.

GRY

niedziela, 31 lipca 2016

Rozdział 33

Emily


Obudziłam się w samolocie. Obok mnie był Nathan, który spał jak zabity. Niechętnie odwróciłam się do tyłu i zobaczyłam jak Rose i Jay śpią do siebie przyklejeni. Patrząc kilka dni wstecz, był to chyba jedyny widok który wywołał na mojej twarzy chociaż mały uśmiech. Reszta właściwie też spała, tylko Siva gadał z kimś przez Skype'a. Znając życie z Nareeshą. Nie miałam ochoty już spać, ale nie miałam też co robić. Nagle dostrzegłam jakiegoś mężczyznę wlepiającego we mnie wzrok. Normalnie to miałabym to w dupie, ale teraz się przeraziłam. Zaczęłam panikować, ręce trzęsły mi się niesamowicie. Jednak coś mi podpowiedziało w głowie NIE. ZAMASKUJ SIĘ. Może na pierwszy rzut oka to dziecinne, ale z drugiej strony, to co miałam zrobić? Spuściłam wzrok, rozpuściłam włosy i nałożyłam kaptur na głowę. Nie wiem jak, ale znowu miałam na sobie bluzę Nathana. Przez moje rozpuszczone włosy, przedzierał się mały widok na tamtego faceta. Miałam szczerą nadzieję, że przestał zmierzyć mnie wzrokiem, ale nic z tego. Nadal przyglądał mi się z zaciekawieniem. Gdyby to było jakiś miesiąc temu to śmiałabym się z tego, jednak teraz można sobie wyobrazić co przeżywałam. Odwróciłam się w stronę okna, kiedy poczułam jak ktoś chwyta mnie za rękę. Odskoczyłam jak poparzona. Szybkim ruchem spojrzałam na osobę siedzącą obok, w całej tej panice zapomniałam że obok mnie siedzi Nathan.
-Wszystko w porządku ? - zapytał z troską w głosie
-Tak - powiedziałam niepewnie, po czym ponownie odwróciłam się w drugą stronę.
Jednak coś dalej mnie niepokoiło. Cały czas czułam czyjś wzrok na sobie. Niechętnie spojrzałam na faceta, który nieustannie patrzył się na mnie. Wtedy coś się we mnie przełamało, delikatnie szturchnęłam Nathana w ramię.
-Co jest ? - zapytał
-Nathan - zasłoniłam twarz ręką, przez co brunet domyślił się co się dzieje - ktoś się na mnie ciągle patrzy.
-KTO? - Sykes nerwowo wstał z fotela, jednak chwyciłam go za koszulkę i pociągnęłam w dół
-Nathan! dobrze się czujesz? Siedź na dupie - popatrzyłam na niego z dezaprobatą
-Który to?
-Uspokój się.
-Emily, powiedz mi kto się na ciebie patrzy. - odwróciłam wzrok od Nathana, żeby przyjrzeć się temu mężczyźnie, jednak kiedy popatrzyłam się w jego stronę, jego nie było.
-Nie ma go - powiedziałam przerażona - nie ma - ton mojego głosu jakby się załamał
-Jesteś pewna, że tam ktoś był?
-Tak, jestem pewna - powiedziałam bez wahania, jednak po chwili namysłu dodałam - nie, nie wiem.
-Hej, popatrz się na mnie - skierował swój wzrok prosto w moje oczy - skup się i zastanów, czy jesteś pewna, że tam ktoś był albo czy ci się zdawało - mówił trzymając moje dłonie
Nie, ja już zwariowałam. Nie odpowiedziałam Nathanowi na pytanie. Schowałam ręce do kieszeni w bluzie, w której i tak się cała topiłam. Naprawdę? Na serio jest ze mną aż tak źle? Żebym sobie wyobrażała jakieś osoby obserwujące mnie? Najgorsze w tym było to, że nie umiałam sobie odpowiedzieć. Patrzyłam się bez celu za okno i szukałam wyjaśnienia na to wszystko. Nie miałam pojęcia czy tam w końcu ktoś był, czy nie. Może mi się wydaje? Nie. Nie. Nie wiem. W gruncie rzeczy nie sądziłam, że byłam aż tak słaba psychicznie żeby moja wyobraźnia tworzyła takie rzeczy. To już było chore i zdecydowanie mnie to dobijało.


****


Wróciliśmy do Londynu. Jednak nadal nie wróciłam do swojego domu. Nie wiedziałam dokładnie dlaczego, Jay wymawiał się, że rodzice przedłużyli sobie wyjazd, ale jakoś w to nie wierzyłam. Za długo to się już ciągnęło. Przez ostanie tygodnie gwałtownie odizolowałam się od innych. Mimo wszelkich prób Rose, Nathana, Jaya i całej reszty, ja nadal chciałam być sama. Każdy dotyk i spojrzenie na mnie wywoływało u mnie złe i obrzydzające wspomnienia. Nie potrafiłam. Nie potrafiłam nikomu spojrzeć w oczy. Każdy mi współczuł i mówił, że wyobraża sobie jak się czuję. Ale tak naprawdę nie wiedział w najmniejszym stopniu jak ja się czuję. Nikt kto nie doświadczy tego, co ja przeszłam, nie będzie w stanie poczuć tego co czuję. Nikt. Wstręt do samej siebie jest chyba jedną z najgorszych rzeczy. Za każdym razem kiedy stawałam przed lustrem, zaczynałam płakać, cholernie płakać. Z bezsilności. Tak, z bezsilności. Bo nie mogłam już z tym nic zrobić i nikt ani nic nie był w stanie mi pomóc. Nie odzywałam się do nikogo. Byłam wrakiem człowieka. Jakiekolwiek uczucia lub emocje względem innych stały się dla mnie nieznane. Jeść to jadłam z przymusu. Jay z Tomem wiernie mnie pilnowali, żebym nie skończyła jak ostatnio. Każdy normalny człowiek byłby za to wdzięczny, ale nie ja. Ja nawet nie zauważyłam tego gestu i nie zwróciłam na to uwagi. Każdego dnia płakałam. Zaszywałam się w pokoju i płakałam. Właściwie już nie istniałam. Psychicznie byłam totalnie zniszczona. Nie potrafiłam sobie z tym wszystkim poradzić. To było za ciężkie.

W nocy ponownie śniły mi się jakieś tępe rzeczy typu męki, okaleczanie, zabójstwa. Byłam już w takim stanie, że zaczęłam krzyczeć przez sen. Oczywiście obudziłam cały dom. Ale problem był w tym, że nikogo do siebie nie dopuszczałam. DOSŁOWNIE. Z nikim nie chciałam rozmawiać, wyżalić się. NIC. Byłam psychicznym zerem. Widziałam jak się wszyscy starali, a ich pełne smutku miny dobijały mnie jeszcze bardziej. Nie chciałam żeby zwracali na mnie uwagę. Wszelkie ich próby, propozycje, zdawały się na nic. Nie chciałam nikogo litości i współczucia. Chciałam zrozumienia. Tamtej nocy, zbiegli się wszyscy, ale oczywiście odpychałam ich. Nie pozwalałam się zbliżyć do mnie, chociaż teraz nawet sama nie wiem czemu. Trudno to wytłumaczyć. Rano przebudzając się czułam się dziwnie. Inaczej niż dotychczas - bezpiecznie. Otworzyłam oczy, żeby zobaczyć przyczynę tego uczucia. Kiedy już widziałam cały obraz, zaniemówiłam. Leżałam wtulona w Nathana, a niedaleko stał Jay grzebiący w komórce.
Od razu odskoczyłam jak poparzona.

-Przepraszam - powiedziałam i spuściłam wzrok
-Nie masz za co przepraszać, chyba nie myślałaś, że faktycznie cię zostawimy tej nocy. - powiedział Nathan
Na sekundę wysiliłam się na mały uśmiech, który był niespotykanym zjawiskiem ostatnim czasem u mnie.
-Skoro młoda wstała i się uśmiecha to może zejdzie łaskawie na dół na śniadanie - Jay patrzył się na mnie wymownie
Chyba pomyliłeś osoby, McGuiness. Już mnie takie rzeczy nie bawią, prędzej doprowadzają do stanu zażenowania
-Nie chcę - szeptnęłam
-A ja nie chcę tego słyszeć! Idziesz na śniadanie i koniec!
-Jay - powiedziałam półtonem
-Co?
-Możesz nie krzyczeć? Nie jestem głodna.
-A mnie to jakoś szczególnie nie interesuje - wzruszył ramionami - gdybym był miękki i pozwalałbym ci nie jeść i bym ci ulegał, chyba wiesz gdzie byś skończyła.
-Przestań. - powiedziałam po czym loczek wyszedł, a zaraz po tym wstał Sykes.
-Nathan - nie wiem co się wtedy ze mną stało, to było dziwne
-No?
-Możesz tutaj ze mną na chwilę zostać? - zapytałam lecz po kilku sekundach ciszy dodałam - albo nie, idź, zapomnij co mówiłam - położyłam się z powrotem na łóżko i odwróciłam się, żeby nie widzieć go, jednak po chwili poczułam jak materac się załamuje po jakimś ciężarem, a z tej racji, że ja ważę tylko 51 kg to poleciałam razem z uginającym się materiałem. Los tak chciał, że widziałam dokładnie co było tego przyczyną. NATHAN.
-Oczywiście, że zostanę - posłał mi tak cudowny uśmiech, że chociaż na chwilę czułam się lepiej.
Chcąc niechcąc, wtuliłam się w niego i na nowo zasnęłam. Spanie stało się chyba moim nowym zajęciem, bo robiłam to w sumie przez większość czasu.


***** kilka dni później

Ubrałam się w ulubiony t-shirt i jeansy. Oczywiście nie zabrakło za dużej bluzy. Zeszłam po schodach praktycznie nie patrząc na nie. Nie myślałam. Widziałam tylko pojedyncze schody, a resztę zasłaniały mi moje włosy, dlatego nie zauważyłam też idącego Nathana z sokiem pomarańczowym. Niestety, ale wpadłam na niego, a cała zawartość szklanki wylądowała na mojej ukochanej koszulce.

-Jezu, Em, przepraszam! - podniósł szklankę - wiem, że kochasz tą bluzkę, oddam ci za nią
-Nie musisz, nic się nie stało - wzruszyłam ramionami i patrząc w dół szłam dalej, jednak usłyszałam donośny krzyk
-Nie! Tego już za wiele! Tak nie będzie! Ja wszystko rozumiem, ale już bez przesady! Kiedyś byłaś zabawną, wredną i pełną energii istotą. A teraz? Nie odzywasz się praktycznie do nikogo, coraz bardziej zamykasz się w sobie. Wszyscy próbujemy ci pomóc, ale ty nawet tego nie potrafisz zauważyć! Cholera jasna Emily! To już za długo trwa! Dobrze wiesz, że masz w nas całkowite oparcie, a ty nawet nie chcesz z nami porozmawiać! Sama chcesz na siłę sprostać sytuacji, ale wiesz co? Chyba ci to nie wychodzi! Jesteś chodzącym duchem po tym domu! OBUDŹ SIĘ! Słyszysz?! Tak być nie może! Proponowaliśmy ci psychologa, terapię, wszystkie opcje jakiejkolwiek pomocy! A ty nic. Wszyscy się staramy i nikt od ciebie nie wymaga całowania nas po stopach, już nawet nie o to chodzi, ale z tobą jest coraz gorzej! Nawet wyniki matury masz gdzieś! Wylałem na ciebie CELOWO ten sok, żebyś chociaż na chwilę wróciła do żywych i się na mnie wydarła, że zniszczyłem ci twoją ULUBIONĄ bluzkę! A ty? Ty nic! Przestań już żyć przeszłością! Ja wiem, że łatwo się mówi, trudniej zrobić, ale chociaż SPRÓBUJ, Fakt, nikt nie mówił, że będzie łatwo i milutko z nami, ale dobrze wiesz, że nikt nie mógł przewidzieć tego co się stało. Wszyscy się obwiniamy za to wszystko, że cię nie dopilnowaliśmy, a w tym najbardziej JA - zobaczyłam w jego oczach ból - bo ja cię miałem pilnować, ale wszystko spieprzyłem i wiem o tym. Ale teraz nie pozwolę ci uciekać od wszystkich i zamykać się w sobie. Nie tym razem.


______________________
C U D
Wróciłyśmy!
Tak, mamy pełno nowych pomysłów weny etc. Mega was przepraszamy za tak długą nieobecność, ale sami rozumiecie - czasami każdy tego potrzebuje. Wbrew pozorom pisanie fanfictiona nie jest takie łatwe jak się innym wydaje, także mamy nadzieję, że nas rozumiecie, kolejny postaramy się dodać szybciej niż przypuszczacie.
Co do Emily, jak sami widzicie jest z nią źle. Zamyka się w sobie, odechciewa się jej istnieć. Nie chce pomocy. Boi się wszystkiego. Mimo prób Jaya, nie reaguje. Można sobie wyobrazić jak bardzo źle z nią jest. Ale uwaga uwaga, Nathan, wrodzona wredota nie wytrzymuje i krzyczy na nią. Co za zmiana, nie? W tej sytuacji doprowadzanie jej humoru na niższy poziom nie cieszy go jak wcześniej. Co będzie dalej? ZOBACZYCIE.

Buziaki xx
J & J

piątek, 20 maja 2016

Rozdział 32

Nathan 

Ta cała prezentacja się już skończyła i na koniec była tylko przemowa tych wszystkich projektantów. Właściwie nic ciekawego. Postanowiłem, że pójdę zajrzeć i zobaczyć jak to wszystko wygląda od "tyłu". Cicho wymknąłem się z tej całej sztucznej dziecinady i chwalenia jak to wszyscy są wspaniali, Ci projektanci, organizatorzy itd. Żeby za ich kasą przypadkiem im do dupy nie weszli. Żenujące, że najważniejsze zaproszone osoby, tak zwani zapatrzeni w siebie i swój majątek egoiści, patrzą tylko na ubrania, a nie zobaczą ile ludzie pracujący przy tym musieli w to trud włożyć. Musieli siedzieć nie raz od rana do wieczora na pełnych obrotach i wszystko dopracowywać, a Ci debile którzy to sobie wymyślili, chodzili tylko i patrzyli jak im idzie i krytykując każdy możliwy szczegół. Akurat modelki zeszły już ze sceny, więc po trochę długich poszukiwaniach, udało mi się wejść na tyły. Właściwie chciałem znaleźć Emily. Po drodze spotkałem zagonioną Rose i na chwilę ją zatrzymałem.
-Nathan, szybko, nie mam czasu. - dziewczyna popatrzyła się na mnie błagalnym wzrokiem
-Gdzie Emily?
-Nie wiem, pewnie gdzieś się przebiera. - powiedziała i zniknęła mi z pola widzenia
No, faktycznie dużo się dowiedziałem, bo ja wiem gdzie ona będzie się przebierać... Nie mając wyboru, zacząłem błądzić między tymi wszystkimi lustrami, przebieralniami, mając nadzieję, że gdzieś dojrzę Gray. Może jej nie spotkałem, ale ujrzałem jej torbę. Szybko podszedłem do niej i postanowiłem, że poczekam na nią, kiedyś w końcu dotrze do swojego skarbu z pamiątkami. Na jej toaletce, czy Bóg wie jak to nazwać, zobaczyłem jakieś pudełko z kokardą i podpisane z jej imieniem. Dziwne, nic jej nie dawałem i z tego co wiem, to reszta też. Obok pudełka był jej telefon, co było bardzo dziwne, bo ona się z nim nigdy nie rozstaje, nawet jak śpi ma go pod poduszką. Otworzyłem kwadratowy przedmiot i nic w nim nie było. Spojrzałem na logo firmy po boku opakowania i miałem wrażenie, że gdzieś ją już widziałem. PRIVY - nie mogłem sobie przypomnieć skąd kojarzę nazwę, odwróciłem pudełko i przeczytałem specyfikację srebrna bransoletka z szczepem GPS. Kurwa! PRIVY to nazwa firmy pracującej dla agentów FBI! Szybko wziąłem telefon do ręki i wykręciłem numer do Jaya
-Jay! Widzisz gdzieś Emily?
-Eeee no nie bardzo, a co się stało?
-Nie ma jej!
-Jak to jej nie ma? - w głosie przyjaciela słychać było widoczne zaniepokojenie
- Przy jej torbie jest telefon i pudełko po bransoletce z PRIVY'A
-PRIVY'A?
-Firma z którą mieliśmy kiedyś biznes, kojarzysz Johna, który na boku sprzedawał nam sprzęt?
-Ta, teraz już kojarzę. - słuchając jego odpowiedzi, z otwartego pudełka wypadła mała karteczka
-Tu jest coś jeszcze - otworzyłem wiadomość i wyszeptałem jej zawartość - Dopiero teraz się poznamy - od razu zacząłem się rozglądać i wiedziałem, że tu jej nie znajdę. - niech Max, Siva, Tom biorą stąd Rose i Kelsey, już!
Razem z Jayem wybiegliśmy przed budynek i rozdzieliliśmy się. Było dosyć ciemno i można było dostrzec tylko przechodzące po ulicy sylwetki. Nagle usłyszałem grzmot i zaczęło mocno padać deszcz. Jeszcze tego mi cholera brakowało. Biegałem tak po ulicy ciągle wykrzykując imię zguby, jednak deszcz zakłócał mój głos Jeżeli coś jej się stanie, nie daruję sobie tego. Miałem ją chronić, ale oczywiście nie. Ja musiałem coś spieprzyć. Gdzie ona mogła pójść?! Nie poddawałem się i biegałem dalej, byłem już cały mokry, ale nie to się teraz liczyło, miałem to kompletnie gdzieś. Biegałem po tych ślepych uliczkach jak jakiś głupi, nigdzie jej nie było. Emily kurwa, gdzie ty jesteś?! Chciałem już się wracać, kiedy dojrzałem jeszcze jedno zadupie. Szczerze? Traciłem już nadzieję, że ona tam będzie, ale im bardziej wchodziłem w jej głąb, tym bardziej miałem wrażenie, że to już koniec. Kiedy wybiegłam zza jednej ze ścian, krew zawrzała w moim żyłach. Wściekłość opanowała całego mnie. Pod ścianą leżała pół naga Emily i cała w siniakach. .Od razu domyśliłem się co się tu wydarzyło. Szybko podbiegłem do niej. Na ręce miała bransoletkę... W oczach miałem łzy.
-Emily! Emily obudź się! - krzyczałem jednak w odpowiedzi otrzymałem tylko głuchą ciszę. Chwyciłem  dziewczynę w ramiona, i lekko obiąłem.
-Obiecuję ci, że dorwę tego kto ci to zrobił i zabije na miejscu - szepnąłem jej do ucha.
Usłyszałem nadjeżdżające auto. W środku siedział Jay. Otworzył szybko okno i zapytał :
-Kurwa, stary co z nią ?
-No a jak cholera myślisz?! - wykrzyczałem - spieprzyłem wszystko, i to po całej linii!
-Wsiadaj, jedziemy do domu - rozkazał Jay, a ja wraz z Emily, którą cały czas trzymałem na rękach wsiadłem do auta.

                                                                 *********
Emily

Otworzyłam oczy. Głowa bolała mnie niemiłosiernie. W sumie to bolało mnie wszystko. Próbowałam wstać, ale jedyne co zrobiłam to cicho jęknęłam. Leżałam jeszcze przez kilka sekund, kiedy usłyszałam że ktoś wchodzi do pokoju. Był to Nathan.
-Emily? - powiedział cicho
-Tak, możesz powiedzieć co się ze mną stało?  - zapytałam
-Emily - powtórzył moje imię, a ja wymownie się na niego popatrzyłam
-Nathan co jest? - zaczęłam się denerwować. Odruchowo spojrzałam na nadgarstek, nie było tam bransoletki od Ryan'a - Gdzie moja bransolet...- nagle wszystko sobie przypomniałam. Ślepa ulica, Ryan i-i....gwałt. Czułam jak serce podchodzi mi do gardła.
-Nath-Nathan, czy on mnie...zg-zgwałcił ? - jąkałam się i do moich oczu wpłynęły łzy
-Przepraszam Em, to wszystko moja wina - powiedział Nathan i schował głowę w ręce
-Nie! To nie może być prawda... Przeżyłam swój pierwszy raz z jakimś zboczeńcem !? - cała się trzęsłam się i mój głos się załamał
-Em..
-Wyjdź! - krzyknęłam, nie mogłam wytrzymać, po moich policzkach zaczęły lecieć gęste i słone łzy.
-Ja..
-Nathan, wyjdź! Nie mam ochoty z nikim gadać - praktycznie zepchnęłam go z łóżka
Zauważyłam że jest bardzo smutny i wściekły. Ale to mnie w tym momencie w ogóle nie obchodziło. Czułam się jak dziwka, jak nic nie znacząca dziwka. Miałam ochotę zniknąć z tego okrutnego świata.
-Jak będziesz czegoś potrzebować to daj znać - powiedział Nathan z wlepionymi w podłogę wzrokiem. I wyszedł. Zaczęłam żałośnie płakać, dopiero teraz poczułam jak bardzo boli mnie podbrzusze. Chciałam umrzeć. Tylko tego potrzebowałam. Nie miałam ochoty już żyć.
Rano obudziłam się cała spocona i ledwo co oddychając. W jednej chwili uświadomiłam sobie rzeczywistość i wczorajsze zdarzenia. W tamtym momencie, pożałowałam, że się w ogóle urodziłam. Przez całą noc śniło mi się, że jestem sama w jakimś pokoju i jakaś niewidzialna dla mnie postać katowała mnie niemiłosiernie. Bałam się, po prostu się bałam. Nigdy nie czułam w sobie takiej pustki. Nie będę potrafiła nikomu spojrzeć teraz w oczy. Miałam obrzydzenie do samej siebie i swojego ciała. Stanęłam przed lustrem i wszędzie miałam siniaki, co jeszcze bardziej odurzało mnie do samej siebie. To było okropne. Tak bardzo szanowałam samą siebie i swoje byłe dziewictwo, po to, żeby jakiś zakłamany koleś zgwałcił mnie najprostszą drogą? Chciałam nie żyć patrząc na swoje odbicie w lustrze. Z każdą chwilą utwierdzałam się w przekonaniu, że lepiej nie istnieć.Przebrałam się w jeansy, koszulkę i bluzę Nathana, która akurat zakrywała większość mojego ciała i zeszłam na dół. Kiedy tylko weszłam do salonu, zobaczyłam chłopaków siedzących w kółku i namiętnie o czymś dyskutując.
-Emily! - krzyknęli niemalże jednocześnie
-Hej - powiedziałam i wysiliłam się na uśmiech, który w żadnym stopniu nie przypominał uśmiechu. Ruszyłam w stronę czajnika, jednak Jay chwycił mnie za nadgarstek i powiedział:
-Siadaj, zrobię ci coś do jedzenia - posłał mi ciepły uśmiech, na co ja przytaknęłam
Ruszyłam w stronę kanapy i usiadłam na jej krańcu.
-Jak się czujesz ? - zapytał Tom
-Okej - odpowiedziałam ciągle patrząc się w podłogę
Tom przytaknął i powrócił do rozmowy z chłopakami. Ja pogrążyłam się w myślach w których sama się już gubiłam. Kiedy stawałam przed lustrem czułam obrzydzenie do samej siebie, nie chciałam już żyć, ale musiałam. Nie mogłam tego zrobić. Nie mogłam się zabić. Nie potrafiłabym. Nie jestem aż tak słaba psychicznie, żeby odbierać sobie życie. Wiem, że kiedyś będą chwile dla których warto żyć, jednak teraz, jedyne czego chciałam to zasnąć i obudzić się kiedy to wszystko się skończy i moje życie wróci do dawnego tonu. Tego potrzebowałam. Żeby ktoś w końcu dał mi pewność, że będę jeszcze normalnie żyć, odcięta chociaż na chwilę od tego cholernego świata. Powoli nie nadążałam już za tym wszystkim co się dzieje. Miałam ochotę zawinąć się w kołdrę i nie wychodzić z pokoju i zakrywać swoje ciało najbardziej jak się da. Czułam pustkę. Cholerną pustkę. Rzeczy które wcześniej budziły we mnie wściekłość, teraz były mi obojętne. Stałam się postacią bez uczuć i jakichkolwiek emocji. Równie dobrze mogło mnie tu nie być. Z toku nigdzie nieprowadzących rozmyśleń wybiło uczucie dotknięcia. Odruchowo w ułamku sekundy zatopiłam swoje dłonie w bluzie, nie chcąc być w jakikolwiek dotykana. Każdy dotyk przyprawiał mnie o mdłości i wspomnienia TAMTEGO DNIA. Wzrok Jaya i Nathana mówił wszystko. Nie rozumieli mnie w najmniejszym stopniu, patrzyli się na siebie pytająco, co budziło we mnie obcość.
-Zjesz coś? - zapytał irlandczyk
-Nie - odpowiedziałam oschle, jednak widząc jego reakcje dodałam szybko - dziękuję - i wlepiłam swój wzrok w ścianę
-Musisz coś jeść.
-Ale nie chce - powiedziałam półtonem
-Emily jedz. - Jay spiorunował mnie wzrokiem.
-Nie.
-Emily!
-Nie krzycz na mnie.
-Nie będziesz się głodzić!
-Ale ja się nie głodzę.
-Zjedz te kanapki!
-Przestań na mnie krzyczeć.
Każda odpowiedź brzmiała u mnie tak samo, same słowa. Nic nieznaczące i bezuczuciowe słowa. Czułam na sobie pytający wzrok innych, że jeszcze się na niego nie wydarłam, ale czując to, chciałam zasłonić siebie jakimś materiałem, byleby nie być widzialna.
-Emily, nie rozumiesz do cholery, że nie możesz nie jeść?!
Nie słuchając w ogóle tego co potem mówił, bezlitosnym i stonowanym krokiem ruszyłam do pokoju Nathana, który stał się na obecną chwilę moim. Zawinęłam się w koc i zamknęłam oczy. Próbowałam zasnąć, jednak za każdym razem kiedy opuszczałam powieki, przez moją wyobraźnię przewijały się najgorsze momenty mojego życia, a ja czułam bezsilność. Chciałam krzyczeć i jednocześnie płakać, ale już chyba nawet tego nie potrafiłam, z każdą minutą czułam coraz większą przeszywającą pustkę.
Do pokoju wszedł Nathan, na co właściwie nie zwróciłam uwagi. Przez pierwszą minutę nie odezwał się słowem, co w sumie trochę mnie zastanowiło i odwróciłam głowę w jego stronę. Był przybity. A jednocześnie z jego oczu można było wyczytać wściekłość. Spojrzał na mnie i chciał coś powiedzieć, ale jedyne na co się wysilił to rozkaz "pakuj się, wracamy". Jednak chyba zapomniał, że to był jego pokój. Niechętnie przeniosłam się korytarz dalej. Normalnie bałabym się sama wyjść, ale teraz wszystko było mi już obojętne. Weszłam do mieszkania bez żadnego cześć i zamknęłam się w swoim pokoju. Kiedy ja pakowałam się, zadzwoniła mama. Spanikowałam i odebrałam nie chcąc wzbudzać podejrzeń.
-Halo?
-Cześć mamo.
-Hej, jak tam?
-Dobrze, a u was?
-Też, kochanie coś się stało?
-Y-y nie, mam zdarte gardło.
-Napewno?
-Tak, przepraszam Cię, ale muszę kończyć, wołają mnie.
-Dobrze, trzymaj się. - bez odpowiedzi rozłączyłam się i schowałam telefon do kieszeni
Wróciłam do dawnej czynności. Spakowałam się w 30 minut. Przebrałam się w wygodniejsze ubrania i ruszyłam po herbatę. Po drodze, ku mojemu zdziwieniu nie spotkałam Rose. W sumie, nawet lepiej, nie chciałam się rozkleić przy niej jak małe dziecko. Po kilkudziesięciu minutach Nathan wziął mój bagaż i schował je do bagażnika taksówki. Na zewnątrz padał deszcz więc przechodząc z recepcji do samochodu zmokłam, a właściwie bluza i kaptur Nathana którą miałam na sobie. Przez całą drogę i lot nie dawałam znaków życia i jakiegokolwiek entuzjazmu pomimo prób innych. Stałam się nikim.


__________________________
Noo nie, że coś, ale przesadziłyśmy z odstępem z rozdziałami. Wiemy, znienawidziliście nas za to co się stało Em. Pisząc już o tym, nie powiemy wam za dużo na ten temat bo wszystkiego dowiecie się w kolejnych rozdziałach. Ale teraz mamy nadzieję, że przekazałyśmy wam wszystko tak jak planowałyśmy i uczucia Emily są dla was jasne, ANYWAY. Z tą przerwą to wyszło grubo haha. W najlepszym momencie wena i wolny czas nas opuścił. Brawa dla nas xx, ale tak serio, to wiemy, że możecie nam mieć to za złe, ale zrozumcie też trochę nas. My wiemy, że rozdziały nie są na najwyższym poziomie, chociaż nie wiadomo jakbyśmy się starały, ale to nasz pierwszy ff więc uczymy się na błędach. Ogólnie rzecz biorąc to rozdział miał być już jakiś miesiąc temu, ale plany dotyczące akcji zmieniały się 32983456 razy. Więc na początku były wieczne zmiany. Następnie w szkole nazbierało się milion spraw i jakoś tak nie myślało się wtedy o blogu bo było pełno innych rzeczy, ale kiedy już wszystko w miarę się uspokoiło i w końcu miałyśmy czas na bloga, to wena stała się dla nas rzeczą nieznaną. Mówiąc skrótem, pisanie ff  jest trudniejsze niż sądziłyśmy na początku. Więc proszę tu bez żadnych fochów haha. Do następnego!

Mamy nadzieję, że tym razem nie tak długo lmao
Buziaki
J & J



niedziela, 10 kwietnia 2016

Rozdział 31

Emily

Obudziłam się rano i zjadłam śniadanie. Właściwie od rana starałam się nie panikować, pokazać, że się nie boję czy mi dobrze pójdzie, próbowałam udowodnić, że jestem twarda. Jednak nie do końca chyba mi to wyszło.
-Emily - Jay szturchnął mnie w ramię - żyjesz? - dopiero teraz zauważyłam, że ciągle patrzyłam się w ścianę
-Eeee no tak.
-Na pewno?
-Mhm.
-Wy z Rose dzisiaj to chyba umieracie nawet po przebudzeniu. - pokręcił wymownie oczami
-Coś jeszcze? - dziewczyna srogo zmroziła go wzrokiem
-Ej dziewczyny, kupić wam coś na uspokojenie?
-Nie, po prostu się zamknij - Jay popatrzył się z wyrzutem na swoją dziewczynę - kochanie - dodała z sztucznym uśmiechem na twarzy

Nie ingerowałam w dalszą wymianę zdań, bo uznałam, że to i tak nie ma sensu. Teraz myślałam tylko o tym żeby wszystko nam dzisiaj wyszło, bałam się niesamowicie. Ten wybieg zależał w większości od dalszego ciągu mojej "kariery". Obawiałam się wszystkiego. W głowie miałam czarne scenariusze, że przewrócę się czy coś i wyjdę na głupią. Nie wiem dlaczego, ale przez kolejne kilkadziesiąt minut siedziałam i patrzyłam się w jeden punkt, nie zwracałam uwagi na resztę, czy ktoś się kłóci, bije czy zabija. Nie. Byłam w innym świecie. Moje myśli to nie było nic innego niż kolejne dzisiejsze wydarzenia. Strasznie się tego obawiałam. Potrzebowałam żeby ktoś mnie czymś zajął, zagadał, chociaż co było praktycznie niemożliwe, ale sama tego chciałam, bo teraz sama siebie wyniszczałam psychicznie. Jeść to jadłam, bo resztki przytomności mi jeszcze zostały, gdyż wiedziałam, że głodzenie się to nie najlepsza droga.  Ale bałam się, najzwyczajniej w świecie się bałam.


*****

-Cześć - przywitałam się z Jeffem 
-O, hej, co tak wcześnie?
-Jak to wcześnie?
-Bo miałyście być dopiero o 12.
-A która jest? - zapytałam 
-11:46 - wpatrywał się w zegarek, sprawdzając jeszcze czy się nie myli - no, czyli nie mam poczucia czasu 
-Widocznie - zaśmiałam się i położyłam torbę na krześle 
-A jak tam? Stresujecie się? 
-Nawet mi nie przypominaj, panikuję jak głupia.
-Ja w sumie to chyba nie jestem lepsza - powiedziała ciszej Rosie
-Ale nie ma się czym przejmować, wszystkie tak się denerwują a niepotrzebnie, wszystko wychodzi genialnie. Prowadzący tylko tak mówi, żeby nic nie poszło źle, bo agencja musi trzymać poziom. Jednak prawda jest taka, że nie ma się co tym przejmować i brać tego do siebie. Jasne, nie żeby mieć wyrąbane, ale wyluzujcie, nie ma się czego bać.
-Nie wiem - pokręciłam głową
-Ale ja mówię serio, uwierzcie mi, że ja wiem lepiej i nie ma co się denerwować. Wyluzujcie, błagam, bo jeszcze mi tu zemdlejcie.
-Nie, aż tak źle z nami to chyba nie jest - powiedziała Rose
-No patrząc na wasze trzęsące się ręce i miny obawiałbym się - teraz popatrzyłam do lustra i sama się trochę przeraziłam
-O Boże, jestem cała blada.
-Nie martw się, makijaż wszystko zamaskuje - Jeff pomachał pędzelkiem w naszą stronę.
-Normalnie już Cię kocham.

Usiadłam na fotelu i grzecznie czekałam i przyglądałam się jak blondyn zamienia moją twarz w istny cud. Wszystkie niedoskonałości, wady znikały krok po kroku. To jest niesamowite jak facet potrafi zrobić takie coś. On obsługiwał pędzel chyba lepiej niż ja. Z każdą minutą na mojej twarzy znajdowało się coraz więcej makijażu, ale jakoś nie miałam nic przeciwko. Wybieg to wybieg. Swoją drogą, przyglądając się wyczynom Jeffa, zapomniałam o całym stresie. Kiedy zobaczyłam efekt pracy mężczyzny, zaniemówiłam. Jego godzina roboty się udała. Wyglądałam jak typowa modelka bez żadnych niedoskonałości.

-Jesteś niesamowity - powiedziałam ciągle nie dowierzając - kiedy ty, facet, nauczyłeś się robić takie coś?
-Kilka lat praktyki - uśmiechnął się w moją stronę - idziemy zobaczyć co tam Marika zrobiła z twoją kumpelą?
-Rose! - chwyciłam się za czoło
-Ej! Bo zniszczysz! - od razu wzięłam ręce z twarzy
-Zapomniałam, że w ogóle tu jest - zaczęłam się śmiać
-Normalnie to bym była zła - zza ściany wyłoniła się brunetka - ale ja też o tobie zapomniałam, więc wybaczam - jej twarz wyglądała idealnie. Jeszcze nigdy nie widziałam jej w tak dokładnym i i profesjonalnym makijażu.
-Dziękuję? - uniosłam brew
-Dobra, dobra. Jeszcze zostały nam włosy.
-Masz już coś wymyślone? - zapytałam
-Nie kochane, to ja tu wybieram jak będziecie uczesane - Jeff wrednie uśmiechnął się w naszą stronę
-Ale my możemy na to wpłynąć - zerknęłam na niego błagalnym wzrokiem - prawda?
-Nie bardzo.
-Nie wierzę - pokręciłam oczami - to co dla nas planujesz?
-Marika! Chodź tu! - wołał dziewczynę
-Co się stało? - podeszła do nas dosyć niska, zgrabna dziewczyna o rudych włosach z miłym uśmiechem na twarzy
-Co planujesz dla dziewczyn zrobić z włosami? - spojrzała na nas i przyglądała się nam przez dłuższą chwilę
-A jakie mają dzisiaj stroje do zaprezentowania?
-Emily tą czerwowna sukienkę do ziemi bez ramiączek i sukienkę do kolan zapinana z tyłu na zamek
-To tu proponuję zrobić piękne fale - podeszła do mnie i zaczęła dotykać moje włosy - a ty Rosie, co masz?
-Jakieś kombinezony czy coś  - wymruczała pod nosem
-To wysoki, prosty kucyk. Rose, co ty na to?
-Jestem za, bo przynajmniej mnie włosy nie będą denerwować.
-Okej, to do roboty. - rozporządził Jeff

Przez kolejne 30 minut Marika wraz z Jeffem układali każdy włos na naszej głowie, żeby był idealny. Czasami faktycznie, rozczesywanie moich włosów nie było najprzyjemniejsze i sam zapach lakieru mnie cofał, ale efekt był niesamowity. Czułam się jak jakaś księżniczka przygotowywana do ślubu, czy coś. Kiedy zobaczyłam przyjaciółkę, sama zaniemówiłam. Zrobili z nas chodzące ideały. Nie da się tego opisać. Stanęłam z dziewczyną w lustrze i nie mogłam się na nas napatrzeć. Odnosiłam wrażenie, że jestem w jakieś idealnej opowieści.


*****

Za kilkanaście minut miał się zaczął cały wybieg i jeszcze chciałam tylko wrócić schować telefon, bo zostawiłam go na widoku. Kiedy przyszłam, zobaczyłam na toaletce kwadratowe pudełko z kokardką i podpisaną Emily G.
Delikatnie je otworzyłam i moim oczom ukazała się prześliczna, srebrna bransoletka ze zwisającymi wzorami. Od razu ją założyłam i zaczęłam się jej przyglądać, jednak nie nacieszyłam się tym długo, ponieważ już mnie wołali. Zamknęłam pudełko, wrzuciłam telefon do torby i uważając, pobiegłam do danego miejsca, nawet nie zastanawiając się od kogo jest. Całą swoją uwagę skupiłam na przejściu tych kilkudziesięciu metrów najlepiej jak potrafię. Te ostanie minuty przed pokazem były mega stresujące. Patrzyłam na modelki przede mną i miałam ochotę zrezygnować. One były 100 razy lepsze ode mnie. Nie wiedziałam co robić czy śmiać się czy płakać, dosłownie trzęsłam się ze strachu i można sobie wyobrazić co ja tam odwalę. Nie mogłam nawet o tym porozmawiać na szybko z Rose, ponieważ była daleko za mną, jedyne co to jak się na nią popatrzyłam, wyczytałam z jej mówiących z daleka do mnie ust chłopaki. Mój wzrok momentalnie przeniósł się na widownie i w pierwszych chwilach dojrzałam ich i nie mam pojęcia jakim cudem, ale byli w pierwszych rzędzie, niedaleko jednych z najsławniejszych projektantów. Jak oni to robią? Nie wiem. W jednej sekundzie nawiązałam kontakt wzrokowy z Tomem i Nathanem, obaj przyjaźnie się uśmiechnęli a ja zniknęłam im z oczu. Były jeszcze 2 dziewczyny przede mną i bałam się cholernie, miałam wrażenie, że nogi się pode mną zaraz ugną. W końcu nadszedł ten moment. MÓJ MOMENT gdzie mężczyzna mówiący kiedy mamy wyjść szturchnął mnie abym już szła. W jednej sekundzie pewność siebie wskoczyła we mnie i pewnym krokiem w rytm muzyki ruszyłam na wybieg. Czułam na sobie przeszywający wzrok wszystkich. Zapomniałam wtedy o całym stresie i niepewności, które towarzyszyły mi od początku dnia. Patrząc się ciągle w jeden punkt godnie szłam przed siebie, jednak kątem oka widziałam jak chłopaki i reszta osób z pierwszego rzędu mierzyła mnie wzrokiem. To było niesamowite uczucie, którego nie da się opisać. Myślałam, że zaraz zacznę skakać ze szczęścia. Skończyłam pierwszą swoją część i sama nie wierzyłam, że to zrobiłam. Kiedy zeszłam ze sceny, z wrażenia wypuściłam całe powietrze z płuc. Do mojej świadomości jeszcze nie doszło, że od tak to zrobiłam.

-I co? - Jeff chwycił mnie za rękę - Takie trudne to było?
-Wbrew pozorom, samo przejście nie.
-Ale dałaś radę i było genialnie. - szczerze uśmiechnął się w moją stronę.
-Poczekaj - chwyciłam sukienkę i podbiegłam to stresującej się przyjaciółki, ponieważ wiedziałam co czuje.
-Hej, nie stresuj się. Będzie wspaniale. Dasz radę. Ja dałam to ty tym bardziej. Nie myśl o całym stresie, tylko daj się ponieść chwili, bo to twoja chwila. - patrzyłam się prosto w oczy Rosie i widziałam, że na jej twarzy wymalował się uśmiech i zaraz się popłacze - tylko bez żadnych łez, bo Marika tego w te 10 sekund nie poprawi.
-Dziękuję - powiedziała i zniknęła za ścianą. Ja jeszcze zostałam na miejscu, żeby zobaczyć chociaż ułamek jej przejścia. I dała radę. Jak najbardziej, a Jay to chyba anioła zobaczył bo z małpim uśmiechem przyglądał jej się i nie mógł przestać. Patrzyłabym dłużej na tą chwilę, ale sama musiałam się iść szybko przebrać, bo miałam tylko niecałe 7 minut. W mgnieniu oka zmieniłam kreację i poddałam się poprawkom Jeffa moich włosów i twarzy. Za drugim razem podeszłam do całej sprawy luźniej i bez żadnego stresu przeszłam swoje. Nigdy nie sądziłam, że aż tutaj zajdę. Myśli o takim czymś to były tylko marzenia, ale jak widać marzenia się spełniają, a chwila w której dochodzą do skutku jest najpiękniejsza ze wszystkich. Po całym wydarzeniu musiałyśmy tylko przejść jeszcze raz z wszystkimi modelkami i miałyśmy jakieś 30 minut wolnego, ponieważ projektant naszych ubrań miał swoją przemowę, a potem wraz z organizatorem chcą z nami pogadać. Korzystając z okazji przebrałam się w swoje ubrania i zmieniłam buty na wygodne adidasy. Nigdy tak bardzo nie chciało mi się pić, dlatego przybiegłam po nią do torby, jednak przy moim nieogarnięciu rano, zapomniałam jej spakować. Niestety nie miałam innego wyboru, jak szybko pobiec do sklepu, do którego było jakieś 5 minut piechotą. Nawet nie brałam kurtki bo myślałam, że będzie ciepło i sama koszula mi wystarczy, ale oczywiście ja,  nie mając poczucia czasu i klimatu, wybiegając tylnym wyjściem zderzyłam się z zimnym powietrzem, ponieważ było już ciemno, więc co się dziwić. Dobra Emily, nie ma czasu się wracać, biegniesz. I w sumie tak zrobiłam, widziałam właściwie tylko świecącą się lampę przy ulicy. W końcu wybiegłam z tak zwanego zadupia i już chciałam się rozglądać za sklepem, jednak z kimś się zderzyłam. Nie miałam czasu zobaczyć kto to, ponieważ ta osoba zaczęła ciągnąc mnie w ślepy zaułek. Zaczęłam się szarpać i krzyczeć, lecz nikogo nie było i zakapturowana postać zatkała mi usta rękami. W końcu ruch zaprzestał, a ja poczułam jak zostałam dosyć gwałtownie przybita do ściany, co mnie trochę ogłuszyło. Nieznana mi postać niebezpiecznie blisko się do mnie zbliżyła, że poczułam jej oddech na szyi. Chciałam się bronić, ale nie miałam sił, zbyt mocno zaczęła mnie głowa boleć.
-Cześć kochanie - mężczyzna zdjął kaptur i w resztkach światła ujrzałam jego twarz
-Ryan? - zapytałam załamującym się głosem, ponieważ zaczynałam się coraz bardziej bać.
-Powiedzmy - powiedział z satysfakcją - pewnie zadajesz sobie pytanie co się dzieje? Hmm jakby Ci to wytłumaczyć - nie miałam zamiaru słuchać jego opowieści dlatego małymi siłami uderzyłam go kolanem go w krocze, przez co na chwilę zgiął się w pół, już chciałam się wyrwać i udać do ucieczki jednak, tym razem mi się to nie udało, ponieważ ze zdwojoną siłą zostałam przybita do ściany, co jeszcze bardziej mnie osłabiło.
-Jeszcze raz, a oszpecę Ci tą słodką buźkę - po jego słowach zrobiło mi się słabo i moje ręce zaczęły drgać
-Podobno mnie kochałeś - popatrzyłam mu się z bólem w oczy, chcąc wzbudzić w nim jakiekolwiek poczucie winy, ale zobaczyłam tylko ten tępy uśmieszek i uświadomiłam sobie, że go nie znam i to nie ta sama osoba z którą spędzałam czas.
-Przyznaję, wycwaniłem się brakiem umiejętności aktorstwa, poszłoby łatwiej z inną, ale ty byłaś nieugięta co przeszkadzało mi w celu. Nie interesowałaś się mną i gdyby nie to, nie skończyłabyś tak teraz, tylko przywiązana do krzesła co jest chyba łagodniejsze. A i tak dla twojej świadomości, ta bransoletka to ostatni prezent jaki chyba dostaniesz, mam nadzieję, że się spodobał, a szczególnie gwiazdeczka w której jest GPS. Gdyby nie to, nie wiedział bym gdzie jesteś. - nie zdążyłam mu odpowiedzieć, ponieważ on rozpiął jednym ruchem guziki od mojej koszuli i zaczął rozpinać moje spodnie. Szarpałam się resztkami sił, próbując uniknąć najgorszej rzeczy, ale nie mogłam nic zrobić, był silniejszy i z moich oczu popłynęły łzy. Teraz nie marzyłam o niczym innym, aby umrzeć. Ryan z każdą chwilą pozwalał sobie na coraz więcej, a ja złamanym głosem prosiłam, aby przestał, ale on tym bardziej zaczynał mnie całować. Starałam się zaprzestać temu chociaż na ułamek sekundy, bo z każdą chwilą czułam coraz większe obrzydzenie do siebie. Nie tak miał wyglądać mój pierwszy raz. Płakałam cały czas i poupadałam na nogach. W końcu nie potrafiłam już stać i zsunęłam się po ścianie, co tylko niestety ułatwiło sprawę temu dupkowi. Moje oczy było pokryte łzami, przez co nie widziałam kompletnie nic, jednak usłyszałam dźwięk paska i jeszcze bardziej moje oczy zapełniły się łzami. Poczułam jego dotyk na moich plecach i w tamtej chwili prosiłam o śmierć. Moja głowa odczuwała wszystko ze zdwojoną siłą i moje powieki stawały się coraz cięższe. Naraz jakikolwiek dotyk lub muśnięcie znikło, nie miałam pojęcia co się stało, jedyne co usłyszałam to mocny huk i zraz po tym moje oczy zamknęły się.


_______________________
Cześć wam :) Jakie odczucia? Wiemy, jesteśmy okropne. Ryan robi najgorszą rzecz jaka chyba istnieje głównej bohaterce :/ I nie liczcie na happy end xx Nie będziemy się rozpisywać, bo jeszcze coś ujawnimy. Teraz czekamy na wasze komentarze w którym mamy nadzieję, że napiszecie co myślicie i czego się spodziewacie :) Do następnego! 
A, i pozdrawiamy dziewczynę o imieniu SHIHI która miała nosa do Ryana :D

Buziaki xx
J&J



piątek, 25 marca 2016

Rozdział 30

Emily

Od rana w mieszkaniu było duże zamieszanie, zakupy, porządki, szukanie i mało czasu. Przyznaję, zaspałam tak jak i Rose i oczywiście ten pajac nic nie zrobił żeby mnie obudzić. Z snu wyrwał mnie dźwięk telefonu, właściwie smsa.

Jeszcze się zobaczymy słońce. 

Aha, aha, fajnie. Ktoś nieświadomie myli numery, gdybym była miła napisałabym, że nie ma mnie za wybraną osobę, ale jakoś o tym nie pomyślałam rano. Wtedy chciałam tylko udusić dwóch chłopaków którzy byli w salonie. Jak się okazuje, oni też spali. Będąc cholerną wredotą, wzięłam dwa kubki lodowatej wody i w tym samym czasie wylałam im na twarz.
-Ej! - wyrwali się jak oparzeni z kanapy i z wyrzutem na mnie patrzyli - pojebało Cię?
-Tak słodko spaliście, że musiałam wam przerwać - założyłam włosy za uszy i wróciłam obudzić przyjaciółkę
-Nie! - Jay chwycił mnie za ramię - Daj mi ją obudzić - nie dał mi próby odpowiedzi, ponieważ sam po cichu wparował do jej pokoju i zamknął za sobą drzwi.
Bez zastanowienia zaczęłam siebie ogarniać, dzisiaj pierwszy dzień męki. Kiedy już odpowiednio się ubrałam, zajęłam łazienkę i zaczęłam się malować. W progu drzwi stanął Nathan i uważnie mi się przyglądał, każdy ruch, spojrzenie, jakby miał nad tym kontrolę i zapisywał w głowie.
-Książkę piszesz czy co? - zaśmiałam się kontynuując dawną czynność
-Nie.
-To co mi się tak przyglądasz?
-Bo lubię. - jego wzrok dosłownie przeszywał całą mnie, a ja nie mogłam przestać się głupio uśmiechać, bo jego postawa najzwyczajniej w świecie mnie bawiła.
-A mógłbyś się przynajmniej ubrać? - dopiero teraz wrócił do żywych i dostrzegł, że nadal nie ma na sobie koszulki.
-Jak będę chciał.
-Super, fajnie, ale ja bym wolała żebyś się ubrał, bo pomożesz mi w zakupach, bo z Jayem opróżniacie naszą lodówkę w jeden dzień.
-Życie - wzruszył ramionami - po kilku miesiącach życia z nami powinnaś się przyzwyczaić.
-Przyzwyczaiłam się, ale też nauczyłam, że trzeba was za to wykorzystywać.
-Czyli?
-Jedziesz ze mną, taka kara Ci nie wystarczy? - wyminęłam go w drzwiach i w kilka sekund wzięłam wszystko co potrzebne. - Masz zamiar iść bez tej koszulki?
-A czemu nie? Nie podoba Ci się?
-Moje zdanie to chyba nic w porównaniu z tym, że jakieś dziewczyny będą za tobą chodzić po całym sklepie i traktować jak jakąś gwiazdę.
-To chyba dobrze, nie?
-Nie do końca, bo nie dadzą Ci spokoju przez kilka godzin.
-Ale przynajmniej będę miał jakieś laski przy sobie.
-Niekoniecznie ładne.
-Przekonałaś mnie. - wziął z torby pierwszy lepszy T-shirt i założył go na siebie


Stał się cud i Nathan podczas moich ekspresowych zakupów grzecznie wszystko nosił i dawał wrażenie idealnego znajomego. Czasami jest jak przyjaciel, ale to czasami. Nie sprzeciwiał się niczemu, rozmawiał ze mną jak człowiek, przepuszczał mnie w każdych drzwiach, co nieźle mi w głowie miesza. Już sama nie wiem co o nim myślę. Głupieję przez niego, przysięgam. Coraz częściej wydaje mi się, że jednak mogę mu zaufać i obroni mnie w każdej sytuacji, ale już nie jako "ochroniarz",  jako bliska mi osoba.


***


Po zakupach wparowałam do mieszkania i zarządziłam stan wyjątkowy.
-Siadać wszyscy na szanownych czterech literach - uderzyłam zakupami o blat - słuchać mnie i Rose uważnie - stanęłam wraz z przyjaciółką w dobrze widocznym miejscu - przez kilka kolejnych dni, nie będzie nas praktycznie przez większość czasu 
-Prawdopodobnie będziemy wracać do domu żeby coś zjeść i iść spać - dodała Rose - i żeby było jasne - pogroziła palcem - żadnych imprez, wódek, burdelu, NIC. Jak wracamy do domu to ma być porządek i cisza.
-Więc w waszym wypadku, najlepiej będzie jak powrócicie do swojego poprzedniego lokum. Nie, że wam nie ufamy, ale wiemy, że zachowujecie się czasami jak zwierzęta - skwitowałam ich wzrokiem  - więc odbieracie nas i zawozicie, bo chyba od tego tu jesteście.
-Widzisz stary, zrobiły z nas swoich służących - Jay schował twarz w dłonie, a Nathan zaczął się śmiać.
-Ja mówię serio - popatrzyłam się na nich - przez te kilka dni będziemy cholernie zmęczone i wkurzanie nas wtedy skończy się wojną, na wybieg nie musicie iść, bo pewnie nie chcecie.
-Kto tak powiedział? - Sykes oczywiście mi przerwał
-A chcesz iść?
-Dużo dziewczyn w sukienkach i tego typu rzeczach, więc raczej warto - uśmiechnął się tępo w moją stronę i z Jayem zaczęli gadać coś na boku
-Idioci - pokręciłam oczami.
-Ale wracając - Rose podniosła głos i wrogo spojrzała na swojego chłopaka przez co ja z Nathanem o mało co nie wybuchłam śmiechem - ja was błagam, dajcie nam przez te kilka dni święty spokój, bo to jest dla mnie i Emily mega ważne, chcemy żeby wszystko się udało, jasne?
-Koniec tego zebrania? 
-Nie. Kwestia lodówki. Możecie jej używać, ale my też będziemy chciały coś zjeść jak będziemy wracać i nie mówię tu o mleku i piwie. NIE. My mamy kupione jogurty, warzywa, owoce itd i chcemy żeby chociaż połowa została. A teraz dupy rusz i sprzątać swoje rzeczy z ziemi i łazienki, my idziemy do kuchni. ŻEGNAM. - powiedziałam i zniknęłam z Rosie za ścianą.
-Jak myślisz? Posprzątają to czy walną do torby? - wypaliła
-Zdecydowanie jebną do torby, ale ważne, że my będziemy mieć porządek.
-I smród na dwa kilometry, nie?
-To robota bardziej w stylu Maxa żeby waliło na kilometr, więc może nie musimy się tym martwić - wybuchnęłam śmiechem.

Szybko jeszcze wszystko ogarnęłyśmy i kazałyśmy się zawieźć do agencji. Normalnie to byśmy same zaszły, ale nie miałyśmy już dużo czasu. Budynek był duży, a my w tym tłumie ledwo co się dostałyśmy na dane miejsce. Było to duże pomieszczenie i pełno w nim kobiet chodzących w metrach zawieszonych na szyi, modelki przymierzających już swoje kreacje i projektantów którzy wszystko komentowali.
-Przepraszam, a kim wy jesteście? - podeszła do nas szczupła kobieta o długich, kręconych, blond włosach oraz trzymała teczkę z papierami w rękach. Przez chwilę zgłupiałyśmy i nie wiedziałyśmy obie co mamy odpowiedzieć, jednak kobieta bacznie nam się przyglądała i mówiła dalej - to wy wygrałyście udział w wybiegu?
-Tak - odpowiedziałam pewnie i uśmiechnęłam się do blondynki
-Jak się nazywacie?
-Rose Jenner i Emily Gray - kobieta zaczęła przewracać kartki i pilnie coś zaznaczać
-Faktycznie, chodźcie za mną.
Grzecznie ruszyłyśmy za nią rozglądając się wokoło i przyglądając się innym. Każdy był zajęty swoją pracą i nie zwracał uwagi na resztę, biegał, pisał i notował. Można było się domyśleć, że wszyscy chcą aby wyszło idealnie. Doszłyśmy do wybranego miejsca, gdzie czekał na nas jakiś mężczyzna.
-Poznajcie Jeffa, będzie się wami zajmował aż do wybiegu.
-Cześć, jak macie na imię? - powiedział z uśmiechem na twarzy
-Ja jestem Emily - odwzajemniłam uśmiech
-A ja Rose, ale mówią na mnie czasami Rosie.
-Super, mnie już znacie. Ale nie będę nudził i przejdę do rzeczy. Musicie wiedzieć, że czeka was dużo pracy i lenistwa nie tolerujemy. Macie się przyłożyć i postarać, ale nie zniechęcajcie się, będzie fajnie. Jestem prawie pewien, że jak wam dobrze pójdzie zostaniecie zauważone przez kogoś. Nowy Jork otworzy wam drzwi do sławy, przygotujcie się na to. Ale teraz musicie przymierzyć wszystkie kreacje jakie macie zaprezentować, każda ma po 3 więc do roboty. - powiedział i wręczył nam wieszaki z ubraniami.

Przysięgam, ten dzień był mega wyczerpujący. Przez kilka godzin męczyli nas bez przerwy. Obróć się, przejdź 5 metrów, ubierz to, zdejmij to, przebierz się, przynieś to, podaj to, załóż to itd. W pewnym momencie Rose już nerwy puściły i w końcu się zapytała czy istnieje tutaj coś takiego jak przerwa obiadowa. Dzięki Bogu wypuścili nas na pół godziny na lunch. Chyba nigdy 4 godziny pracy mnie tak nie zmęczyło jak dzisiaj. Może brzmi to wszystko banalnie, ale w praktyce bardzo wyczerpuje. Kiedy wróciłyśmy kazali nam jeszcze 5 razy wszystko przymierzyć i dokładnie wszystko sprawdzić z nimi. Atmosfera była bardzo miła i Jeff był przezabawny, ale to nie zmienia faktu, że padałam na zbitą twarz. Niestety jutro nie zapowiadało się lepiej. Nie zdziwię się jak nie będę jutro czuć własnych nóg. Z góry nam oświadczyli, że będziemy ćwiczyć chodzenie i sposób prezentowania się i ubrań, które są najważniejsze. Trzymali nas w agencji jeszcze kolejne 3 godziny, aż w końcu pozwoli nam iść do domu. W tamtym momencie dziękowałam Bogu, że ubrałam swoje ukochane Superstary i nie zrobiłam sobie odcisków. Gdybym wzięła baleriny to bym chyba sobie nogi odgryzła. Koniec końców szczęśliwie doczekałyśmy się na Jaya, który zawiózł nas do mieszkania. Przekręciłam klucz w drzwiach i zaświeciłam światło. Modliłam się żeby nie zastać w nim hałasu, bo moja głowa by tego nie wytrzymała i przypuszczam, że Rose też.
-Cisza - odetchnęłam - cisza, piękna cisza, Rose, słyszysz ty to?
-Tak i nie chcę tego niszczyć - weszłam do kuchni i oświeciłam światło i o mało co zawału nie dostałam.
-W killera się bawisz? - powiedziałam do Nathana opartego o blat i pijącego herbatę z telefonem w ręku
-Jak jesteś głośno źle, cicho też źle.
-To mogłeś chociaż się odezwać.
-Nie słyszałem, że przyszłyście.
-No tak, bo telefon życiem.
-Odezwała się uzależniona od swojego - skwitował mnie wzrokiem
-Śpisz u nas? - zapytałam kiedy usłyszałam, że Rose zajęła mi łazienkę
-Tak.
-A Jay?
-Poszedł po piwo do nas.
-Zrobiłeś coś do jedzenia?
-Nie - powiedział wymownie jakbym zapytała o coś niemożliwego..
-No, przecież głupio się pytam... - pokręciłam oczami i pożałowałam, że zapytałam się o tak oczywistą rzecz.
Wzięłam jakieś warzywa z lodówki i zrobiłam kilka kanapek dla siebie i dla przyjaciółki. Nie miałam zamiaru na nią czekać dlatego zjadłam swoje a jej odłożyłam do lodówki i kazałam Nathanowi jej o tym powiedzieć. Kiedy łazienka się zwolniła, zajęłam ją bez zastanowienia. Nalałam do wanny pełno wody i moczyłam się w niej chyba z 30 minut. Umyłam się i doczołgałam się do pokoju. Byłam tak cholernie zmęczona, że zasnęłam chyba w sekundę, na samą myśl o jutrze już zasypiałam.
Kolejny dzień był faktycznie wyczerpujący tak jak się zapowiadał, po raz pierwszy znienawidziłam szpilki, a moje i Rose nogi odmawiały posłuszeństwa. Przez kilka godzin przebierałam się i prezentowałam kreację w każdy możliwy sposób. Chodziłam tam i z powrotem chyba sto razy tak jak i inne dziewczyny. Widziałam, że każda była wyczerpana. Prowadzący to wszystko straszył i ostrzegał nas z tysiąc razy, jednak Jeff po tym wszystkim wyśmiewał go i podnosił nas na duchu. Gdyby nie on, chyba bym się tam posrała ze strachu. Wszyscy wokół są bardzo wymagający, ale to dobrze. Tego dnia Bóg ich chyba nawiedził bo wypuścili nas o 1,5 godz wcześniej z pretekstem "Odpocznijcie przed jutrem". Podejrzewam, że sami mieli dość tej ciągłej pracy od południa. Ale wtedy już to się nie liczyło. Liczył się kolejny, decydujący dzień. DZIEŃ WYBIEGU.

_______________________________

Cześć wam :) Co sądzicie? Podoba się czy raczej nie? Piszcie, chętnie poczytamy co myślicie. Kolejny rozdział dodamy chyba jakoś tak za tydzień, więc sprawdzajcie.

Buziaki xx
J & J





wtorek, 8 marca 2016

Rozdział 29

Emily

-Przejdę do rzeczy, nie planowałem tego, ale chyba się w tobie zakochałem. - kiedy usłyszałam to co powiedział, o mało co nie wyplułam kawy, której się właśnie napiłam
-Że co? Jak? Przecież my się praktycznie nie znamy. Jak? Powiedz mi jak. Jak? - nie mogłam zrozumieć co się stało, mój mózg prawdopodobnie przeżywał teraz eksplozję, bo nic kompletnie nie rozumiałam
-Normalnie - popatrzył mi się głęboko w oczy, próbując wyraźnie coś z nich wyczytać, ale jedyna rzecz którą miałam ochotę zrobić, to zacząć się śmiać.
-Nie obraź się, ale to nielogiczne - minimalnie spoważniałam - nie znamy się długo, nie spędzamy jakoś szczególnie razem dużo czasu, przepraszam, ale nie mogę tego zrozumieć, naprawdę.
-Ja wiem, ale widzę w tobie to coś, coś co rozjaśnia każdy poranek, czuję, że poznałem dziewczynę moich marzeń - mówił to z takim zapłonem, że musiałam mu przerwać, bo wyglądało to jak z filmu
-Przyznaj się, oglądałeś ostatnio dużo komedii. - parsknęłam śmiechem i na początku popatrzył się na mnie jak na idiotkę, ale potem wrócił do poprzedniego tematu 
-Nie - mój wzrok skierował się na niego i mówił sam za siebie - no dobra, może trochę, ale nie o to chodzi, wiem, nawet jestem pewien, że Cię kocham - mówiąc to dotknął palcami mojej dłoni, na co momentalnie zareagowałam i położyłam rękę na kolanie
-Ryan, nie byłabym taka pewna, trzeba umieć rozróżnić zakochanie od zauroczenia.
-I ja to robię doskonale, bo wiem, że jesteś ta jedyna.
-Nie Ryan, to niemożliwe.
-Emily, proszę Cię, daj mi szansę.
-O czym ty mówisz?
-Daj mi spróbować Cię uszczęśliwić.
-Nie, ty nie rozumiesz. Ja Cię nie kocham, jesteś dla mnie tylko znajomym.
-To ty mnie nie rozumiesz, ja zasługuję na to, Emily. - patrzył  mi się w oczy z nadzieją, jednak widziałam, że nie do końca o to chodzi, jego wyraz twarzy wydawał się trochę niewiarygodny - proszę Cię, bądź moją dziewczyną.
-Nie. Nie potrafiłabym. Nie mogę być z kimś kogo nie kocham.
-Ale daj mi sprawić żebyś pokochała!
-Koleś, czy ty rozumiesz słowo NIE? - wstałam
-Daj mi tą szansę, proszę.
-Nie Ryan, nie lubię jak ktoś mnie męczy i to jeszcze takim tematem, więc jeżeli chcesz, żeby nasze relacje nie uległy pogorszeniu, to tym razem ja proszę, SKOŃCZ.
-Emily, ale ja nie mogę, nie wiem co będzie, jeżeli się nie zgodzisz - mówił poważnym tonem. Nie wierzę. Jeżeli by mu serio zależało to by odpuścił. Nie krzyczałam, ale mówiłam poważnie. Nie czuję nic do niego i praktycznie go nie znam, on ma chyba nierówno pod sufitem jeżeli uznał, że mu się rzucę w ramiona.
-Przestań.
-Boisz się związku?
-Nie! Chyba nie rozumiesz słowa związek. To relacja między dwoma osobami które się KOCHAJĄ. A w tym przypadku jak chyba jeszcze nie zauważyłeś, tak nie jest. Mówię ostatni raz, żebyś przestał, bo uwierz, że nie lubię jak ktoś się narzuca.
-Emily, wiem, że nam się uda.
-Masz coś ze słuchem, czy jesteś może chory?
-Emily, zastanów się..
-Ale tu nie ma nad czym - powiedziałam nieco spokojniej, lecz on chwycił mocno mój nadgarstek jakby nie chciał żebym mu uciekła - puść mnie.
-Emily, przemyśl to. - jego ręka poluzowała uścisk mojej dłoni, przez co miałam szansę ją szybko wyrwać
-Nie, to ty się odwal. - popatrzyłam mu prosto w oczy i zobaczyłam w nich złość i przysięgam, że pierwszy raz się spotykam z taką sytuacją - i nie pisz, nie dzwoń, bo stracisz tylko czas.
-Ale wiem, że będzie warto.
-Warto, to będzie skończyć tą znajomość.
-Nie!
-Posłuchaj, nie zmusisz mnie i koniec. To moja decyzja, którą radzę przyjąć do wiadomości i zrozumieć, że jakoś nie bardzo chcę Cię już znać.
-Przemyśl to...
-Przemyślałam. Dlatego żegnam raz na zawsze i zejdź mi z drogi.

Biegiem wyszłam z budynku i szybkim krokiem ruszyłam do domu. Co on sobie wyobraża? Że, jak gadamy raz na kilka dni i to w stylu co tam, co robisz, jak się czujesz, to ja o nim pomyślę na poważnie czy coś? On jest jakiś chory! Serio, nie rozumiem, jak można być takim głupim i lekkomyślnym. Czy on naprawdę sądził, że ja znając go tyle i mając go za znajomego będę chciała z nim być? Przepraszam bardzo, ale nie mam 13 lat, żeby wkraczać w tak bezsensowne związki. Mam w końcu tą 19-stke i będę się z kimś wiązać na poważnie, a nie próbować jak dzieciaki, które uważają, że będąc z kimś są uważani za dojrzalszych. Nie no, nie rozumiem, jak można być tak tępym! Przecież on mnie cholera nie zna! Gdybym grała w jakimś serialu, widzowie padliby ze śmiechu. Jego podejście i reakcja to poziom podstawówki, jak nie przedszkola. Błagam, niech ktoś w końcu dorośnie i będzie chociaż w połowie dorosłym mężczyzną, a nie debilem. Czy to aż takie trudne? Jest w moim wieku, może o miesiąc młodszy, ale żeby być tak głupim to już przesada. Nie chciałam, żeby to się tak skończyło, bo na początku wydawał się być bardzo miły i sympatyczny i myślałam, że się będziemy dogadywać, ale jak widać, nawet tutaj się pomyliłam. 

Wbiegłam do mieszkania i znieruchomiałam. Moim oczom ukazała się MOJA ROSIE całująca się  z Jayem. Kiedy zobaczyli mnie w progu, odskoczyli od siebie poparzeni i dziewczyna speszona schowała się za chłopakiem.

-Too nie tak jak myślisz - wypalił pierwszy Jay
-Będziesz się długo tłumaczył. - stanęłam prosto przed jego twarzą i nie urywałam z nim kontaktu wzrokowego.
-Emily, bo.. bo ja... bo my..
-Przyjacielu masz przejebane - mówiłam poważnym tonem, nasz wzrok cały czas się nie urywał. Cisza trwała wieki, żaden z nas się nie odzywał. Jay patrzył mi się prosto w oczy i próbował coś zrozumieć, był mega zakłopotany i nie miał pojęcia co powiedzieć. Nie mogłam już wytrzymać i dalej trzymać go w niepewności - Zranisz ją, a pożegnasz się z kilkoma organami.
Chłopak popatrzył się na mnie jak na kosmitę. Mrugał oczami chyba przez kilkadziesiąt sekund i chyba nie dowierzał w moje słowa.
-A ty tak na serio? - zapytał
-Tak - zaśmiałam się - a co myślałeś?
-Że wydrzesz się na mnie i Bóg wie co będziesz robić. Przeklinać mnie z tysiąc razy i mówić, że na nią nie zasługuję, i że chce ją wykorzystać albo coś.
-A masz taki zamiar? - spojrzałam na niego poważnie śmiertelnym wzrokiem
-Nie!
-I radzę się tego trzymać - zmroziłam go wzrokiem i wybuchłam śmiechem
-Ty chyba sobie żartujesz...
-Nie - parsknęłam - przyjaźnimy się i ja Ci ufam, wiem, że nic jej nie zrobisz - popatrzyłam się na rozbawioną brunetkę - no, przynajmniej mam taką nadzieję.
-Jest w najlepszych rękach - dziewczyna podeszła do swojego chłopaka i czule się do niego przytuliła.
-A kiedy mieliście zamiar mi powiedzieć?
-Chcieliśmy jak najszybciej... Nie mieliśmy zamiaru tego przed Tobą ukrywać.
-Tak  tak, gdybym teraz nie wparowała do mieszkania Bóg wie kiedy bym się o tym dowiedziała i co by się to działo.
-No ej, bez przesadyy...
-To jest niesamowite, że mam ochotę się na kimś wyżyć, a kiedy wchodzę i się z wami spotykam humor mi wraca - zaśmiałam się pod nosem, faktycznie nie mogłam w to uwierzyć - i jeszcze wy, jak na 2 godziny za dużo wrażeń.
-Co? - Jay stał się trochę zdezorientowany
-A szkoda gadać - machnęłam ręką kiedy Rose wyszła z twarzą trupa z kuchni. Patrzyła się raz na mnie, raz na loczka siedzącego obok.
-Emily, kiedy miałaś zamiar mi powiedzieć o tych smsach? - tym razem ja zbladłam i nie wiedziałam co odpowiedzieć.. Na moje nieszczęście od kilku tygodni ktoś do mnie pisze z tekstami typu Co tam u Ciebie maleńka? Jesteś gotowa? Dlaczego nie odpisujesz? Kochanie, mam ochotę. Bądź dzisiaj wieczorem. W sumie, uznałam to za pomyłkę, bo numer był mi nieznany i nie odpisywałam. Jakoś nie zwracałam na to uwagi, ale oczywiście zapomniałam je usunąć. Nie chciałam, żeby ktoś o nich wiedział. Pewnie zaczęliby panikować i tylko mi robić wyrzuty. Faktycznie, trochę się zaniepokoiłam, ale szybko doszłam do wniosku, że albo ktoś ma zły numer, albo sobie jaja robi. Nie wygląda to na jakieś pogróżki. Mam to gdzieś i tyle.
-To pewnie jakieś żarty, albo ktoś przekręcił numer i nawet o tym nie wie... - mówiłam wymownie
-Nie wydaje mi się.
-Roseee, daj spokój, nic się nie dzieje, to jakaś pomyłka, nic więcej- kiedy ja się tłumaczyłam dziewczyna przeglądała z chłopakiem wcześniejsze wiadomości i co chwila patrzyli podejrzanie na mnie - przecież ja mu nawet ani razu nie odpisałam - uniosłam ręce w geście obronnym
-A tak w ogóle, czemu Rose czyta twoje smsy?
-Właściwe, to ja nawet nie mam nic przeciwko, czasami ja jak widzę, że ktoś do niej dzwoni odbieram i odwrotnie, takie bezgraniczne zaufanie - wzruszyłam ramionami
-To muszę uważać co piszę...
-A co z Ryanem? - wypaliła
-Nawet nie wymawiaj tego imienia - zmroziłam wzrokiem przyjaciółkę
-Co się stało? - jej ciekawość przemawiała do mnie jednoznacznie
-Jakoś nie chce mi się o tym gadać, po prostu żenada.
-Aż tak źle?
-Bardzo.


***

Położyłam się na łóżku, by choć na chwilę odpocząć i pomyśleć. Ryan.. Co mu odwaliło? Wydawał się być naprawdę mega dziwny. Wcześniej był taki miły, opiekuńczy, a teraz stał się natarczywy, chociaż próbując być jeszcze przy tym sympatycznym. Coś mu się to nie udało... Nie. Nie pasuje mi to do niego. Ta sytuacja nie trzyma się kupy. Może się tak bardzo tym przejął, że zaczął się tak dziwnie zachowywać? Może ja go zbyt surowo potraktowałam? Nie. Nie. Nie. Nie wiem. Przewracałam się z boku na bok ciągle próbując wymyślić jakieś sensowne wytłumaczenie tej sytuacji. To jest nielogiczne. No błagam, chłopak jednego dnia jest mega miły i rzadko kiedy gadacie, a następnego dnia jest jak jakiś niewyżyty koleś. To mi kompletnie nie pasuje. Przecież gdyby mu faktycznie zależało poczekałby i starałby się utrzymywać ze mną lepszy kontakt. Mógł się wykazać większą inicjatywą, zainteresowaniem kiedy jeszcze nie miałam do niego urazu. Nie sądzę, żebym jeszcze chciała z nim utrzymywać kontakt, może przesadzam, ale tak się czuję. Mówiłam nie i gdyby to zaakceptował na początku tamtej rozmowy byłoby okej, ale nie. On musiał dalej to ciągnąć. Dlaczego? Dlaczego to zrobił? Nie potrafię tego pojąć... Na prawdę, zaraz zeświruję, już nie wiem co mam myśleć. SERIO.

-Wszystko okej? - do pokoju weszła Rose i głęboko przypatrywała się mojej osobie
-Nie - usiadłam - nie mogę zrozumieć dlaczego to zrobił, dlaczego był taki natarczywy, dlaczego?
-Chętnie Ci pomogę, tylko wiesz - uśmiechnęła się - pierwsze mi powiedz o co chodzi.
-Wyobraź sobie, że przyszedł i prosił, wręcz mnie zmuszał, żebym z nim była.
-I ty się zgodziłaś?
-Upadłaś na głowę?
-To co zrobiłaś?
-Powiedziałam nie, ale oczywiście nie odpuszczał więc powiedziałam żeby przestał jeżeli nie chce zniszczyć naszej relacji.
-I co?
-Ciągnął dalej.
-Żartujesz.
-Uwierz, że bym chciała.
-On jest jakiś posrany - dziewczyna kręciła głową.
-I zjebany.
-No, ale co zrobiłaś potem?
-Wyszłam i dałam mu do zrozumienia, że nie chcę z nim mieć nic wspólnego.
-Chyba za bardzo przesadziłaś...
-Nie, nie potrafiłabym potem z nim już rozmawiać, miałabym cały czas przed oczami tą sytuację.
-Aż tak bardzo Ci zadziałał na nerwy?
-Za bardzo jak na jeden raz.
-Może w sumie lepiej.
-Czemu?
-Dobrze nawet, że przesadzasz, bo on by nie odpuścił, a ty wtedy byś nie wytrzymała, uwierz, znam Cię za dobrze.
-Ta cała sytuacja mi nie pasuje - walłam się na łóżko i patrzyłam się ciągle w ścianę
-Może po prostu on taki jest, może miał jakieś problemy z dziewczyną i teraz na siłę szuka nowej - Rose zasugerowała, co właściwie składało się w całość
-W sumie, logicznie się układa - przez chwilę nie odrywałam oczu od białej ściany, zawzięcie układając to sobie w głowie, jak jakieś puzzle i przyznaję, z tych puzzli wyszedł mi obrazek.
-Więc chyba po problemie.
-Nie do końca, skoro może mieć jakieś problemy, powinnam z nim pogadać.
-No ale przez następne 3 dni nie masz na to czasu.
-Bo? - spojrzałam wymownie na przyjaciółkę
-Jutro przymiarki i ewentualne poprawki i sprawy organizacyjne, więc cały dzień w agencji, drugi dzień większość dnia próby a trzeciego to już tylko próba generalna i o 16 wybieg kochana.
-Czyli trzy dni męki.
-Coś w tym stylu - zaśmiała się - ale bez ciężkiej pracy nic nie osiągniesz.
-Niestety.
-Więc ostatni dzień luzu, trzeba to wykorzystać.
-Szybcy i wściekli do wieczora? - z nadzieją popatrzyłam na dziewczynę
-Po obiedzie - zagroziła palcem - bo ja w porównaniu do Ciebie cały dzień nie mam zamiaru gnić przed telewizorem.
-Bo wolisz gnić po obiedzie?
-Lepiej po niż przed, do tego czasu może przejdziemy się na spacer?
-W sumie chyba nie mamy nic do roboty, to okey.
-To ja pisze do chłopaków - Rosie wzięła telefon do ręki i zaczęła wysyłać w kilka sekund smsy do innych
-Eeeee po co?
-Chyba nie sądziłaś, że pójdziemy same.
-No właśnie sądziłam.
-Z tego co wiem, masz lepsze kontakty z Nathanem, więc w czym problem? Reszty nie lubisz?
-Oczywiście, że chłopaków lubię, nawet uwielbiam, ale z Nathanem zbyt dużo czasu już spędzam, jeszcze brakuje, żeby mnie uratował jak jakąś księżniczkę w zamku.
-Kwestia czasu. - bez wahania rzuciłam w dziewczynę poduszką, za jej słowa.
-To kompletny dupek! Żyję z nim z przymusu.
-Dobra dobra, za 15 min tu będą i sądzą, że nas wyniosą na rękach.
-Dlatego wolałam iść sama z tobą, oni są jacyś nienormalni! W dzień debile a w nocy niczym gangsta -obie wybuchnęłyśmy śmiechem i zaczęłyśmy przebierać się jakieś luźniejsze rzeczy; trampki, jeansy, koszulka i bluza. komplet idealny.
Zdążyłyśmy wybiec pierwsze z budynku, więc podejrzewam, że odbili się od drzwi. Oczywiście nie raczyli się pojawić przez kolejne 20 min. W końcu zeszli w "swoim stylu", czyli krzycząc gdzie są ich cukiereczki. W końcu poszliśmy wszyscy na spacer i wróciliśmy dopiero późnym popołudniem. Nie wierzę, że to mówię, ale nigdy tak chyba się z nimi nie bawiłam. Przez ostatnie miesiące zżyliśmy się bardziej niż by się przypuszczało, to niesamowite, że po tak krótkim czasie traktujemy się mniej więcej jak rodzina. Mam wrażenie, że wyznają zasadę, że zadrzesz z kimś z nas, to zadzierasz też z resztą. Oczywiście nie mówię o Nathanie bo on to się nie zalicza. Ale przyzwyczaiłam się już do reszty. Śmialiśmy i wygłupialiśmy się, nie raz tarzaliśmy się po trawie łaskocząc się jak małe dzieci. W tamtym momencie pomyślałam, że nie zniosę, jeżeli komuś z nich się coś stanie. To byłby największy ból, mimo wszystko jak ta cała sytuacja się rozwiąże, nie chciałabym stracić z nimi kontaktu, zbyt dużo zaczęli dla mnie znaczyć.


_______________________________________
TRALALA
Hejka! <naklejka> 
Powiedzcie nam szczerze, podoba się? Nie mieszacie się? Bo my wszystko mamy w głowie poukładane, ale nie wiemy jak z wami xD Piszcie xx I w sumie do nn!
A! I Wszystkim naszym cudownym czytelniczkom życzymy spełnienia marzeń i wszytskiegooo najlepszego z okazji dnia kobiet! <3

Buziaki 
J & J



niedziela, 21 lutego 2016

Rozdział 28

Emily 

Obudziłam się, przetarłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. Byłam sama. Niechętnie podniosłam się z łóżka i zaczęłam szukać telefonu. W trakcie spojrzałam do lustra. Wyglądałam jak 100 nieszczęść, ale na moją korzyść byłam jedyną osobą w pokoju i nikt mnie nie widział. Telefon był jak zawsze pod poduszką. 4 nieodebrane połączenia. Od: Rose, Rose, Rose i Ryan? W pierwszej kolejności zadzwoniłam do przyjaciółki.

-Ty się zapadłaś pod Ziemię czy co?
-Nie, spałam.
-Mam nadzieję, że jesteś już w drodze do nas.
-Niee, przyjedziemy jakoś popołudniu. - wciąż byłam zaspana i niedokońca wiedziałam o czym mówi, spałam tylko kilka godzin, co na mój umysł nie najlepiej działa
-Błagam, powiedz, że żartujesz.
-Rosie proszę, w nocy była próba zniszczenia budynku, praktycznie nie spałam bo robiłam za informatora
-Jak to próba?! Nic ci nie jest?
-Nie...
-A reszta?
-Tata ma tylko kilka zadrapań i siniaków, mama nic, a Nathan... Nawet nie wiem.
-Jak to nie wiesz?
-Nie ma go.
-I ty mówisz to z takim spokojem?!
-Tak, bo po całej akcji pojechał z jakimś kolesiem i do teraz nie wrócił. Zrobił to dobrowolnie, więc jakoś mnie to nie rusza.
-Jezus, a jak mu się coś stało? W ogóle jak to po całej akcji?
-Normalnie, chłopaki już pewnie wszystko wiedzą.
-To wy z rodzicami braliście w tym udział?
-Yhymm..
-Okey, ważne, że z wami wszystko dobrze.
-Em - do telefonu krzyknął Max
-Boże, nie krzycz, bębenki mi rozwalisz. - chwyciłam się za głowę
-Sory - powiedział ciszej-  jak się nazywał ten koleś z którym Nathan pojechał?
-Coś na A... Taki brunet...
-Ashton?
-Taa, chyba tak.
-A to luz.
-Luz bluz i orzeszki, nie? - mruknęłam
-Idź może jeszcze spać, bo brzmisz jakbyś miała umrzeć.
-Dzięki, zawsze potrafisz człowieka pocieszyć.
-Spadaj - usłyszałam tylko krzyki Rose, przez co odsunęłam telefon od ucha.
-Mam rozumieć, że nie przyjedziesz na wybieg?
-Co? Przecież on jest za kilka dni...
-Nie ten! - po jej słowach, w głowie przypomniałam sobie o jednej, ważnej sprawie. -Emily, nie mów, że... - irytowała ją świadomość, że zapomniałam o ważnym dla niej wydarzeniu
-Przepraszam...
-Obiecałaś.
-Ale nie planowałam tego co się stało w nocy, zrozum mnie.
-Ty mnie też. Wiesz jak bardzo chciałam na niego iść.
-I pójdziesz.
-Sama, dzięki. - w jej głosie słyszałam irytację
-Kelsey z tobą pójdzie.
-Ale Kels śpi.
-Tak właściwie to gada z koleżanką na laptopie od godziny - słyszałam słowa chłopaka blondynki
-Widzisz.
-I tak masz przechlapane. - Rose zawsze tak mówi, ale zazwyczaj zapomina o takich sytuacjach.
-Pogadamy jak przyjdę.
-Mam nadzieję, że będzie to dzisiejszy dzień.
Oczywiście nie mogłam odpowiedzieć, bo brunetka rozłączyła się po sekundzie. Sprawdziłam jeszcze skrzynkę.

1 wiadomość od Ryan. 

Cześć :) Skoro nie odbierasz, to zdecydowałem, że napiszę. Mam nadzieję, że jesteś jeszcze w Nowym Jorku, dlatego chciałbym się spotkać. Odpisz, kiedy będziesz mogła ;)

do Ryan

Hej :) Szczerze nawet nie wiem kiedy będę dokładnie w mieście, trudno mi ocenić, ale prawdopodobnie na jutro rano nie mam planów ;) To może o 10 w Starbucksie? 

od Ryan

Idealnie :)

Okej. Rose mnie zabije, że na jej zachcianki nie mam czasu, a z nim się umawiam po bokach, ale jakoś go  nawet polubiłam, jest na prawdę miły. O reakcji Nathana wolę nawet nie myśleć, w sumie lepiej jak mu nie powiem, nie jest w końcu moją matką. Tak w ogóle jest 12, a jego nadal nie ma. Dobra, nie ważne, jakoś mnie to nie interesuje, gdyby coś się stało miałbym jakieś przeczucia. Z resztą, co ja się tak nim przejmuję... Wzięłam plecak i zaczęłam się w łazience ogarniać. Może chociaż w najmniejszym stopniu zakryję niewyspanie. Podkład, puder, tusz, korektor i kredka do oczu w ostatnim czasie są moimi najbliższymi przyjaciółmi. Przydają się o każdej porze i sytuacji. Skończyłam wszystkie poranne czynności i przyszedł czas na ubrania. Luźny T-Shirt, jeansy z przetarciami, bluza i adidasy to na dzisiaj ubiór idealny. Praktycznie się już nigdzie specjalnie nie wybieram, więc co za różnica. Gotowa wyszłam z łazienki i myślałam, że umrę ze strachu otwierając drzwi.
-Kiedy przyszedłeś? - wpatrywałam się w Nathana który był w trakcie zmieniania koszulki, nie trudno było zauważyć, że nie chciał żebym zauważyła jedną z nich
-Jakoś przed chwilą.
-Pokaż tą koszulkę - wskazałam na ubranie które szybko schował do plecaka
-Po co? - popatrzył się na mnie pytająco, część bluzki niestety wystawała poza torbę i zauważyłam dwie małe, czerwone plamy
-Czy to jest krew?
-Nie.
-Z kogo robisz idiotę? - popatrzyłam się nie niego z niezrozumieniem
-Nie histeryzuj, kilka zadrapań i trochę krwi pobrudziło mi koszulkę.
-Tak, jasne - powiedziałam pod nosem, nie widziałam sensu dalszej rozmowy na ten temat, dlatego przeszłam do konkretów - gdzie idziemy na śniadanie?
-Pierwsze to się spakuj.
-Co z rodzicami?
-Możesz przestać zadawać te pytania?
-Nie.
-Pakuj się, okej?
-Jak mi powiesz co z rodzicami.
-Jadą jeszcze na tydzień do jakiś znajomych.
-A potem?
-Zostają w Londynie.
-A ja z nimi?
-Nie bardzo.
-Bo?
-Twój ojciec woli, żebyś jeszcze do rozwiązania tej sprawy pomieszkiwała z nami.
-On mnie chyba chce doprowadzić żebym ześwirowała... - Nath w odpowiedzi zaśmiał się, a ja zaczęłam zbierać wszystkie moje rzeczy do torby.
-Nie tylko ty. - mówił to patrząc się na mnie z uśmiechem na twarzy, coraz częściej mam wrażenie, że denerwowanie mnie to jego nowy hobby.
-Możemy już iść coś zjeść?
-Jasne.

Sprawdziłam dokładnie czy mam wszystko i wyszłam w pokoju. Razem z rodzicami zjedliśmy śniadanie na stołówce, Nathan oddał kartę pokojową i zapłacił. Została nam właściwe niecała godzina, nie mam pojęcia dlaczego, Sykes naciskał, żeby już jechać bo musi gdzieś wstąpić, zdecydowałam spędzić te kilkadziesiąt minut z rodziną, dlatego poszliśmy na spacer. Rozmawialiśmy o tym co będzie jak wrócą, jak się okazuje nie będzie ich jeszcze z miesiąc... Tata uznał, że mama rozpędziła się z odwiedzaniem znajomych i nawet nie wspomniała, że to trwa tak długo. Spędzając z nimi czas, po raz pierwszy od dawnych czasów, czułam się dziwnie. Co chwila zerkali na siebie, a ich twarze nic nie wyrażały, dawali wrażenie bezuczuciowych. Kiedy zaczęłam temat ich zachowania, odpowiadali wymijająco. Nie miałam pojęcia, co się z nimi dzieje. Byli oschli i bezduszni w stosunku do siebie. Co po chwila, patrzyłam na Nathana pytająco, ale widziałam, że on też nie wie o co chodzi. Nie miałam ochoty już brnąć z nimi w to dalej, bo ilekroć zwracałam im uwagę, to udawali, że nie wiedzą o co chodzi. Na początku nie chciałam odpuścić, kiedy drążyłam tamten temat i chciałam o tym porozmawiać mój tata podniósł ton głosu, że nic się nie stało. Wtedy wiedziałam na pewno, że coś się stało. Prędzej czy później się dowiem, ale, w tamtej chwili, kiedy krzyknął, kompletnie odechciało mi się o czymkolwiek z nimi rozmawiać. Pożegnałam się i zmusiłam bokiem Nathana, żebyśmy już pojechali, chociaż to on tym razem nie chciał jechać, bo miał zamiar porozmawiać z tatą.

***

-Wiesz o co chodzi? - Nathan odpalił silnik, popatrzył się na mnie i oczekiwał odpowiedzi 
-Nie - przymrużyłam oczy zastanawiając się nad wszystkim - i to nie denerwuje najbardziej
-Ciekawość do pierwszy stopień do piekła, nie? 
-W takim razie, od urodzenia tam siedzę.
-Bo na anioła to się nie nadajesz. - spojrzał na mnie z wymalowanym uśmiechem na twarzy 
-Tak samo jak ty.
-Co chcesz zrobić?
-Ale że w sensie? - odwróciłam wzrok w jego stronę
-Z rodzicami.
-Nie wiem...

Znowu zaczęłam błądzić myślami za szybą od samochodu. Akurat zaczęło padać, wyjęłam słuchawki i odpłynęłam wraz z muzyką, jednak ciągle zastanawiając się co się z nimi stało. Może po prostu się pokłócili? Nie. Nie wiem. Nie zdarzało im się być takimi. Może po prostu przesadzam? Znając moje ciekawe życie, pewnie tak. Zbierałam myśli, które ostatnim czasem nieprzerwanie mieszały mi w głowie, nie dając chwili odpoczynku. Nawet nie zauważyłam kiedy, ale zasnęłam. Obudziłam się na jakimś parkingu, rozkojarzona zerknęłam tylko na siedzenie obok, które było puste. Nie miałam głowy, żeby dzwonić, szukać, czy coś w tym stylu. Rozejrzałam się tylko jednym okiem po okolicy. Jakieś stare budynki z odrapanymi ścianami i graffiti. Jakoś nie zainteresowało mnie to szczególnie. Poprawiłam się tylko na fotelu i próbowałam spać dalej. Oczywiście jakaś pieprzona osóbka, postanowiła mi to przerwać pukaniem na szybę. Nawet nie otwierając jej, słyszałam dobrze wszytko.

-Ej, laluniu, kto Cię tu zostawił? Twój właściciel nie powinien zostawiać takiej piękności samej.. Może otworzysz nam drzwi i pobawimy się w małe co nieco? - koleś wyglądał na typowego bandziora, okulary, ramoneska i brzuch. Z zapasem na zimę, albo nawet i dwie, patrząc na niego tylko się roześmiałam i pokazałam środkowy palec.
-Oj oj oj, nie ładnie tak postępować z wujkiem Jackiem - pokręcił głową, a ja miałam ochotę wyjść i napluć mu w twarz - wygląda na to, że zabawimy się nie tylko z tobą, ale i z twoim fagasem - jego koledzy lustrowali mnie z każdej strony i śmiali się równocześnie
-No panowie, chyba nie wiecie z kim zadzieracie. - pomyślałam
-Otwieraj te cholerne drzwi! - jeden z nich zaczął szarpać za klamkę, jednak samochód był zamknięty
-Po co? - po raz pierwszy się odezwałam, co widocznie zainteresowało tych idiotów
-A po co rozmawia się z pozostawionymi dziewczynkami a aucie, gdzie jest DUŻOOO MIEJSCA? - patrzył mi się prosto w oczy z debilskim uśmiechem
-Nie ze mną takie rzeczy, przykro mi - odpowiedziałam i zamknęłam oczy w celu zaśnięcia
-Uważaj, bo jeszcze jej chłopaczek się zjawi i ci wleje - kpili
-Nie rozśmieszaj mnie - bandziorek z zapasem roześmiał się tak głośno, że pewnie nawet Rose go słyszy
-Ej, Jack, podobno jakiegoś kolesia teraz nieźle masakrują - podszedł do tego debila jeden z mężczyzn - zostaw ją, chodźmy popatrzeć
-Nie, mam tu lepszy towar do przerobienia - wskazał na mnie
-A spierdalaj - mruknęłam, jednak ten dupek to usłyszał
Przysięgam, że gdybym miała prawko to bym wsiadła za kierownicę i go rozjechała.
-Teraz to masz przejebane - powiedział
-Ja? Nie byłabym taka pewna - zaśmiałam się znacząco, ponieważ z daleka wyjrzałam Nathana wyjmującego broń
-A co może mi wpierdolisz przez szybkę? - udawał tępo małe dziecko
-Nie ma takiej potrzeby - uśmiechnęłam się, a koleś nieco zdezorientowany odwrócił się jednak szybko powrócił do dawnej pozycji, jednak leżącej. Nathan uderzył go mocno w nos, przez co poleciała mu krew. Najbardziej rozbawiło mnie to, że jego rzekomi koledzy tylko przyglądali się sytuacji. Ten niby Jack, próbował oddać mojemu "towarzyszowi", jednak on skutecznie unikał ataku i wykorzystywał to na swoją korzyść. Tak szczerze, już przywykłam do tego, że Nathan z kimś się lekko pobije. Przez krótki czas przyglądałam się całemu zdarzeniu, jednak potem zaczęłam ziewać i dokończyłam wcześniejszą czynność. Zasnęłam chyba w sekundzie. Nie pamiętam już nic, obudziłam się w swoim mieszkaniu i właściwe tylko tyle. Jak trup doszłam do łazienki i się ogarnęłam. Do końca dnia rozmawiałam z Rosie i odpowiadałam na wszystkie jej mało mądre pytania. Z chłopakami tylko się przywitałam, jakoś nie pędziłam do tego, żeby z nimi gadać, bardziej byli zainteresowani Nathanem, bo po cichu zadawali mu jakieś chyba dosyć poważne pytania. Właściwie ich miny to wyrażały. Pod koniec dnia, Rose oznajmiła mi, że jutro o 13 jest pierwsza próba i przymiarki do wybiegu...

***
Rano wstałam dosyć wcześnie jak na mnie, bo o 8. Nie miałam na to ochoty, ale musiałam, nie chciałam zbytnio iść na to spotkanie z Ryanem, nawet chciałam je odwołać, ale Rose naciskała. Ubzdurała sobie, że będzie z tego coś więcej. Jeszcze tego nie wie, ale zawiedzie się w swoich przekonaniach. Przed 10 Nowy York nie tętni tak bardzo życiem, co pozwoliło mi na spokojne wybranie miejsca w Starbucksie. Zamówiłam sobie kawę i czekałam, co nie trwało długo.

-Hej - uśmiechnęłam się w stronę chłopaka
-Cześć - usiadł na przeciwko mnie - co tam u ciebie?
-W porządku, a u Ciebie?
-Właściwie też, jak było u rodziców?
-Fajnie - mieszałam łyżeczką w kawie, jednak w pewnym momencie coś mnie zaniepokoiło - skąd wiesz, że byłam u rodziców? - kiedy spojrzałam na niego, wydał się trochę zakłopotany 
-Aaa mówiłaś mi chyba
-Ciekawe, nie przypominam sobie - nie chciałam wyjść na dociekliwą, ale nie mogłam skojarzyć skąd wie, że u nich byłam 
-Skojarzyłem fakty, pisałaś, że nie jesteś w mieście a kilka dni wcześniej mówiłaś, że chcesz odwiedzić rodziców 
-Nieźle, muszę mniej o sobie mówić - zaśmiałam się, jednak nie do końca mu wierzyłam w to co powiedział
-Właśnie za mało wiem o tobie - spojrzał mi prosto w oczy z zaciekawieniem 
-To po co chciałeś się spotkać? - od razu zmieniałam temat, bo wiem, że tamten schodził na złą drogę
-Wiesz - wziął głęboki oddech, jakby bał się mojej rekacji
-Spokojnie nie gryzę - oboje się zaśmialiśmy - tylko połykam w całości - na moje ostatnie słowa spojrzał na mnie speszony. Brawo Em, peszysz chłopaków.
-Przejdę do rzeczy, nie planowałem tego, ale chyba się w tobie zakochałem.


_________________________

RAM TAM TAMMM
Mieszamy wam w głowach, brawo. Ale sądzimy, że potem wszystko zrozumiecie. OKEJ, BEZ SPOILERÓW. Jak widzicie, akcja się rozwija i mamy nadzieję, że się podoba. Napiszcie co sądzicie :) Tak z innej beczki, dla zainteresowanych, założyłyśmy Wattpada >> https://www.wattpad.com/220902889-my-bodyguard-sykes-rozdzia%C5%82-1 << zrobiłyśmy to dla was, bo wiemy, że niektórzy wolą czytać na tym serwisie :) Jeżeli zbierze się was całkiem dużo, za kilka dni wyrównamy rozdziały i będziemy na bieżąco pisać na bloggerze i wattpadzie << pod rozdziałem zostawcie chociaż kropkę, żebyśmy widziały ile was jest mniej więcej ;)
Jeżeli lubicie spoilery do następnych rozdziałów zapraszamy na prywatnego twittera jednej z nas > @juliaa1306 < tam będzie dodawane coraz więcej spoilerów i innych informacji.

Buziaki xx

J&J






sobota, 6 lutego 2016

Rozdział 27

Emily


W nocy obudziły mnie jakieś strzały. Przestraszona zaczęłam budzić Nathana.
-Nathan, obudź się
-Co się stało? - zapytał, po czym rozbrzmiał dźwięk strzałów
Brunet od razu rozbudził się i rozkazał mi iść do łazienki, jednak pierwsze ją sprawdził czy kogoś tam nie ma. Sam ubrał się i wyjął broń z kurtki.
-Nie ruszaj się stąd, zamknij się na klucz, w razie czego masz tutaj pistolet, jeżeli ktoś Cię napadnie to celuj w ramię, ja idę po twoich rodziców i wracam - powiedział po czym przeszukał szybko cały pokój w razie czego i wyszedł, a ja zamknęłam drzwi na sto spustów i zamknęłam się w łazience.
Byłam cholernie przestraszona, w głowie miałam sto scenariuszy. Najbardziej bałam się o rodziców, modliłam się, żeby się im nic nie stało. Nathan jest można powiedzieć zawodowcem w tym co robi, ale chwila nie uwagi i może być po nim. Stanęłam w kącie, zasłoniłam roletę i czekałam z bronią w ręku. Nigdy wcześniej nie używałam jej, ale jeżeli będzie taka konieczność, zrobię to. Bałam się cholernie. W każdej chwili mogło mi się coś stać albo im. Moje ręce drżały niesamowicie. Nie, nie mogę tak tu stać kiedy im może się coś dziać. Nie, nie, nie, nie mogę. Wzięłam głęboki oddech i przekręciłam klucz od łazienki, jednak usłyszałam strzał. Sama nie wierzę, ale odbezpieczyłam broń i wyszłam. Okej, w pokoju nikogo nie ma. Teraz poza nim. Nagle ktoś zaczął pukać.
-Ems, to ja, Nathan - wyszeptał
Bez wahania przekręciłam klucz i wpuściłam go do środka.
-I co? - zapytałam
-Nic, kompletnie nic. To nie w hotelu. Przynajmniej nie na tym piętrze.
-A rodzice?
-Akurat spotkałem Willa po drodze, on też od razu chciał biec do nas, przepatrzyliśmy całe piętro i ani śladu po jakiejkolwiek bijatyce czy coś ale
-Ale?
-Muszę podpiąć się do kamer i wtedy będę pewny
-To na co czekasz?
-Aż taka odważna jesteś? - zapytał  uśmiechnięty wskazując na moją rękę, przez chwilę nie wiedziałam co odpowiedzieć
-Na wszelki wypadek - palnęłam
Nathan wyjął malutkiego laptopa i zaczął wstukiwać jakieś długie kody. Po kilku minutach miałam przed oczami cały monitoring hotelu. Parter i wszystkie inne piętra były puste. Zostały tylko podziemia, czyli garaże. Na początku nic nie zobaczyliśmy, jednak miałam wrażenie, że na ostatniej z kamer coś dojrzałam
-Wróć - nakazałam po czym pokazał mi widok jednej z kamer - patrz się tutaj - wskazałam
-Co to do cholery jest? - przypatrywał się
-Najwyraźniej ktoś zna dobrze ten budynek, bo przechodzi prawie niewidzialny pod kamerami
-Ale po co? - powiedział do siebie ciszej, wstukując coś
-Sprawdź kamerę dalej
-Nooo proszę, mamy naszych gangsterów! - przybliżył, jednak był spokojny, za co go trochę podziwiam
Na monitorze dojrzałam dwóch, dosyć młodych chłopaków, tak gdzieś w moim wieku. Przemykali się między autami, starając się być niezauważalni
-Pewnie go szukają - powiedziałam
-Niekoniecznie - stwierdził - równie dobrze mogą być z nim i tylko zabezpieczać teren
-Skąd wiesz?
-Bo sam tak nie raz robiłem - zaśmiał się
-Patrz, coś kombinują - wskazałam
-Tu was chuje mam, walky - talky się sprawiło - powiedział zgryźliwie po czym dodał do ekranu drugi widok na tamtego kolesia
-O cholera - powiedział
-Co?
-Bomba.
Jak usłyszałam co on właśnie powiedział, zrobiło mi się ciepło i słabo.
-Jak to bomba? Ale że w środku nocy?
-Bo tak jest najłatwiej, tylko zastanawia mnie gdzie jest ochrona - powiedział zamyślony
-Myślisz, że ich zabili?
-Nie, myślę, że ochrona śpi w najlepsze od strzałek usypiających
-Co? - oderwałam się i popatrzyłam na ekran, na którym było widać jak dwaj mężczyźni, którzy pilnują parkingów, śpią na siedząco a obok nich leżą jakieś malutkie strzałeczki
-Ubierz coś na siebie - powiedział
-Po co?
-Bo idziesz do swojej mamy.

****

-Dobra, my idziemy, wy tu zostajecie, nikomu za cholerę nie otwieracie i nie krzyczycie, tu macie laptop, śledzicie nas wszędzie i pilnujecie nam terenu, Emily już wiesz jak przełączać obraz, kiedy zauważycie coś podejrzanego od razu mi mówicie, ja będę miał z Willem słuchawki Bluetooth i będziemy was słyszeć, informujcie nas gdzie są te gnojki i nie wiadomo czy nie jest ich więcej, dlatego radzę dobrze patrzeć na obraz - powiedział Nathan przy okazji napełniając kurtkę jakimś rzeczami, o które się wolę nawet nie pytać
-Okej, a potem co? Rano was dorwą bo będą mieć wszystko na kamerach
-Nie będą, widok jest tylko wasz, a oni mają sprzed kilku dni na swoich kamerach, tym sposobem o niczym się nie dowiedzą, bo to co teraz się dzieje jest tylko dostępne dla nas, a o strzałach wiedzą jako ćwiczenia grupy wojskowej więc wyluzujcie, tu macie pistolety jakby coś - położył na stolik
-Co zamierzacie zrobić? - zapytała mama
-Zobaczycie, teraz nie ma czasu, jeszcze jakieś pytania? - zapytał tato
-Nie - powiedziałam cicho
-Wródźcie cali, proszę was - powiedziała błagalnie rodzicielka
-Nie takie akcje się robiło - Sykes zaczął się śmiać aż nagle rozbrzmiał kolejny strzał - co oni tak kurwa strzelają? Dobra, idziemy - dodał po czym znikli w drzwiach, które następnie strzelnie zamknęłam. Przestraszona zerknęłam na mamę, która nie była zadowolona z tej sytuacji. Wiem, że na zewnątrz udaje twardzielkę, ale w środku panikuje równie jak ja.
-Mamo, boję się - powiedziałam patrząc jej prosto w oczy - ta sytuacja mnie wykańcza, już nie wiem czego się spodziewać
-Wiem Emily, wiem, ja też mam dosyć tego uciekania, oni muszą w końcu zacząć działać, a musimy się nauczyć z tym żyć, pamiętaj, że Cię bardzo kocham - mocno zamknęła mnie w uścisku
-Dobra, pora zacząć działać.


Nathan

-Will, tutaj - pokazałem na drzwi ewakuacyjne i jednym kopnięciem je otworzyłem 
-Nie lepiej było się mnie zapytać, czy tak kogoś nie ma? - zapytała zbulwersowała Em
-A jest ktoś?
-Nie.
Zbiegliśmy szyko po schodach, sprawdzając czy ktoś za nami nie idzie. Nie wiem,  po co ta cała akcja tych gnojków, ale prędzej czy później się dowiem.
- Pobiegli w stronę wejścia głównego, ale nie weszli, są za autami, czarny Volkswagen i czerwony Seat - informowała na bieżąco
-A ten drugi?
-Tam gdzie był, ale pośpieszcie się, wygląda na to że kończy 
-Cholera - popatrzyłem się niepewnie na Willa - To jak? Ja biorę tego od bomby, a ty bajerujesz  tamtych?
-Trafiłeś idealnie, zabij tego skurwysyna a ja zajmę tamtych - rozdzieliliśmy się, każdy pobiegł do swojego
-Jennifer, ty masz Willa i pilnujesz jego terenu, Ems, chyba się domyślasz co masz robić - mówiłem do słuchawki, chociaż sam nie wiedziałem jaki mam plan, zostało mi to co zawsze, improwizacja.
-Niestety.
Wyszedłem cichaczem z korytarzy, ukryłem się za skupem  i właściwie nikogo nigdzie nie widziałem. Wydawało się że w pobliżu nie było żadnej żywej duszy. Jednak usłyszałem szper dochodzący z nie daleka. Ostrożnie wychyliłem głowę i wiedziałem już wszystko. Mężczyzna właśnie skończył przypinać bombę. Na moją korzyść, zaczął cofać się w moim kierunku, co jednoznacznie uprościło mi robotę. Czekałem aż zbliży się wystarczająco i zaatakowałem. Przyłożyłem mu rękę do ust, żeby nie dał czasem znaków innym i położyłem go na ziemię. Wyrwałem mu broń z ręki i odruchowo uderzyłem go pięścią w brzuch.
-Widać, że amator - uśmiechnąłem się - Oj, nie możesz odpowiedzieć, cóż za pech, a teraz będę miły i dam Ci pospać  - wyjąłem z ręki strzykawki i całą zawartą w niej substancje wstrzyknąłem  mu ją do żył - No, na kilka godzin mam Cię z głowy
Zostawiłem jego ciało za autem i pobiegłem do naszego materiału wybuchowego. Proszę, bomba zegarowa, znowu się spotykamy. Wyświetlacz pokazywał, że zostało mi 20 minut. Niezwłocznie i ostrożnie zająłem się nią. Nie jest to łatwe, bo jeden ruch i po nas. Musiałem dokładnie przyjrzeć się kombinacji i rozszyfrować kabelki, czy czasem nie zachciało im się kolorów kabelków pozmieniać.
-Emily, radzę Ci nie oślepnąć bo wolałbym być tu teraz sam, a nie z jakąś obsadą
-Rusz się, a nie dyskutuj, tata już długo nie wyciągnie tam, pośpiesz się
-Dobra, kończę.
Nie miałem pewności, że dobrze to zrobię, ale lubię ryzykować. Jednym ruchem odpiąłem jeden kabelek. Cisza. Wyświetlacz co ciekawe pokazuje teraz 5 minut. Brawo Sykes. Przeanalizowałem jeszcze raz całe urządzenie i to musi być ten. Niebieski mały kabel. Od niego zależy wszytsko. Wyrwałem go od mechanizmu. Cisza. Niepewnie spojrzałem na licznik.
-I? - zapytała Em
-Nic, rozbroiłem.
-Takk - odetchnęła
-Chyba nie sądzisz, że to koniec zabawy - powiedziałem i wiedziałem doskonale, że wie o czym mówię, jednak rozbawiło mnie jej przerażenie, chyba nie sądziła, że tak zostawię jej ojca
-Uważaj, proszę.
-I ty mi w tym pomożesz, sprawdź szybko czy tylko oni zosatali i jak wygląda sytuacja
Wyjąłem z kieszeni telefon i zadzwoniłem po kogo trzeba, tych gnojków nie można zostawić na wolności, nawet jeżeli by trafili to więzienia, to z niego szybko wyjdą, bo dowodów nie mają i są młodzi,  więc po wyjściu byłoby gorzej. Znam tylko jednego gościa w pobliżu który kocha taką robotę. Ashton.
-Nath, tata już długo nie wytrzyma, proszę idź tam - prosiła
-Już idę, gdzie są?
-Koło C7, ale bądź ostrożny, możesz zajść ich od tyłu... -przerwałem
-Już ich widzę i nie panikuj, ja wiem co zrobię
-Nath! - pisnęła do słuchawki
-Co?
-Oni mu przyłożyli pistolet do skroni
Schowałem się za ścianą, Will na szczęście mnie zauważył i wiedział co robić, przez moment przysłuchiwałem się ich rozmowie
-To co staruszku, powiesz z kim jesteś?
-Sam.
-Nie kłam!
-Przyszedłem tylko po coś do auta, panowie spokojnie, możemy to normalnie załatwić - Will próbował się cofnąć, lecz koleś mocniej przyłożył broń do jego głowy
-Mówisz albo giniesz!
-Nie tak prędko - powiedziałem po czym obaj obrócili się w moją stronę. Jeden z nich był przy Willu i on wykorzystując nieuwagę gówniarza przekręcił jego rękę w inną stronę, przez co strzelił swojemu koledze w nogę. Oczywiście udawał twardziela i stał równo na nogach, podeszłem go od tyłu i mimowolnie opuściłem go na ziemię jednym strzełem usypiającym, przecież nie chcemy śladów krwi. Tata Em szybko zareagował i wybił swojemu przeciwnikowi broń z ręki i zaczął ostrą walkę. Chętnie bym popatrzył, ale to nie najlepszy moment. Jednym ruchem położyliśmy go na ziemię i uniemożliwiliśmy jakikolwiek manewr.
-Nathan! Ktoś jedzie! - krzyczała do słuchawki
-Czarne BMW?
-Chyba tak.

-Nooo siema Sykes! - Irwin  wyszedł zadowolony z samochodu
-Tutaj jest jeden - wskazałem - drugi jest przy drzwiach a z tym poczekamy chwilę
-Widzę, że w konkrety idziesz, zaraz zapakujemy  naszych kolegów.

****
Gray został w hotelu, przyda mu się mały opatrunek. Trochę chyba zapomniał jak się bić... Weszliśmy do starego, opuszczonego budynku na co wskazywał obdarty tynk i wybite szyby. Wybiliśmy drzwi i przywiązaliśmy naszych kolegów do krzeseł. Kiedy w końcu obudzili się, stanąłem prosto i uśmiechnąłem się do nich, wyraźnie pokazując nasze zamiary
-Michael, kurwa gdzie ty durniu jesteś - Ashton oczywiście krążył w kółko i co po chwila przeklinał przyjaciela, nie zauważając kompletnie, że tamci się obudzili
-Nie przesadzaj, te gnojki nam nic nie zrobią, a Clifford zaraz będzie, 10 minut temu napisał mi, że był głodny i stanął na McDonaldzie, ale jedzie
-Czemu mi nie powiedziałeś?
-Lubię patrzeć jak kogoś coś denerwuje, a głód kolorowo włosego to chyba normalne
-Czyli nie zdąży na początek - Irwin podszedł bliżej lekko ogłoszonych kolesi i zmierzył ich wzrokiem
-Patrz kto się zjawił - w oknach można było dostrzec czerwone włosy przyjaciela z którymi właśnie kierował się w naszą stronę
-Nooo w końcu! - brunet wymownie spojrzał na chłopaka - a gdzie dla mnie?
-Nie mówiłeś że chciałeś.
-Nie mówiłeś, że będziesz jadł na Macku.
-Dobra, chłopaki koniec tej dziecinady, mamy inną robotę.
-No, tak zapomniałbym - Ashton oparł się o ramię krzesła jednego z chłopaków - to co? Powiecie po co to wszystko?
-Po co? Żebyś nas potem wsypał psom? - syknął jeden z nich na co wszyscy głośno się zaśmialiśmy
-Chyba nie sądzicie, że jesteśmy z jakiejś pomocy policji - nie mogłem powstrzymać śmiechu
-To skąd jesteście?
-Nie stąd, ale radzę nie zmieniać tematu, bo nie po to tu jesteście.
-Nic nie powiemy!
-Nie byłbym taki pewien.
-Widocznie masz problem.
-Ja bym się na twoim miejscu moimi problemami nie przejmował.
-Idioci mnie nie interesują. - młody wiedział jak sprowokować Irwina, bo od razu dostał w brzuch
-To jak? Dalej masz zamiar nic nie mówić?
-Żebyś wiedział!
-To wiedz, że śmierć będzie długa i bolesna.

_________________________________________
Cześć wam! Tak, zgadza się, robimy z Nathana potwora, ale zobaczycie sami, że nie jest tak źle :) Śmierć i zemsta to słowa które będą teraz bliskie. Tak, tak, dopiero 27 rozdział, a mówimy wam, żebyście się szykowali na śmierć jednej z osób :) 

Jest jedną sprawa, nam zależy na blogu i na tym, żebyście jak najczęściej dostawali jak najlepsze rozdziały, pod niektórymi jest nawet 700 wyświetleń za co bardzo dziękujemy!  Ale :) mamy wrażenie, że w ogóle wam nie zależy, nie mówię o jakiś wielkich fanach czy coś, ale nie komentujecie praktycznie w ogóle, co bardzo nas nurtuje :/ A wasza opinia jest bardzo ważna! Pokażcie, że czytacie to ff, że chcecie dalej czytać i dajcie nam motywację do dalszej pracy, dla was to sekunda a dla nas jest to bezcenne :)