.

GRY

niedziela, 21 lutego 2016

Rozdział 28

Emily 

Obudziłam się, przetarłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. Byłam sama. Niechętnie podniosłam się z łóżka i zaczęłam szukać telefonu. W trakcie spojrzałam do lustra. Wyglądałam jak 100 nieszczęść, ale na moją korzyść byłam jedyną osobą w pokoju i nikt mnie nie widział. Telefon był jak zawsze pod poduszką. 4 nieodebrane połączenia. Od: Rose, Rose, Rose i Ryan? W pierwszej kolejności zadzwoniłam do przyjaciółki.

-Ty się zapadłaś pod Ziemię czy co?
-Nie, spałam.
-Mam nadzieję, że jesteś już w drodze do nas.
-Niee, przyjedziemy jakoś popołudniu. - wciąż byłam zaspana i niedokońca wiedziałam o czym mówi, spałam tylko kilka godzin, co na mój umysł nie najlepiej działa
-Błagam, powiedz, że żartujesz.
-Rosie proszę, w nocy była próba zniszczenia budynku, praktycznie nie spałam bo robiłam za informatora
-Jak to próba?! Nic ci nie jest?
-Nie...
-A reszta?
-Tata ma tylko kilka zadrapań i siniaków, mama nic, a Nathan... Nawet nie wiem.
-Jak to nie wiesz?
-Nie ma go.
-I ty mówisz to z takim spokojem?!
-Tak, bo po całej akcji pojechał z jakimś kolesiem i do teraz nie wrócił. Zrobił to dobrowolnie, więc jakoś mnie to nie rusza.
-Jezus, a jak mu się coś stało? W ogóle jak to po całej akcji?
-Normalnie, chłopaki już pewnie wszystko wiedzą.
-To wy z rodzicami braliście w tym udział?
-Yhymm..
-Okey, ważne, że z wami wszystko dobrze.
-Em - do telefonu krzyknął Max
-Boże, nie krzycz, bębenki mi rozwalisz. - chwyciłam się za głowę
-Sory - powiedział ciszej-  jak się nazywał ten koleś z którym Nathan pojechał?
-Coś na A... Taki brunet...
-Ashton?
-Taa, chyba tak.
-A to luz.
-Luz bluz i orzeszki, nie? - mruknęłam
-Idź może jeszcze spać, bo brzmisz jakbyś miała umrzeć.
-Dzięki, zawsze potrafisz człowieka pocieszyć.
-Spadaj - usłyszałam tylko krzyki Rose, przez co odsunęłam telefon od ucha.
-Mam rozumieć, że nie przyjedziesz na wybieg?
-Co? Przecież on jest za kilka dni...
-Nie ten! - po jej słowach, w głowie przypomniałam sobie o jednej, ważnej sprawie. -Emily, nie mów, że... - irytowała ją świadomość, że zapomniałam o ważnym dla niej wydarzeniu
-Przepraszam...
-Obiecałaś.
-Ale nie planowałam tego co się stało w nocy, zrozum mnie.
-Ty mnie też. Wiesz jak bardzo chciałam na niego iść.
-I pójdziesz.
-Sama, dzięki. - w jej głosie słyszałam irytację
-Kelsey z tobą pójdzie.
-Ale Kels śpi.
-Tak właściwie to gada z koleżanką na laptopie od godziny - słyszałam słowa chłopaka blondynki
-Widzisz.
-I tak masz przechlapane. - Rose zawsze tak mówi, ale zazwyczaj zapomina o takich sytuacjach.
-Pogadamy jak przyjdę.
-Mam nadzieję, że będzie to dzisiejszy dzień.
Oczywiście nie mogłam odpowiedzieć, bo brunetka rozłączyła się po sekundzie. Sprawdziłam jeszcze skrzynkę.

1 wiadomość od Ryan. 

Cześć :) Skoro nie odbierasz, to zdecydowałem, że napiszę. Mam nadzieję, że jesteś jeszcze w Nowym Jorku, dlatego chciałbym się spotkać. Odpisz, kiedy będziesz mogła ;)

do Ryan

Hej :) Szczerze nawet nie wiem kiedy będę dokładnie w mieście, trudno mi ocenić, ale prawdopodobnie na jutro rano nie mam planów ;) To może o 10 w Starbucksie? 

od Ryan

Idealnie :)

Okej. Rose mnie zabije, że na jej zachcianki nie mam czasu, a z nim się umawiam po bokach, ale jakoś go  nawet polubiłam, jest na prawdę miły. O reakcji Nathana wolę nawet nie myśleć, w sumie lepiej jak mu nie powiem, nie jest w końcu moją matką. Tak w ogóle jest 12, a jego nadal nie ma. Dobra, nie ważne, jakoś mnie to nie interesuje, gdyby coś się stało miałbym jakieś przeczucia. Z resztą, co ja się tak nim przejmuję... Wzięłam plecak i zaczęłam się w łazience ogarniać. Może chociaż w najmniejszym stopniu zakryję niewyspanie. Podkład, puder, tusz, korektor i kredka do oczu w ostatnim czasie są moimi najbliższymi przyjaciółmi. Przydają się o każdej porze i sytuacji. Skończyłam wszystkie poranne czynności i przyszedł czas na ubrania. Luźny T-Shirt, jeansy z przetarciami, bluza i adidasy to na dzisiaj ubiór idealny. Praktycznie się już nigdzie specjalnie nie wybieram, więc co za różnica. Gotowa wyszłam z łazienki i myślałam, że umrę ze strachu otwierając drzwi.
-Kiedy przyszedłeś? - wpatrywałam się w Nathana który był w trakcie zmieniania koszulki, nie trudno było zauważyć, że nie chciał żebym zauważyła jedną z nich
-Jakoś przed chwilą.
-Pokaż tą koszulkę - wskazałam na ubranie które szybko schował do plecaka
-Po co? - popatrzył się na mnie pytająco, część bluzki niestety wystawała poza torbę i zauważyłam dwie małe, czerwone plamy
-Czy to jest krew?
-Nie.
-Z kogo robisz idiotę? - popatrzyłam się nie niego z niezrozumieniem
-Nie histeryzuj, kilka zadrapań i trochę krwi pobrudziło mi koszulkę.
-Tak, jasne - powiedziałam pod nosem, nie widziałam sensu dalszej rozmowy na ten temat, dlatego przeszłam do konkretów - gdzie idziemy na śniadanie?
-Pierwsze to się spakuj.
-Co z rodzicami?
-Możesz przestać zadawać te pytania?
-Nie.
-Pakuj się, okej?
-Jak mi powiesz co z rodzicami.
-Jadą jeszcze na tydzień do jakiś znajomych.
-A potem?
-Zostają w Londynie.
-A ja z nimi?
-Nie bardzo.
-Bo?
-Twój ojciec woli, żebyś jeszcze do rozwiązania tej sprawy pomieszkiwała z nami.
-On mnie chyba chce doprowadzić żebym ześwirowała... - Nath w odpowiedzi zaśmiał się, a ja zaczęłam zbierać wszystkie moje rzeczy do torby.
-Nie tylko ty. - mówił to patrząc się na mnie z uśmiechem na twarzy, coraz częściej mam wrażenie, że denerwowanie mnie to jego nowy hobby.
-Możemy już iść coś zjeść?
-Jasne.

Sprawdziłam dokładnie czy mam wszystko i wyszłam w pokoju. Razem z rodzicami zjedliśmy śniadanie na stołówce, Nathan oddał kartę pokojową i zapłacił. Została nam właściwe niecała godzina, nie mam pojęcia dlaczego, Sykes naciskał, żeby już jechać bo musi gdzieś wstąpić, zdecydowałam spędzić te kilkadziesiąt minut z rodziną, dlatego poszliśmy na spacer. Rozmawialiśmy o tym co będzie jak wrócą, jak się okazuje nie będzie ich jeszcze z miesiąc... Tata uznał, że mama rozpędziła się z odwiedzaniem znajomych i nawet nie wspomniała, że to trwa tak długo. Spędzając z nimi czas, po raz pierwszy od dawnych czasów, czułam się dziwnie. Co chwila zerkali na siebie, a ich twarze nic nie wyrażały, dawali wrażenie bezuczuciowych. Kiedy zaczęłam temat ich zachowania, odpowiadali wymijająco. Nie miałam pojęcia, co się z nimi dzieje. Byli oschli i bezduszni w stosunku do siebie. Co po chwila, patrzyłam na Nathana pytająco, ale widziałam, że on też nie wie o co chodzi. Nie miałam ochoty już brnąć z nimi w to dalej, bo ilekroć zwracałam im uwagę, to udawali, że nie wiedzą o co chodzi. Na początku nie chciałam odpuścić, kiedy drążyłam tamten temat i chciałam o tym porozmawiać mój tata podniósł ton głosu, że nic się nie stało. Wtedy wiedziałam na pewno, że coś się stało. Prędzej czy później się dowiem, ale, w tamtej chwili, kiedy krzyknął, kompletnie odechciało mi się o czymkolwiek z nimi rozmawiać. Pożegnałam się i zmusiłam bokiem Nathana, żebyśmy już pojechali, chociaż to on tym razem nie chciał jechać, bo miał zamiar porozmawiać z tatą.

***

-Wiesz o co chodzi? - Nathan odpalił silnik, popatrzył się na mnie i oczekiwał odpowiedzi 
-Nie - przymrużyłam oczy zastanawiając się nad wszystkim - i to nie denerwuje najbardziej
-Ciekawość do pierwszy stopień do piekła, nie? 
-W takim razie, od urodzenia tam siedzę.
-Bo na anioła to się nie nadajesz. - spojrzał na mnie z wymalowanym uśmiechem na twarzy 
-Tak samo jak ty.
-Co chcesz zrobić?
-Ale że w sensie? - odwróciłam wzrok w jego stronę
-Z rodzicami.
-Nie wiem...

Znowu zaczęłam błądzić myślami za szybą od samochodu. Akurat zaczęło padać, wyjęłam słuchawki i odpłynęłam wraz z muzyką, jednak ciągle zastanawiając się co się z nimi stało. Może po prostu się pokłócili? Nie. Nie wiem. Nie zdarzało im się być takimi. Może po prostu przesadzam? Znając moje ciekawe życie, pewnie tak. Zbierałam myśli, które ostatnim czasem nieprzerwanie mieszały mi w głowie, nie dając chwili odpoczynku. Nawet nie zauważyłam kiedy, ale zasnęłam. Obudziłam się na jakimś parkingu, rozkojarzona zerknęłam tylko na siedzenie obok, które było puste. Nie miałam głowy, żeby dzwonić, szukać, czy coś w tym stylu. Rozejrzałam się tylko jednym okiem po okolicy. Jakieś stare budynki z odrapanymi ścianami i graffiti. Jakoś nie zainteresowało mnie to szczególnie. Poprawiłam się tylko na fotelu i próbowałam spać dalej. Oczywiście jakaś pieprzona osóbka, postanowiła mi to przerwać pukaniem na szybę. Nawet nie otwierając jej, słyszałam dobrze wszytko.

-Ej, laluniu, kto Cię tu zostawił? Twój właściciel nie powinien zostawiać takiej piękności samej.. Może otworzysz nam drzwi i pobawimy się w małe co nieco? - koleś wyglądał na typowego bandziora, okulary, ramoneska i brzuch. Z zapasem na zimę, albo nawet i dwie, patrząc na niego tylko się roześmiałam i pokazałam środkowy palec.
-Oj oj oj, nie ładnie tak postępować z wujkiem Jackiem - pokręcił głową, a ja miałam ochotę wyjść i napluć mu w twarz - wygląda na to, że zabawimy się nie tylko z tobą, ale i z twoim fagasem - jego koledzy lustrowali mnie z każdej strony i śmiali się równocześnie
-No panowie, chyba nie wiecie z kim zadzieracie. - pomyślałam
-Otwieraj te cholerne drzwi! - jeden z nich zaczął szarpać za klamkę, jednak samochód był zamknięty
-Po co? - po raz pierwszy się odezwałam, co widocznie zainteresowało tych idiotów
-A po co rozmawia się z pozostawionymi dziewczynkami a aucie, gdzie jest DUŻOOO MIEJSCA? - patrzył mi się prosto w oczy z debilskim uśmiechem
-Nie ze mną takie rzeczy, przykro mi - odpowiedziałam i zamknęłam oczy w celu zaśnięcia
-Uważaj, bo jeszcze jej chłopaczek się zjawi i ci wleje - kpili
-Nie rozśmieszaj mnie - bandziorek z zapasem roześmiał się tak głośno, że pewnie nawet Rose go słyszy
-Ej, Jack, podobno jakiegoś kolesia teraz nieźle masakrują - podszedł do tego debila jeden z mężczyzn - zostaw ją, chodźmy popatrzeć
-Nie, mam tu lepszy towar do przerobienia - wskazał na mnie
-A spierdalaj - mruknęłam, jednak ten dupek to usłyszał
Przysięgam, że gdybym miała prawko to bym wsiadła za kierownicę i go rozjechała.
-Teraz to masz przejebane - powiedział
-Ja? Nie byłabym taka pewna - zaśmiałam się znacząco, ponieważ z daleka wyjrzałam Nathana wyjmującego broń
-A co może mi wpierdolisz przez szybkę? - udawał tępo małe dziecko
-Nie ma takiej potrzeby - uśmiechnęłam się, a koleś nieco zdezorientowany odwrócił się jednak szybko powrócił do dawnej pozycji, jednak leżącej. Nathan uderzył go mocno w nos, przez co poleciała mu krew. Najbardziej rozbawiło mnie to, że jego rzekomi koledzy tylko przyglądali się sytuacji. Ten niby Jack, próbował oddać mojemu "towarzyszowi", jednak on skutecznie unikał ataku i wykorzystywał to na swoją korzyść. Tak szczerze, już przywykłam do tego, że Nathan z kimś się lekko pobije. Przez krótki czas przyglądałam się całemu zdarzeniu, jednak potem zaczęłam ziewać i dokończyłam wcześniejszą czynność. Zasnęłam chyba w sekundzie. Nie pamiętam już nic, obudziłam się w swoim mieszkaniu i właściwe tylko tyle. Jak trup doszłam do łazienki i się ogarnęłam. Do końca dnia rozmawiałam z Rosie i odpowiadałam na wszystkie jej mało mądre pytania. Z chłopakami tylko się przywitałam, jakoś nie pędziłam do tego, żeby z nimi gadać, bardziej byli zainteresowani Nathanem, bo po cichu zadawali mu jakieś chyba dosyć poważne pytania. Właściwie ich miny to wyrażały. Pod koniec dnia, Rose oznajmiła mi, że jutro o 13 jest pierwsza próba i przymiarki do wybiegu...

***
Rano wstałam dosyć wcześnie jak na mnie, bo o 8. Nie miałam na to ochoty, ale musiałam, nie chciałam zbytnio iść na to spotkanie z Ryanem, nawet chciałam je odwołać, ale Rose naciskała. Ubzdurała sobie, że będzie z tego coś więcej. Jeszcze tego nie wie, ale zawiedzie się w swoich przekonaniach. Przed 10 Nowy York nie tętni tak bardzo życiem, co pozwoliło mi na spokojne wybranie miejsca w Starbucksie. Zamówiłam sobie kawę i czekałam, co nie trwało długo.

-Hej - uśmiechnęłam się w stronę chłopaka
-Cześć - usiadł na przeciwko mnie - co tam u ciebie?
-W porządku, a u Ciebie?
-Właściwie też, jak było u rodziców?
-Fajnie - mieszałam łyżeczką w kawie, jednak w pewnym momencie coś mnie zaniepokoiło - skąd wiesz, że byłam u rodziców? - kiedy spojrzałam na niego, wydał się trochę zakłopotany 
-Aaa mówiłaś mi chyba
-Ciekawe, nie przypominam sobie - nie chciałam wyjść na dociekliwą, ale nie mogłam skojarzyć skąd wie, że u nich byłam 
-Skojarzyłem fakty, pisałaś, że nie jesteś w mieście a kilka dni wcześniej mówiłaś, że chcesz odwiedzić rodziców 
-Nieźle, muszę mniej o sobie mówić - zaśmiałam się, jednak nie do końca mu wierzyłam w to co powiedział
-Właśnie za mało wiem o tobie - spojrzał mi prosto w oczy z zaciekawieniem 
-To po co chciałeś się spotkać? - od razu zmieniałam temat, bo wiem, że tamten schodził na złą drogę
-Wiesz - wziął głęboki oddech, jakby bał się mojej rekacji
-Spokojnie nie gryzę - oboje się zaśmialiśmy - tylko połykam w całości - na moje ostatnie słowa spojrzał na mnie speszony. Brawo Em, peszysz chłopaków.
-Przejdę do rzeczy, nie planowałem tego, ale chyba się w tobie zakochałem.


_________________________

RAM TAM TAMMM
Mieszamy wam w głowach, brawo. Ale sądzimy, że potem wszystko zrozumiecie. OKEJ, BEZ SPOILERÓW. Jak widzicie, akcja się rozwija i mamy nadzieję, że się podoba. Napiszcie co sądzicie :) Tak z innej beczki, dla zainteresowanych, założyłyśmy Wattpada >> https://www.wattpad.com/220902889-my-bodyguard-sykes-rozdzia%C5%82-1 << zrobiłyśmy to dla was, bo wiemy, że niektórzy wolą czytać na tym serwisie :) Jeżeli zbierze się was całkiem dużo, za kilka dni wyrównamy rozdziały i będziemy na bieżąco pisać na bloggerze i wattpadzie << pod rozdziałem zostawcie chociaż kropkę, żebyśmy widziały ile was jest mniej więcej ;)
Jeżeli lubicie spoilery do następnych rozdziałów zapraszamy na prywatnego twittera jednej z nas > @juliaa1306 < tam będzie dodawane coraz więcej spoilerów i innych informacji.

Buziaki xx

J&J






sobota, 6 lutego 2016

Rozdział 27

Emily


W nocy obudziły mnie jakieś strzały. Przestraszona zaczęłam budzić Nathana.
-Nathan, obudź się
-Co się stało? - zapytał, po czym rozbrzmiał dźwięk strzałów
Brunet od razu rozbudził się i rozkazał mi iść do łazienki, jednak pierwsze ją sprawdził czy kogoś tam nie ma. Sam ubrał się i wyjął broń z kurtki.
-Nie ruszaj się stąd, zamknij się na klucz, w razie czego masz tutaj pistolet, jeżeli ktoś Cię napadnie to celuj w ramię, ja idę po twoich rodziców i wracam - powiedział po czym przeszukał szybko cały pokój w razie czego i wyszedł, a ja zamknęłam drzwi na sto spustów i zamknęłam się w łazience.
Byłam cholernie przestraszona, w głowie miałam sto scenariuszy. Najbardziej bałam się o rodziców, modliłam się, żeby się im nic nie stało. Nathan jest można powiedzieć zawodowcem w tym co robi, ale chwila nie uwagi i może być po nim. Stanęłam w kącie, zasłoniłam roletę i czekałam z bronią w ręku. Nigdy wcześniej nie używałam jej, ale jeżeli będzie taka konieczność, zrobię to. Bałam się cholernie. W każdej chwili mogło mi się coś stać albo im. Moje ręce drżały niesamowicie. Nie, nie mogę tak tu stać kiedy im może się coś dziać. Nie, nie, nie, nie mogę. Wzięłam głęboki oddech i przekręciłam klucz od łazienki, jednak usłyszałam strzał. Sama nie wierzę, ale odbezpieczyłam broń i wyszłam. Okej, w pokoju nikogo nie ma. Teraz poza nim. Nagle ktoś zaczął pukać.
-Ems, to ja, Nathan - wyszeptał
Bez wahania przekręciłam klucz i wpuściłam go do środka.
-I co? - zapytałam
-Nic, kompletnie nic. To nie w hotelu. Przynajmniej nie na tym piętrze.
-A rodzice?
-Akurat spotkałem Willa po drodze, on też od razu chciał biec do nas, przepatrzyliśmy całe piętro i ani śladu po jakiejkolwiek bijatyce czy coś ale
-Ale?
-Muszę podpiąć się do kamer i wtedy będę pewny
-To na co czekasz?
-Aż taka odważna jesteś? - zapytał  uśmiechnięty wskazując na moją rękę, przez chwilę nie wiedziałam co odpowiedzieć
-Na wszelki wypadek - palnęłam
Nathan wyjął malutkiego laptopa i zaczął wstukiwać jakieś długie kody. Po kilku minutach miałam przed oczami cały monitoring hotelu. Parter i wszystkie inne piętra były puste. Zostały tylko podziemia, czyli garaże. Na początku nic nie zobaczyliśmy, jednak miałam wrażenie, że na ostatniej z kamer coś dojrzałam
-Wróć - nakazałam po czym pokazał mi widok jednej z kamer - patrz się tutaj - wskazałam
-Co to do cholery jest? - przypatrywał się
-Najwyraźniej ktoś zna dobrze ten budynek, bo przechodzi prawie niewidzialny pod kamerami
-Ale po co? - powiedział do siebie ciszej, wstukując coś
-Sprawdź kamerę dalej
-Nooo proszę, mamy naszych gangsterów! - przybliżył, jednak był spokojny, za co go trochę podziwiam
Na monitorze dojrzałam dwóch, dosyć młodych chłopaków, tak gdzieś w moim wieku. Przemykali się między autami, starając się być niezauważalni
-Pewnie go szukają - powiedziałam
-Niekoniecznie - stwierdził - równie dobrze mogą być z nim i tylko zabezpieczać teren
-Skąd wiesz?
-Bo sam tak nie raz robiłem - zaśmiał się
-Patrz, coś kombinują - wskazałam
-Tu was chuje mam, walky - talky się sprawiło - powiedział zgryźliwie po czym dodał do ekranu drugi widok na tamtego kolesia
-O cholera - powiedział
-Co?
-Bomba.
Jak usłyszałam co on właśnie powiedział, zrobiło mi się ciepło i słabo.
-Jak to bomba? Ale że w środku nocy?
-Bo tak jest najłatwiej, tylko zastanawia mnie gdzie jest ochrona - powiedział zamyślony
-Myślisz, że ich zabili?
-Nie, myślę, że ochrona śpi w najlepsze od strzałek usypiających
-Co? - oderwałam się i popatrzyłam na ekran, na którym było widać jak dwaj mężczyźni, którzy pilnują parkingów, śpią na siedząco a obok nich leżą jakieś malutkie strzałeczki
-Ubierz coś na siebie - powiedział
-Po co?
-Bo idziesz do swojej mamy.

****

-Dobra, my idziemy, wy tu zostajecie, nikomu za cholerę nie otwieracie i nie krzyczycie, tu macie laptop, śledzicie nas wszędzie i pilnujecie nam terenu, Emily już wiesz jak przełączać obraz, kiedy zauważycie coś podejrzanego od razu mi mówicie, ja będę miał z Willem słuchawki Bluetooth i będziemy was słyszeć, informujcie nas gdzie są te gnojki i nie wiadomo czy nie jest ich więcej, dlatego radzę dobrze patrzeć na obraz - powiedział Nathan przy okazji napełniając kurtkę jakimś rzeczami, o które się wolę nawet nie pytać
-Okej, a potem co? Rano was dorwą bo będą mieć wszystko na kamerach
-Nie będą, widok jest tylko wasz, a oni mają sprzed kilku dni na swoich kamerach, tym sposobem o niczym się nie dowiedzą, bo to co teraz się dzieje jest tylko dostępne dla nas, a o strzałach wiedzą jako ćwiczenia grupy wojskowej więc wyluzujcie, tu macie pistolety jakby coś - położył na stolik
-Co zamierzacie zrobić? - zapytała mama
-Zobaczycie, teraz nie ma czasu, jeszcze jakieś pytania? - zapytał tato
-Nie - powiedziałam cicho
-Wródźcie cali, proszę was - powiedziała błagalnie rodzicielka
-Nie takie akcje się robiło - Sykes zaczął się śmiać aż nagle rozbrzmiał kolejny strzał - co oni tak kurwa strzelają? Dobra, idziemy - dodał po czym znikli w drzwiach, które następnie strzelnie zamknęłam. Przestraszona zerknęłam na mamę, która nie była zadowolona z tej sytuacji. Wiem, że na zewnątrz udaje twardzielkę, ale w środku panikuje równie jak ja.
-Mamo, boję się - powiedziałam patrząc jej prosto w oczy - ta sytuacja mnie wykańcza, już nie wiem czego się spodziewać
-Wiem Emily, wiem, ja też mam dosyć tego uciekania, oni muszą w końcu zacząć działać, a musimy się nauczyć z tym żyć, pamiętaj, że Cię bardzo kocham - mocno zamknęła mnie w uścisku
-Dobra, pora zacząć działać.


Nathan

-Will, tutaj - pokazałem na drzwi ewakuacyjne i jednym kopnięciem je otworzyłem 
-Nie lepiej było się mnie zapytać, czy tak kogoś nie ma? - zapytała zbulwersowała Em
-A jest ktoś?
-Nie.
Zbiegliśmy szyko po schodach, sprawdzając czy ktoś za nami nie idzie. Nie wiem,  po co ta cała akcja tych gnojków, ale prędzej czy później się dowiem.
- Pobiegli w stronę wejścia głównego, ale nie weszli, są za autami, czarny Volkswagen i czerwony Seat - informowała na bieżąco
-A ten drugi?
-Tam gdzie był, ale pośpieszcie się, wygląda na to że kończy 
-Cholera - popatrzyłem się niepewnie na Willa - To jak? Ja biorę tego od bomby, a ty bajerujesz  tamtych?
-Trafiłeś idealnie, zabij tego skurwysyna a ja zajmę tamtych - rozdzieliliśmy się, każdy pobiegł do swojego
-Jennifer, ty masz Willa i pilnujesz jego terenu, Ems, chyba się domyślasz co masz robić - mówiłem do słuchawki, chociaż sam nie wiedziałem jaki mam plan, zostało mi to co zawsze, improwizacja.
-Niestety.
Wyszedłem cichaczem z korytarzy, ukryłem się za skupem  i właściwie nikogo nigdzie nie widziałem. Wydawało się że w pobliżu nie było żadnej żywej duszy. Jednak usłyszałem szper dochodzący z nie daleka. Ostrożnie wychyliłem głowę i wiedziałem już wszystko. Mężczyzna właśnie skończył przypinać bombę. Na moją korzyść, zaczął cofać się w moim kierunku, co jednoznacznie uprościło mi robotę. Czekałem aż zbliży się wystarczająco i zaatakowałem. Przyłożyłem mu rękę do ust, żeby nie dał czasem znaków innym i położyłem go na ziemię. Wyrwałem mu broń z ręki i odruchowo uderzyłem go pięścią w brzuch.
-Widać, że amator - uśmiechnąłem się - Oj, nie możesz odpowiedzieć, cóż za pech, a teraz będę miły i dam Ci pospać  - wyjąłem z ręki strzykawki i całą zawartą w niej substancje wstrzyknąłem  mu ją do żył - No, na kilka godzin mam Cię z głowy
Zostawiłem jego ciało za autem i pobiegłem do naszego materiału wybuchowego. Proszę, bomba zegarowa, znowu się spotykamy. Wyświetlacz pokazywał, że zostało mi 20 minut. Niezwłocznie i ostrożnie zająłem się nią. Nie jest to łatwe, bo jeden ruch i po nas. Musiałem dokładnie przyjrzeć się kombinacji i rozszyfrować kabelki, czy czasem nie zachciało im się kolorów kabelków pozmieniać.
-Emily, radzę Ci nie oślepnąć bo wolałbym być tu teraz sam, a nie z jakąś obsadą
-Rusz się, a nie dyskutuj, tata już długo nie wyciągnie tam, pośpiesz się
-Dobra, kończę.
Nie miałem pewności, że dobrze to zrobię, ale lubię ryzykować. Jednym ruchem odpiąłem jeden kabelek. Cisza. Wyświetlacz co ciekawe pokazuje teraz 5 minut. Brawo Sykes. Przeanalizowałem jeszcze raz całe urządzenie i to musi być ten. Niebieski mały kabel. Od niego zależy wszytsko. Wyrwałem go od mechanizmu. Cisza. Niepewnie spojrzałem na licznik.
-I? - zapytała Em
-Nic, rozbroiłem.
-Takk - odetchnęła
-Chyba nie sądzisz, że to koniec zabawy - powiedziałem i wiedziałem doskonale, że wie o czym mówię, jednak rozbawiło mnie jej przerażenie, chyba nie sądziła, że tak zostawię jej ojca
-Uważaj, proszę.
-I ty mi w tym pomożesz, sprawdź szybko czy tylko oni zosatali i jak wygląda sytuacja
Wyjąłem z kieszeni telefon i zadzwoniłem po kogo trzeba, tych gnojków nie można zostawić na wolności, nawet jeżeli by trafili to więzienia, to z niego szybko wyjdą, bo dowodów nie mają i są młodzi,  więc po wyjściu byłoby gorzej. Znam tylko jednego gościa w pobliżu który kocha taką robotę. Ashton.
-Nath, tata już długo nie wytrzyma, proszę idź tam - prosiła
-Już idę, gdzie są?
-Koło C7, ale bądź ostrożny, możesz zajść ich od tyłu... -przerwałem
-Już ich widzę i nie panikuj, ja wiem co zrobię
-Nath! - pisnęła do słuchawki
-Co?
-Oni mu przyłożyli pistolet do skroni
Schowałem się za ścianą, Will na szczęście mnie zauważył i wiedział co robić, przez moment przysłuchiwałem się ich rozmowie
-To co staruszku, powiesz z kim jesteś?
-Sam.
-Nie kłam!
-Przyszedłem tylko po coś do auta, panowie spokojnie, możemy to normalnie załatwić - Will próbował się cofnąć, lecz koleś mocniej przyłożył broń do jego głowy
-Mówisz albo giniesz!
-Nie tak prędko - powiedziałem po czym obaj obrócili się w moją stronę. Jeden z nich był przy Willu i on wykorzystując nieuwagę gówniarza przekręcił jego rękę w inną stronę, przez co strzelił swojemu koledze w nogę. Oczywiście udawał twardziela i stał równo na nogach, podeszłem go od tyłu i mimowolnie opuściłem go na ziemię jednym strzełem usypiającym, przecież nie chcemy śladów krwi. Tata Em szybko zareagował i wybił swojemu przeciwnikowi broń z ręki i zaczął ostrą walkę. Chętnie bym popatrzył, ale to nie najlepszy moment. Jednym ruchem położyliśmy go na ziemię i uniemożliwiliśmy jakikolwiek manewr.
-Nathan! Ktoś jedzie! - krzyczała do słuchawki
-Czarne BMW?
-Chyba tak.

-Nooo siema Sykes! - Irwin  wyszedł zadowolony z samochodu
-Tutaj jest jeden - wskazałem - drugi jest przy drzwiach a z tym poczekamy chwilę
-Widzę, że w konkrety idziesz, zaraz zapakujemy  naszych kolegów.

****
Gray został w hotelu, przyda mu się mały opatrunek. Trochę chyba zapomniał jak się bić... Weszliśmy do starego, opuszczonego budynku na co wskazywał obdarty tynk i wybite szyby. Wybiliśmy drzwi i przywiązaliśmy naszych kolegów do krzeseł. Kiedy w końcu obudzili się, stanąłem prosto i uśmiechnąłem się do nich, wyraźnie pokazując nasze zamiary
-Michael, kurwa gdzie ty durniu jesteś - Ashton oczywiście krążył w kółko i co po chwila przeklinał przyjaciela, nie zauważając kompletnie, że tamci się obudzili
-Nie przesadzaj, te gnojki nam nic nie zrobią, a Clifford zaraz będzie, 10 minut temu napisał mi, że był głodny i stanął na McDonaldzie, ale jedzie
-Czemu mi nie powiedziałeś?
-Lubię patrzeć jak kogoś coś denerwuje, a głód kolorowo włosego to chyba normalne
-Czyli nie zdąży na początek - Irwin podszedł bliżej lekko ogłoszonych kolesi i zmierzył ich wzrokiem
-Patrz kto się zjawił - w oknach można było dostrzec czerwone włosy przyjaciela z którymi właśnie kierował się w naszą stronę
-Nooo w końcu! - brunet wymownie spojrzał na chłopaka - a gdzie dla mnie?
-Nie mówiłeś że chciałeś.
-Nie mówiłeś, że będziesz jadł na Macku.
-Dobra, chłopaki koniec tej dziecinady, mamy inną robotę.
-No, tak zapomniałbym - Ashton oparł się o ramię krzesła jednego z chłopaków - to co? Powiecie po co to wszystko?
-Po co? Żebyś nas potem wsypał psom? - syknął jeden z nich na co wszyscy głośno się zaśmialiśmy
-Chyba nie sądzicie, że jesteśmy z jakiejś pomocy policji - nie mogłem powstrzymać śmiechu
-To skąd jesteście?
-Nie stąd, ale radzę nie zmieniać tematu, bo nie po to tu jesteście.
-Nic nie powiemy!
-Nie byłbym taki pewien.
-Widocznie masz problem.
-Ja bym się na twoim miejscu moimi problemami nie przejmował.
-Idioci mnie nie interesują. - młody wiedział jak sprowokować Irwina, bo od razu dostał w brzuch
-To jak? Dalej masz zamiar nic nie mówić?
-Żebyś wiedział!
-To wiedz, że śmierć będzie długa i bolesna.

_________________________________________
Cześć wam! Tak, zgadza się, robimy z Nathana potwora, ale zobaczycie sami, że nie jest tak źle :) Śmierć i zemsta to słowa które będą teraz bliskie. Tak, tak, dopiero 27 rozdział, a mówimy wam, żebyście się szykowali na śmierć jednej z osób :) 

Jest jedną sprawa, nam zależy na blogu i na tym, żebyście jak najczęściej dostawali jak najlepsze rozdziały, pod niektórymi jest nawet 700 wyświetleń za co bardzo dziękujemy!  Ale :) mamy wrażenie, że w ogóle wam nie zależy, nie mówię o jakiś wielkich fanach czy coś, ale nie komentujecie praktycznie w ogóle, co bardzo nas nurtuje :/ A wasza opinia jest bardzo ważna! Pokażcie, że czytacie to ff, że chcecie dalej czytać i dajcie nam motywację do dalszej pracy, dla was to sekunda a dla nas jest to bezcenne :)