-Teraz to masz przejebane - powiedział
-Ja? Nie byłabym taka pewna - zaśmiałam się znacząco, ponieważ z daleka wyjrzałam Nathana wyjmującego broń
-A co może mi wpierdolisz przez szybkę? - udawał tępo małe dziecko
-Nie ma takiej potrzeby - uśmiechnęłam się, a koleś nieco zdezorientowany odwrócił się jednak szybko powrócił do dawnej pozycji, jednak leżącej. Nathan uderzył go mocno w nos, przez co poleciała mu krew. Najbardziej rozbawiło mnie to, że jego rzekomi koledzy tylko przyglądali się sytuacji. Ten niby Jack, próbował oddać mojemu "towarzyszowi", jednak on skutecznie unikał ataku i wykorzystywał to na swoją korzyść. Tak szczerze, już przywykłam do tego, że Nathan z kimś się lekko pobije. Przez krótki czas przyglądałam się całemu zdarzeniu, jednak potem zaczęłam ziewać i dokończyłam wcześniejszą czynność. Zasnęłam chyba w sekundzie. Nie pamiętam już nic, obudziłam się w swoim mieszkaniu i właściwe tylko tyle. Jak trup doszłam do łazienki i się ogarnęłam. Do końca dnia rozmawiałam z Rosie i odpowiadałam na wszystkie jej mało mądre pytania. Z chłopakami tylko się przywitałam, jakoś nie pędziłam do tego, żeby z nimi gadać, bardziej byli zainteresowani Nathanem, bo po cichu zadawali mu jakieś chyba dosyć poważne pytania. Właściwie ich miny to wyrażały. Pod koniec dnia, Rose oznajmiła mi, że jutro o 13 jest pierwsza próba i przymiarki do wybiegu...
***
Rano wstałam dosyć wcześnie jak na mnie, bo o 8. Nie miałam na to ochoty, ale musiałam, nie chciałam zbytnio iść na to spotkanie z Ryanem, nawet chciałam je odwołać, ale Rose naciskała. Ubzdurała sobie, że będzie z tego coś więcej. Jeszcze tego nie wie, ale zawiedzie się w swoich przekonaniach. Przed 10 Nowy York nie tętni tak bardzo życiem, co pozwoliło mi na spokojne wybranie miejsca w Starbucksie. Zamówiłam sobie kawę i czekałam, co nie trwało długo.
-Hej - uśmiechnęłam się w stronę chłopaka
-Cześć - usiadł na przeciwko mnie - co tam u ciebie?
-W porządku, a u Ciebie?
-Właściwie też, jak było u rodziców?
-Fajnie - mieszałam łyżeczką w kawie, jednak w pewnym momencie coś mnie zaniepokoiło - skąd wiesz, że byłam u rodziców? - kiedy spojrzałam na niego, wydał się trochę zakłopotany
-Aaa mówiłaś mi chyba
-Ciekawe, nie przypominam sobie - nie chciałam wyjść na dociekliwą, ale nie mogłam skojarzyć skąd wie, że u nich byłam
-Skojarzyłem fakty, pisałaś, że nie jesteś w mieście a kilka dni wcześniej mówiłaś, że chcesz odwiedzić rodziców
-Nieźle, muszę mniej o sobie mówić - zaśmiałam się, jednak nie do końca mu wierzyłam w to co powiedział
-Właśnie za mało wiem o tobie - spojrzał mi prosto w oczy z zaciekawieniem
-To po co chciałeś się spotkać? - od razu zmieniałam temat, bo wiem, że tamten schodził na złą drogę
-Wiesz - wziął głęboki oddech, jakby bał się mojej rekacji
-Spokojnie nie gryzę - oboje się zaśmialiśmy - tylko połykam w całości - na moje ostatnie słowa spojrzał na mnie speszony. Brawo Em, peszysz chłopaków.
-Przejdę do rzeczy, nie planowałem tego, ale chyba się w tobie zakochałem.
_________________________
RAM TAM TAMMM
Mieszamy wam w głowach, brawo. Ale sądzimy, że potem wszystko zrozumiecie. OKEJ, BEZ SPOILERÓW. Jak widzicie, akcja się rozwija i mamy nadzieję, że się podoba. Napiszcie co sądzicie :) Tak z innej beczki, dla zainteresowanych, założyłyśmy Wattpada >> https://www.wattpad.com/220902889-my-bodyguard-sykes-rozdzia%C5%82-1 << zrobiłyśmy to dla was, bo wiemy, że niektórzy wolą czytać na tym serwisie :) Jeżeli zbierze się was całkiem dużo, za kilka dni wyrównamy rozdziały i będziemy na bieżąco pisać na bloggerze i wattpadzie << pod rozdziałem zostawcie chociaż kropkę, żebyśmy widziały ile was jest mniej więcej ;)
Jeżeli lubicie spoilery do następnych rozdziałów zapraszamy na prywatnego twittera jednej z nas > @juliaa1306 < tam będzie dodawane coraz więcej spoilerów i innych informacji.
Buziaki xx
J&J