.

GRY

piątek, 25 marca 2016

Rozdział 30

Emily

Od rana w mieszkaniu było duże zamieszanie, zakupy, porządki, szukanie i mało czasu. Przyznaję, zaspałam tak jak i Rose i oczywiście ten pajac nic nie zrobił żeby mnie obudzić. Z snu wyrwał mnie dźwięk telefonu, właściwie smsa.

Jeszcze się zobaczymy słońce. 

Aha, aha, fajnie. Ktoś nieświadomie myli numery, gdybym była miła napisałabym, że nie ma mnie za wybraną osobę, ale jakoś o tym nie pomyślałam rano. Wtedy chciałam tylko udusić dwóch chłopaków którzy byli w salonie. Jak się okazuje, oni też spali. Będąc cholerną wredotą, wzięłam dwa kubki lodowatej wody i w tym samym czasie wylałam im na twarz.
-Ej! - wyrwali się jak oparzeni z kanapy i z wyrzutem na mnie patrzyli - pojebało Cię?
-Tak słodko spaliście, że musiałam wam przerwać - założyłam włosy za uszy i wróciłam obudzić przyjaciółkę
-Nie! - Jay chwycił mnie za ramię - Daj mi ją obudzić - nie dał mi próby odpowiedzi, ponieważ sam po cichu wparował do jej pokoju i zamknął za sobą drzwi.
Bez zastanowienia zaczęłam siebie ogarniać, dzisiaj pierwszy dzień męki. Kiedy już odpowiednio się ubrałam, zajęłam łazienkę i zaczęłam się malować. W progu drzwi stanął Nathan i uważnie mi się przyglądał, każdy ruch, spojrzenie, jakby miał nad tym kontrolę i zapisywał w głowie.
-Książkę piszesz czy co? - zaśmiałam się kontynuując dawną czynność
-Nie.
-To co mi się tak przyglądasz?
-Bo lubię. - jego wzrok dosłownie przeszywał całą mnie, a ja nie mogłam przestać się głupio uśmiechać, bo jego postawa najzwyczajniej w świecie mnie bawiła.
-A mógłbyś się przynajmniej ubrać? - dopiero teraz wrócił do żywych i dostrzegł, że nadal nie ma na sobie koszulki.
-Jak będę chciał.
-Super, fajnie, ale ja bym wolała żebyś się ubrał, bo pomożesz mi w zakupach, bo z Jayem opróżniacie naszą lodówkę w jeden dzień.
-Życie - wzruszył ramionami - po kilku miesiącach życia z nami powinnaś się przyzwyczaić.
-Przyzwyczaiłam się, ale też nauczyłam, że trzeba was za to wykorzystywać.
-Czyli?
-Jedziesz ze mną, taka kara Ci nie wystarczy? - wyminęłam go w drzwiach i w kilka sekund wzięłam wszystko co potrzebne. - Masz zamiar iść bez tej koszulki?
-A czemu nie? Nie podoba Ci się?
-Moje zdanie to chyba nic w porównaniu z tym, że jakieś dziewczyny będą za tobą chodzić po całym sklepie i traktować jak jakąś gwiazdę.
-To chyba dobrze, nie?
-Nie do końca, bo nie dadzą Ci spokoju przez kilka godzin.
-Ale przynajmniej będę miał jakieś laski przy sobie.
-Niekoniecznie ładne.
-Przekonałaś mnie. - wziął z torby pierwszy lepszy T-shirt i założył go na siebie


Stał się cud i Nathan podczas moich ekspresowych zakupów grzecznie wszystko nosił i dawał wrażenie idealnego znajomego. Czasami jest jak przyjaciel, ale to czasami. Nie sprzeciwiał się niczemu, rozmawiał ze mną jak człowiek, przepuszczał mnie w każdych drzwiach, co nieźle mi w głowie miesza. Już sama nie wiem co o nim myślę. Głupieję przez niego, przysięgam. Coraz częściej wydaje mi się, że jednak mogę mu zaufać i obroni mnie w każdej sytuacji, ale już nie jako "ochroniarz",  jako bliska mi osoba.


***


Po zakupach wparowałam do mieszkania i zarządziłam stan wyjątkowy.
-Siadać wszyscy na szanownych czterech literach - uderzyłam zakupami o blat - słuchać mnie i Rose uważnie - stanęłam wraz z przyjaciółką w dobrze widocznym miejscu - przez kilka kolejnych dni, nie będzie nas praktycznie przez większość czasu 
-Prawdopodobnie będziemy wracać do domu żeby coś zjeść i iść spać - dodała Rose - i żeby było jasne - pogroziła palcem - żadnych imprez, wódek, burdelu, NIC. Jak wracamy do domu to ma być porządek i cisza.
-Więc w waszym wypadku, najlepiej będzie jak powrócicie do swojego poprzedniego lokum. Nie, że wam nie ufamy, ale wiemy, że zachowujecie się czasami jak zwierzęta - skwitowałam ich wzrokiem  - więc odbieracie nas i zawozicie, bo chyba od tego tu jesteście.
-Widzisz stary, zrobiły z nas swoich służących - Jay schował twarz w dłonie, a Nathan zaczął się śmiać.
-Ja mówię serio - popatrzyłam się na nich - przez te kilka dni będziemy cholernie zmęczone i wkurzanie nas wtedy skończy się wojną, na wybieg nie musicie iść, bo pewnie nie chcecie.
-Kto tak powiedział? - Sykes oczywiście mi przerwał
-A chcesz iść?
-Dużo dziewczyn w sukienkach i tego typu rzeczach, więc raczej warto - uśmiechnął się tępo w moją stronę i z Jayem zaczęli gadać coś na boku
-Idioci - pokręciłam oczami.
-Ale wracając - Rose podniosła głos i wrogo spojrzała na swojego chłopaka przez co ja z Nathanem o mało co nie wybuchłam śmiechem - ja was błagam, dajcie nam przez te kilka dni święty spokój, bo to jest dla mnie i Emily mega ważne, chcemy żeby wszystko się udało, jasne?
-Koniec tego zebrania? 
-Nie. Kwestia lodówki. Możecie jej używać, ale my też będziemy chciały coś zjeść jak będziemy wracać i nie mówię tu o mleku i piwie. NIE. My mamy kupione jogurty, warzywa, owoce itd i chcemy żeby chociaż połowa została. A teraz dupy rusz i sprzątać swoje rzeczy z ziemi i łazienki, my idziemy do kuchni. ŻEGNAM. - powiedziałam i zniknęłam z Rosie za ścianą.
-Jak myślisz? Posprzątają to czy walną do torby? - wypaliła
-Zdecydowanie jebną do torby, ale ważne, że my będziemy mieć porządek.
-I smród na dwa kilometry, nie?
-To robota bardziej w stylu Maxa żeby waliło na kilometr, więc może nie musimy się tym martwić - wybuchnęłam śmiechem.

Szybko jeszcze wszystko ogarnęłyśmy i kazałyśmy się zawieźć do agencji. Normalnie to byśmy same zaszły, ale nie miałyśmy już dużo czasu. Budynek był duży, a my w tym tłumie ledwo co się dostałyśmy na dane miejsce. Było to duże pomieszczenie i pełno w nim kobiet chodzących w metrach zawieszonych na szyi, modelki przymierzających już swoje kreacje i projektantów którzy wszystko komentowali.
-Przepraszam, a kim wy jesteście? - podeszła do nas szczupła kobieta o długich, kręconych, blond włosach oraz trzymała teczkę z papierami w rękach. Przez chwilę zgłupiałyśmy i nie wiedziałyśmy obie co mamy odpowiedzieć, jednak kobieta bacznie nam się przyglądała i mówiła dalej - to wy wygrałyście udział w wybiegu?
-Tak - odpowiedziałam pewnie i uśmiechnęłam się do blondynki
-Jak się nazywacie?
-Rose Jenner i Emily Gray - kobieta zaczęła przewracać kartki i pilnie coś zaznaczać
-Faktycznie, chodźcie za mną.
Grzecznie ruszyłyśmy za nią rozglądając się wokoło i przyglądając się innym. Każdy był zajęty swoją pracą i nie zwracał uwagi na resztę, biegał, pisał i notował. Można było się domyśleć, że wszyscy chcą aby wyszło idealnie. Doszłyśmy do wybranego miejsca, gdzie czekał na nas jakiś mężczyzna.
-Poznajcie Jeffa, będzie się wami zajmował aż do wybiegu.
-Cześć, jak macie na imię? - powiedział z uśmiechem na twarzy
-Ja jestem Emily - odwzajemniłam uśmiech
-A ja Rose, ale mówią na mnie czasami Rosie.
-Super, mnie już znacie. Ale nie będę nudził i przejdę do rzeczy. Musicie wiedzieć, że czeka was dużo pracy i lenistwa nie tolerujemy. Macie się przyłożyć i postarać, ale nie zniechęcajcie się, będzie fajnie. Jestem prawie pewien, że jak wam dobrze pójdzie zostaniecie zauważone przez kogoś. Nowy Jork otworzy wam drzwi do sławy, przygotujcie się na to. Ale teraz musicie przymierzyć wszystkie kreacje jakie macie zaprezentować, każda ma po 3 więc do roboty. - powiedział i wręczył nam wieszaki z ubraniami.

Przysięgam, ten dzień był mega wyczerpujący. Przez kilka godzin męczyli nas bez przerwy. Obróć się, przejdź 5 metrów, ubierz to, zdejmij to, przebierz się, przynieś to, podaj to, załóż to itd. W pewnym momencie Rose już nerwy puściły i w końcu się zapytała czy istnieje tutaj coś takiego jak przerwa obiadowa. Dzięki Bogu wypuścili nas na pół godziny na lunch. Chyba nigdy 4 godziny pracy mnie tak nie zmęczyło jak dzisiaj. Może brzmi to wszystko banalnie, ale w praktyce bardzo wyczerpuje. Kiedy wróciłyśmy kazali nam jeszcze 5 razy wszystko przymierzyć i dokładnie wszystko sprawdzić z nimi. Atmosfera była bardzo miła i Jeff był przezabawny, ale to nie zmienia faktu, że padałam na zbitą twarz. Niestety jutro nie zapowiadało się lepiej. Nie zdziwię się jak nie będę jutro czuć własnych nóg. Z góry nam oświadczyli, że będziemy ćwiczyć chodzenie i sposób prezentowania się i ubrań, które są najważniejsze. Trzymali nas w agencji jeszcze kolejne 3 godziny, aż w końcu pozwoli nam iść do domu. W tamtym momencie dziękowałam Bogu, że ubrałam swoje ukochane Superstary i nie zrobiłam sobie odcisków. Gdybym wzięła baleriny to bym chyba sobie nogi odgryzła. Koniec końców szczęśliwie doczekałyśmy się na Jaya, który zawiózł nas do mieszkania. Przekręciłam klucz w drzwiach i zaświeciłam światło. Modliłam się żeby nie zastać w nim hałasu, bo moja głowa by tego nie wytrzymała i przypuszczam, że Rose też.
-Cisza - odetchnęłam - cisza, piękna cisza, Rose, słyszysz ty to?
-Tak i nie chcę tego niszczyć - weszłam do kuchni i oświeciłam światło i o mało co zawału nie dostałam.
-W killera się bawisz? - powiedziałam do Nathana opartego o blat i pijącego herbatę z telefonem w ręku
-Jak jesteś głośno źle, cicho też źle.
-To mogłeś chociaż się odezwać.
-Nie słyszałem, że przyszłyście.
-No tak, bo telefon życiem.
-Odezwała się uzależniona od swojego - skwitował mnie wzrokiem
-Śpisz u nas? - zapytałam kiedy usłyszałam, że Rose zajęła mi łazienkę
-Tak.
-A Jay?
-Poszedł po piwo do nas.
-Zrobiłeś coś do jedzenia?
-Nie - powiedział wymownie jakbym zapytała o coś niemożliwego..
-No, przecież głupio się pytam... - pokręciłam oczami i pożałowałam, że zapytałam się o tak oczywistą rzecz.
Wzięłam jakieś warzywa z lodówki i zrobiłam kilka kanapek dla siebie i dla przyjaciółki. Nie miałam zamiaru na nią czekać dlatego zjadłam swoje a jej odłożyłam do lodówki i kazałam Nathanowi jej o tym powiedzieć. Kiedy łazienka się zwolniła, zajęłam ją bez zastanowienia. Nalałam do wanny pełno wody i moczyłam się w niej chyba z 30 minut. Umyłam się i doczołgałam się do pokoju. Byłam tak cholernie zmęczona, że zasnęłam chyba w sekundę, na samą myśl o jutrze już zasypiałam.
Kolejny dzień był faktycznie wyczerpujący tak jak się zapowiadał, po raz pierwszy znienawidziłam szpilki, a moje i Rose nogi odmawiały posłuszeństwa. Przez kilka godzin przebierałam się i prezentowałam kreację w każdy możliwy sposób. Chodziłam tam i z powrotem chyba sto razy tak jak i inne dziewczyny. Widziałam, że każda była wyczerpana. Prowadzący to wszystko straszył i ostrzegał nas z tysiąc razy, jednak Jeff po tym wszystkim wyśmiewał go i podnosił nas na duchu. Gdyby nie on, chyba bym się tam posrała ze strachu. Wszyscy wokół są bardzo wymagający, ale to dobrze. Tego dnia Bóg ich chyba nawiedził bo wypuścili nas o 1,5 godz wcześniej z pretekstem "Odpocznijcie przed jutrem". Podejrzewam, że sami mieli dość tej ciągłej pracy od południa. Ale wtedy już to się nie liczyło. Liczył się kolejny, decydujący dzień. DZIEŃ WYBIEGU.

_______________________________

Cześć wam :) Co sądzicie? Podoba się czy raczej nie? Piszcie, chętnie poczytamy co myślicie. Kolejny rozdział dodamy chyba jakoś tak za tydzień, więc sprawdzajcie.

Buziaki xx
J & J





wtorek, 8 marca 2016

Rozdział 29

Emily

-Przejdę do rzeczy, nie planowałem tego, ale chyba się w tobie zakochałem. - kiedy usłyszałam to co powiedział, o mało co nie wyplułam kawy, której się właśnie napiłam
-Że co? Jak? Przecież my się praktycznie nie znamy. Jak? Powiedz mi jak. Jak? - nie mogłam zrozumieć co się stało, mój mózg prawdopodobnie przeżywał teraz eksplozję, bo nic kompletnie nie rozumiałam
-Normalnie - popatrzył mi się głęboko w oczy, próbując wyraźnie coś z nich wyczytać, ale jedyna rzecz którą miałam ochotę zrobić, to zacząć się śmiać.
-Nie obraź się, ale to nielogiczne - minimalnie spoważniałam - nie znamy się długo, nie spędzamy jakoś szczególnie razem dużo czasu, przepraszam, ale nie mogę tego zrozumieć, naprawdę.
-Ja wiem, ale widzę w tobie to coś, coś co rozjaśnia każdy poranek, czuję, że poznałem dziewczynę moich marzeń - mówił to z takim zapłonem, że musiałam mu przerwać, bo wyglądało to jak z filmu
-Przyznaj się, oglądałeś ostatnio dużo komedii. - parsknęłam śmiechem i na początku popatrzył się na mnie jak na idiotkę, ale potem wrócił do poprzedniego tematu 
-Nie - mój wzrok skierował się na niego i mówił sam za siebie - no dobra, może trochę, ale nie o to chodzi, wiem, nawet jestem pewien, że Cię kocham - mówiąc to dotknął palcami mojej dłoni, na co momentalnie zareagowałam i położyłam rękę na kolanie
-Ryan, nie byłabym taka pewna, trzeba umieć rozróżnić zakochanie od zauroczenia.
-I ja to robię doskonale, bo wiem, że jesteś ta jedyna.
-Nie Ryan, to niemożliwe.
-Emily, proszę Cię, daj mi szansę.
-O czym ty mówisz?
-Daj mi spróbować Cię uszczęśliwić.
-Nie, ty nie rozumiesz. Ja Cię nie kocham, jesteś dla mnie tylko znajomym.
-To ty mnie nie rozumiesz, ja zasługuję na to, Emily. - patrzył  mi się w oczy z nadzieją, jednak widziałam, że nie do końca o to chodzi, jego wyraz twarzy wydawał się trochę niewiarygodny - proszę Cię, bądź moją dziewczyną.
-Nie. Nie potrafiłabym. Nie mogę być z kimś kogo nie kocham.
-Ale daj mi sprawić żebyś pokochała!
-Koleś, czy ty rozumiesz słowo NIE? - wstałam
-Daj mi tą szansę, proszę.
-Nie Ryan, nie lubię jak ktoś mnie męczy i to jeszcze takim tematem, więc jeżeli chcesz, żeby nasze relacje nie uległy pogorszeniu, to tym razem ja proszę, SKOŃCZ.
-Emily, ale ja nie mogę, nie wiem co będzie, jeżeli się nie zgodzisz - mówił poważnym tonem. Nie wierzę. Jeżeli by mu serio zależało to by odpuścił. Nie krzyczałam, ale mówiłam poważnie. Nie czuję nic do niego i praktycznie go nie znam, on ma chyba nierówno pod sufitem jeżeli uznał, że mu się rzucę w ramiona.
-Przestań.
-Boisz się związku?
-Nie! Chyba nie rozumiesz słowa związek. To relacja między dwoma osobami które się KOCHAJĄ. A w tym przypadku jak chyba jeszcze nie zauważyłeś, tak nie jest. Mówię ostatni raz, żebyś przestał, bo uwierz, że nie lubię jak ktoś się narzuca.
-Emily, wiem, że nam się uda.
-Masz coś ze słuchem, czy jesteś może chory?
-Emily, zastanów się..
-Ale tu nie ma nad czym - powiedziałam nieco spokojniej, lecz on chwycił mocno mój nadgarstek jakby nie chciał żebym mu uciekła - puść mnie.
-Emily, przemyśl to. - jego ręka poluzowała uścisk mojej dłoni, przez co miałam szansę ją szybko wyrwać
-Nie, to ty się odwal. - popatrzyłam mu prosto w oczy i zobaczyłam w nich złość i przysięgam, że pierwszy raz się spotykam z taką sytuacją - i nie pisz, nie dzwoń, bo stracisz tylko czas.
-Ale wiem, że będzie warto.
-Warto, to będzie skończyć tą znajomość.
-Nie!
-Posłuchaj, nie zmusisz mnie i koniec. To moja decyzja, którą radzę przyjąć do wiadomości i zrozumieć, że jakoś nie bardzo chcę Cię już znać.
-Przemyśl to...
-Przemyślałam. Dlatego żegnam raz na zawsze i zejdź mi z drogi.

Biegiem wyszłam z budynku i szybkim krokiem ruszyłam do domu. Co on sobie wyobraża? Że, jak gadamy raz na kilka dni i to w stylu co tam, co robisz, jak się czujesz, to ja o nim pomyślę na poważnie czy coś? On jest jakiś chory! Serio, nie rozumiem, jak można być takim głupim i lekkomyślnym. Czy on naprawdę sądził, że ja znając go tyle i mając go za znajomego będę chciała z nim być? Przepraszam bardzo, ale nie mam 13 lat, żeby wkraczać w tak bezsensowne związki. Mam w końcu tą 19-stke i będę się z kimś wiązać na poważnie, a nie próbować jak dzieciaki, które uważają, że będąc z kimś są uważani za dojrzalszych. Nie no, nie rozumiem, jak można być tak tępym! Przecież on mnie cholera nie zna! Gdybym grała w jakimś serialu, widzowie padliby ze śmiechu. Jego podejście i reakcja to poziom podstawówki, jak nie przedszkola. Błagam, niech ktoś w końcu dorośnie i będzie chociaż w połowie dorosłym mężczyzną, a nie debilem. Czy to aż takie trudne? Jest w moim wieku, może o miesiąc młodszy, ale żeby być tak głupim to już przesada. Nie chciałam, żeby to się tak skończyło, bo na początku wydawał się być bardzo miły i sympatyczny i myślałam, że się będziemy dogadywać, ale jak widać, nawet tutaj się pomyliłam. 

Wbiegłam do mieszkania i znieruchomiałam. Moim oczom ukazała się MOJA ROSIE całująca się  z Jayem. Kiedy zobaczyli mnie w progu, odskoczyli od siebie poparzeni i dziewczyna speszona schowała się za chłopakiem.

-Too nie tak jak myślisz - wypalił pierwszy Jay
-Będziesz się długo tłumaczył. - stanęłam prosto przed jego twarzą i nie urywałam z nim kontaktu wzrokowego.
-Emily, bo.. bo ja... bo my..
-Przyjacielu masz przejebane - mówiłam poważnym tonem, nasz wzrok cały czas się nie urywał. Cisza trwała wieki, żaden z nas się nie odzywał. Jay patrzył mi się prosto w oczy i próbował coś zrozumieć, był mega zakłopotany i nie miał pojęcia co powiedzieć. Nie mogłam już wytrzymać i dalej trzymać go w niepewności - Zranisz ją, a pożegnasz się z kilkoma organami.
Chłopak popatrzył się na mnie jak na kosmitę. Mrugał oczami chyba przez kilkadziesiąt sekund i chyba nie dowierzał w moje słowa.
-A ty tak na serio? - zapytał
-Tak - zaśmiałam się - a co myślałeś?
-Że wydrzesz się na mnie i Bóg wie co będziesz robić. Przeklinać mnie z tysiąc razy i mówić, że na nią nie zasługuję, i że chce ją wykorzystać albo coś.
-A masz taki zamiar? - spojrzałam na niego poważnie śmiertelnym wzrokiem
-Nie!
-I radzę się tego trzymać - zmroziłam go wzrokiem i wybuchłam śmiechem
-Ty chyba sobie żartujesz...
-Nie - parsknęłam - przyjaźnimy się i ja Ci ufam, wiem, że nic jej nie zrobisz - popatrzyłam się na rozbawioną brunetkę - no, przynajmniej mam taką nadzieję.
-Jest w najlepszych rękach - dziewczyna podeszła do swojego chłopaka i czule się do niego przytuliła.
-A kiedy mieliście zamiar mi powiedzieć?
-Chcieliśmy jak najszybciej... Nie mieliśmy zamiaru tego przed Tobą ukrywać.
-Tak  tak, gdybym teraz nie wparowała do mieszkania Bóg wie kiedy bym się o tym dowiedziała i co by się to działo.
-No ej, bez przesadyy...
-To jest niesamowite, że mam ochotę się na kimś wyżyć, a kiedy wchodzę i się z wami spotykam humor mi wraca - zaśmiałam się pod nosem, faktycznie nie mogłam w to uwierzyć - i jeszcze wy, jak na 2 godziny za dużo wrażeń.
-Co? - Jay stał się trochę zdezorientowany
-A szkoda gadać - machnęłam ręką kiedy Rose wyszła z twarzą trupa z kuchni. Patrzyła się raz na mnie, raz na loczka siedzącego obok.
-Emily, kiedy miałaś zamiar mi powiedzieć o tych smsach? - tym razem ja zbladłam i nie wiedziałam co odpowiedzieć.. Na moje nieszczęście od kilku tygodni ktoś do mnie pisze z tekstami typu Co tam u Ciebie maleńka? Jesteś gotowa? Dlaczego nie odpisujesz? Kochanie, mam ochotę. Bądź dzisiaj wieczorem. W sumie, uznałam to za pomyłkę, bo numer był mi nieznany i nie odpisywałam. Jakoś nie zwracałam na to uwagi, ale oczywiście zapomniałam je usunąć. Nie chciałam, żeby ktoś o nich wiedział. Pewnie zaczęliby panikować i tylko mi robić wyrzuty. Faktycznie, trochę się zaniepokoiłam, ale szybko doszłam do wniosku, że albo ktoś ma zły numer, albo sobie jaja robi. Nie wygląda to na jakieś pogróżki. Mam to gdzieś i tyle.
-To pewnie jakieś żarty, albo ktoś przekręcił numer i nawet o tym nie wie... - mówiłam wymownie
-Nie wydaje mi się.
-Roseee, daj spokój, nic się nie dzieje, to jakaś pomyłka, nic więcej- kiedy ja się tłumaczyłam dziewczyna przeglądała z chłopakiem wcześniejsze wiadomości i co chwila patrzyli podejrzanie na mnie - przecież ja mu nawet ani razu nie odpisałam - uniosłam ręce w geście obronnym
-A tak w ogóle, czemu Rose czyta twoje smsy?
-Właściwe, to ja nawet nie mam nic przeciwko, czasami ja jak widzę, że ktoś do niej dzwoni odbieram i odwrotnie, takie bezgraniczne zaufanie - wzruszyłam ramionami
-To muszę uważać co piszę...
-A co z Ryanem? - wypaliła
-Nawet nie wymawiaj tego imienia - zmroziłam wzrokiem przyjaciółkę
-Co się stało? - jej ciekawość przemawiała do mnie jednoznacznie
-Jakoś nie chce mi się o tym gadać, po prostu żenada.
-Aż tak źle?
-Bardzo.


***

Położyłam się na łóżku, by choć na chwilę odpocząć i pomyśleć. Ryan.. Co mu odwaliło? Wydawał się być naprawdę mega dziwny. Wcześniej był taki miły, opiekuńczy, a teraz stał się natarczywy, chociaż próbując być jeszcze przy tym sympatycznym. Coś mu się to nie udało... Nie. Nie pasuje mi to do niego. Ta sytuacja nie trzyma się kupy. Może się tak bardzo tym przejął, że zaczął się tak dziwnie zachowywać? Może ja go zbyt surowo potraktowałam? Nie. Nie. Nie. Nie wiem. Przewracałam się z boku na bok ciągle próbując wymyślić jakieś sensowne wytłumaczenie tej sytuacji. To jest nielogiczne. No błagam, chłopak jednego dnia jest mega miły i rzadko kiedy gadacie, a następnego dnia jest jak jakiś niewyżyty koleś. To mi kompletnie nie pasuje. Przecież gdyby mu faktycznie zależało poczekałby i starałby się utrzymywać ze mną lepszy kontakt. Mógł się wykazać większą inicjatywą, zainteresowaniem kiedy jeszcze nie miałam do niego urazu. Nie sądzę, żebym jeszcze chciała z nim utrzymywać kontakt, może przesadzam, ale tak się czuję. Mówiłam nie i gdyby to zaakceptował na początku tamtej rozmowy byłoby okej, ale nie. On musiał dalej to ciągnąć. Dlaczego? Dlaczego to zrobił? Nie potrafię tego pojąć... Na prawdę, zaraz zeświruję, już nie wiem co mam myśleć. SERIO.

-Wszystko okej? - do pokoju weszła Rose i głęboko przypatrywała się mojej osobie
-Nie - usiadłam - nie mogę zrozumieć dlaczego to zrobił, dlaczego był taki natarczywy, dlaczego?
-Chętnie Ci pomogę, tylko wiesz - uśmiechnęła się - pierwsze mi powiedz o co chodzi.
-Wyobraź sobie, że przyszedł i prosił, wręcz mnie zmuszał, żebym z nim była.
-I ty się zgodziłaś?
-Upadłaś na głowę?
-To co zrobiłaś?
-Powiedziałam nie, ale oczywiście nie odpuszczał więc powiedziałam żeby przestał jeżeli nie chce zniszczyć naszej relacji.
-I co?
-Ciągnął dalej.
-Żartujesz.
-Uwierz, że bym chciała.
-On jest jakiś posrany - dziewczyna kręciła głową.
-I zjebany.
-No, ale co zrobiłaś potem?
-Wyszłam i dałam mu do zrozumienia, że nie chcę z nim mieć nic wspólnego.
-Chyba za bardzo przesadziłaś...
-Nie, nie potrafiłabym potem z nim już rozmawiać, miałabym cały czas przed oczami tą sytuację.
-Aż tak bardzo Ci zadziałał na nerwy?
-Za bardzo jak na jeden raz.
-Może w sumie lepiej.
-Czemu?
-Dobrze nawet, że przesadzasz, bo on by nie odpuścił, a ty wtedy byś nie wytrzymała, uwierz, znam Cię za dobrze.
-Ta cała sytuacja mi nie pasuje - walłam się na łóżko i patrzyłam się ciągle w ścianę
-Może po prostu on taki jest, może miał jakieś problemy z dziewczyną i teraz na siłę szuka nowej - Rose zasugerowała, co właściwie składało się w całość
-W sumie, logicznie się układa - przez chwilę nie odrywałam oczu od białej ściany, zawzięcie układając to sobie w głowie, jak jakieś puzzle i przyznaję, z tych puzzli wyszedł mi obrazek.
-Więc chyba po problemie.
-Nie do końca, skoro może mieć jakieś problemy, powinnam z nim pogadać.
-No ale przez następne 3 dni nie masz na to czasu.
-Bo? - spojrzałam wymownie na przyjaciółkę
-Jutro przymiarki i ewentualne poprawki i sprawy organizacyjne, więc cały dzień w agencji, drugi dzień większość dnia próby a trzeciego to już tylko próba generalna i o 16 wybieg kochana.
-Czyli trzy dni męki.
-Coś w tym stylu - zaśmiała się - ale bez ciężkiej pracy nic nie osiągniesz.
-Niestety.
-Więc ostatni dzień luzu, trzeba to wykorzystać.
-Szybcy i wściekli do wieczora? - z nadzieją popatrzyłam na dziewczynę
-Po obiedzie - zagroziła palcem - bo ja w porównaniu do Ciebie cały dzień nie mam zamiaru gnić przed telewizorem.
-Bo wolisz gnić po obiedzie?
-Lepiej po niż przed, do tego czasu może przejdziemy się na spacer?
-W sumie chyba nie mamy nic do roboty, to okey.
-To ja pisze do chłopaków - Rosie wzięła telefon do ręki i zaczęła wysyłać w kilka sekund smsy do innych
-Eeeee po co?
-Chyba nie sądziłaś, że pójdziemy same.
-No właśnie sądziłam.
-Z tego co wiem, masz lepsze kontakty z Nathanem, więc w czym problem? Reszty nie lubisz?
-Oczywiście, że chłopaków lubię, nawet uwielbiam, ale z Nathanem zbyt dużo czasu już spędzam, jeszcze brakuje, żeby mnie uratował jak jakąś księżniczkę w zamku.
-Kwestia czasu. - bez wahania rzuciłam w dziewczynę poduszką, za jej słowa.
-To kompletny dupek! Żyję z nim z przymusu.
-Dobra dobra, za 15 min tu będą i sądzą, że nas wyniosą na rękach.
-Dlatego wolałam iść sama z tobą, oni są jacyś nienormalni! W dzień debile a w nocy niczym gangsta -obie wybuchnęłyśmy śmiechem i zaczęłyśmy przebierać się jakieś luźniejsze rzeczy; trampki, jeansy, koszulka i bluza. komplet idealny.
Zdążyłyśmy wybiec pierwsze z budynku, więc podejrzewam, że odbili się od drzwi. Oczywiście nie raczyli się pojawić przez kolejne 20 min. W końcu zeszli w "swoim stylu", czyli krzycząc gdzie są ich cukiereczki. W końcu poszliśmy wszyscy na spacer i wróciliśmy dopiero późnym popołudniem. Nie wierzę, że to mówię, ale nigdy tak chyba się z nimi nie bawiłam. Przez ostatnie miesiące zżyliśmy się bardziej niż by się przypuszczało, to niesamowite, że po tak krótkim czasie traktujemy się mniej więcej jak rodzina. Mam wrażenie, że wyznają zasadę, że zadrzesz z kimś z nas, to zadzierasz też z resztą. Oczywiście nie mówię o Nathanie bo on to się nie zalicza. Ale przyzwyczaiłam się już do reszty. Śmialiśmy i wygłupialiśmy się, nie raz tarzaliśmy się po trawie łaskocząc się jak małe dzieci. W tamtym momencie pomyślałam, że nie zniosę, jeżeli komuś z nich się coś stanie. To byłby największy ból, mimo wszystko jak ta cała sytuacja się rozwiąże, nie chciałabym stracić z nimi kontaktu, zbyt dużo zaczęli dla mnie znaczyć.


_______________________________________
TRALALA
Hejka! <naklejka> 
Powiedzcie nam szczerze, podoba się? Nie mieszacie się? Bo my wszystko mamy w głowie poukładane, ale nie wiemy jak z wami xD Piszcie xx I w sumie do nn!
A! I Wszystkim naszym cudownym czytelniczkom życzymy spełnienia marzeń i wszytskiegooo najlepszego z okazji dnia kobiet! <3

Buziaki 
J & J